Wolnomularstwo narodowe w Poznaniu

BoSK: RSDiU a polityka

Marek Rezler, 14.11.2005

100 masonów

Jednym z trudno zrozumiałych zjawisk naszej historiografii jest dość słaba znajomość realiów zaangażowania Wielkopolski w przedsięwzięcia niepodległościowe czasu zaborów [1]. Przyczyna tej sytuacji zasługuje na dokładniejszą analizę w specjalistycznym opracowaniu. Tutaj jednak warto zwrócić uwagę na zjawiska, nie zawsze dobrze znane w samej Wielkopolsce, zaś w kraju (wychowanym na ogół na warszawsko – krakowskiej wizji naszych dziejów) nie uświadamiane zupełnie. Stąd blisko już do sloganów i stereotypów oceny. Mimo ponad 80 lat funkcjonowania w realiach po-zaborczej Polski, wciąż jeszcze trudno nam mówić w kategoriach c a ł e g o kraju. Zatem nie od rzeczy będzie przypomnieć artykuł Zygmunta Zaleskiego, zamieszczony w kwartalniku “Kronika Miasta Poznania” w 1923 roku.

W Poznaniu międzywojennym, twierdzy endecji, wolnomularstwo nienajlepiej było widziane. Nieprzypadkowo tu właśnie w 1926 roku Roman Dmowski założył Obóz Wielkiej Polski, nie gdzie indziej, a w stolicy Wielkopolski w tymże roku odbył się Zjazd Katolicki, w 1930 roku obradował tu Krajowy Kongres Eucharystyczny, zaś krótko przed wybuchem II wojny światowej na jednym z centralnych placów miasta odsłonięto Pomnik Wdzięczności (Serca Jezusowego) [2]. Również w okresie międzywojennym działały w Wielkopolsce loże: Akazie (Września), Comenius (Leszno), Kubus (Gniezno), Licht im Osten (Inowrocław), Tempel der Bruderliebe (Rawicz), Tempel der Pflichttreue (Krotoszyn), Tempel der Treue im Osten (Ostrów). Niemal wszystkie funkcjonowały, jako niemieckie, jeszcze przed 1918 rokiem i przerwały działalność już w latach dwudziestych; loża poznańska, Świątynia Jedności, po szeregu przemianach, przetrwała aż do grudnia 1938 roku. [3]

Publikacje dotyczące wolnomularstwa poznańskiego w zasadzie zakończyły się w roku 1918, gdy wzmianki na ten temat zamieścił Stanisław Karwowski w I tomie swej monumentalnej pracy Historia Wielkiego Księstwa Poznańskiego; wcześniej były to prace autorów niemieckich – ostatnio Rodgero Prümersa [4]. Nic więc dziwnego, że tematyka masońska nie występowała na łamach Kroniki Miasta Poznania – popularnonaukowego pisma, wydawanego przez nowo wtedy utworzone Towarzystwo Miłośników Miasta Poznania. Choć owo pismo zachowało swój wysoki poziom i ukazuje się do dziś, zagadnienia te były na jego łamach poruszone tylko raz: w 1923 roku, w artykule Zygmunta Zaleskiego: Masoneria Narodowa w Poznaniu. Należy sądzić, że zaakceptowano przede wszystkim charakter organizacji, o której mowa w tekście, sprawę swoistego “buntu” w poznańskim Wolnomularstwie Narodowym i przekształcenie organizacji w Towarzystwo Patriotyczne – bardziej narodowowyzwoleńcze niż wolnomularskie charakterem.

Autor artykułu, Zygmunt Zaleski (1894 – 1940) [5], z zawodu był ekonomistą, specjalistą w zakresie statystyki, absolwentem uczelni Wrocławia, Berlina oraz Kilonii, od listopada 1937 roku zaś wiceprezydentem miasta Poznania; zmarł w Mołodze koło Rybińska jesienią 1940 roku. Najbardziej znany jest w Poznaniu jednak jako współzałożyciel i prezes Towarzystwa Miłośników Miasta Poznania oraz główny redaktor “Kroniki Miasta Poznania”. Bardzo aktywny społecznie, na łamach kwartalnika zamieścił wiele swoich tekstów – rzetelnych, acz opracowanych nieco po amatorsku; ukoronowaniem tego kierunku działalności Zaleskiego było wydanie pod jego redakcją monumentalnej księgi pamiątkowej Poznania, opublikowanej z okazji Powszechnej Wystawy Krajowej w 1929 roku.

Artykuł “Masoneria Narodowa w Poznaniu” opublikowany był w “Kronice Miasta Poznania” w 1923 roku; część pierwsza, wstępna opracowania, została zamieszczona w numerze 8 (s. 145 – 150), zaś trzy następne – w numerze łączonym, 9/10 (s. 161 – 173). Po dość obszernym przedstawieniu realiów funkcjonowania lóż wolnomularskich w Poznaniu przed rokiem 1815, Z. Zaleski scharakteryzował losy najpierw Wolnomularstwa Narodowego, a potem okoliczności “przewrotu” i utworzenia Towarzystwa Patriotycznego. Całość kończy opis zachowania podsądnych w Berlinie, po wykryciu organizacji. Mimo dużego upływu czasu od chwili napisania artykułu, wiele z zawartych tam stwierdzeń zachowało aktualność, jako że autor bardziej prezentuje treść przeczytanych materiałów, rzadziej zaś feruje sądy kategoryczne, mogące być zarzewiem dyskusji. Mimo braku fachowego wykształcenia historycznego autora (a może właśnie dlatego?), opinie Z. Zaleskiego są bardzo trzeźwe i rzeczowe – najczęściej też trafne. Na kartach opracowania pojawiają się nazwiska czołowych naszych działaczy niepodległościowych owego czasu, m.in. bardzo kontrowersyjnego (i trudnego do jednoznacznej oceny) gen. Jana Napomucena Umińskiego, a także Ignacego Prądzyńskiego – jakby nie było jednej z najwspanialszych postaci powstania listopadowego i wojny polsko – rosyjskiej 1831 roku [6]. Obydwaj nie byli ideałami, a historycy już dość dawno wiedzą o konieczności uważnej a krytycznej analizy obszernych pamiętników zwycięzcy spod Igań. Najważniejszym jednak akcentem opracowania Z. Zaleskiego jest rzetelne zaprezentowanie p o s t a w ludzkich. Okazuje się, że tzw. narodowe cechy Polaków – nie zawsze te najchwalebniejsze – wcale nie są cechą wyłącznie mieszkańców Polski centralnej. Warto więc ów tekst przypomnieć dziś, w 76 lat od chwili publikacji – jako obraz realiów ubiegłego wieku i stanu wiedzy w pierwszych latach międzywojennego Dwudziestolecia.

W tekście uwspółcześniono jedynie pisownię i ujednolicono przypisy.

“Kronika Miasta Poznania” R. 1: 1923 nr 8, s. 145 – 150, nr 9/10, s. 161 – 173

Masoneria narodowa w Poznaniu

Zygmunt Zaleski

I.

Wolnomularze byli w Polsce prawdopodobnie już w początkach XVIII wieku. W r. 1738 wydał papież Klemens XII wielką bullę przeciwko masonerii, biskup włocławski Szembek dołączył w r. 1739 do niej list pasterski. Zaprzestali wówczas pracy istniejący w Warszawie masoni. W Poznaniu loży jeszcze nie było, natomiast w r. 1780 tłum przy rozruchach ulicznych zrabował księgi, akta i narzędzia jakiegoś zrzeszenia wolnomularskiego. Z czasu tego posiadamy wiadomości historyczne o istnieniu loży w Poznaniu.

Z inicjatywy loży staroszkockiej “Royal Yorck de l’amitié” w Berlinie powstały loże: w 1778 “Katarzyna pod gwiazdą północy” w Warszawie założona przez Michała Chełkowskiego z Górki w Wielkopolsce, a wkrótce potem dwie dalsze (“Świątynia Izydy” – mistrz Jan Potocki – i “Bogini Eleusis”) w Warszawie, równocześnie – dnia 5 października 1780 – “La constance coronné (Stałość uwieńczona)” w Poznaniu, 3 loże w Wilnie i jedna w Dubnie.

Najpóźniej w r. 1783 uniezależniła się prowincja polska od loży berlińskiej, zyskując patent na utworzenie własnej loży macierzystej. Konkordat odnośny podpisało 11 lóż, w tych “Stałość uwieńczona” z Poznania. Do godności loży wielkiej macierzystej wyniesiono warszawską lożę “Katarzyna pod gwiazdą północy”. Wielkimi mistrzami byli Ignacy Potocki, Mokronowski, w r. 1784 Stanisław Szczęsny Potocki, 1789 Kazimierz Sapieha. W r. 1786 liczono w Polsce 20 lóż, w tym główne prowincjonalne: W Warszawie, Poznaniu (“Stałość uwieńczona”), Wilnie i Dubnie.

Należeli do niej nie tylko Polacy, ale także niektórzy Niemcy tutejsi, jak Stremler, Dilly i inni. “Stałość uwieńczona” powołała niebawem do życia dalszą lożę polską p.n. “Orzeł Biały” oraz lożę “Schule der Weisheit”, która w marcu 1784 pierwszy raz pracowała w języku niemieckim. Nie była ona jednakże wyłącznie złożona z Niemców, należeli także do niej Polacy, głównie dysydenci, m.in. Aleksander Potworowski, pierwszy jej mistrz, Cassius, Mielęcki, Molski, Grudzielski, Hebdowski, Michał Sokolnicki, Bronikowski.

Loże poznańskie prosperowały dobrze i pracowały szczególnie nad pomocą dla ubogich. W r. 1787 przygotowywały się – na wniosek Dziembowskiego z loży głównej wschodu miejscowego – do wspólnej budowy lazaretu. Magistrat przyrzekł oddać plac i budulec, projekt jednakże nie został, z nie znanych przyczyn, wykonany. W r. 1794 ustała praca w lożach, i nie posiadamy z lat następnych żadnych informacji o zrzeszeniach wolnomularskich w mieście naszym.

Za pierwszych rządów pruskich na ziemiach polskich powstały jedynie loże niemieckie, podlegające wielkiej loży macierzystej “Zu den drei Weltkugeln” w Berlinie. Loże tego kierunku posiadały Warszawa, Kalisz, Płock (dwie), Gniezno (dwie), Łomża i Łęczyca. Należeli do niej prawie wyłącznie Niemcy, głównie urzędnicy pruscy. Naczelnictwo prowincjonalne stacjonowało zrazu w Kaliszu, później w Płocku. Tegoż obrządku loża ukonstytuowała się w r. 1906 w Poznaniu p.n. “Friedrich Wilhelm zur beglückenden Eintracht”, nie zdołała jednak umocnić swych czynności, gdy z wkroczeniem wojsk napoleońskich przeniósł się do Polski obrządek francuski.

Wojska te przyniosły loże polowe i spowodowały powstanie lóż miejscowych, zależnych od Wielkiego Wschodu francuskiego. W r. 1807 założono w Poznaniu lożę p.n. “Bracia Francuzi i Polacy zjednoczeni” (Les Freres Polonais et Français réunis)”, w Warszawie lożę “Zjednoczeni bracia polscy”. Wielki wschód prowincjonalny dla Wielkiego Księstwa Warszawskiego powstał niebawem w Warszawie. W lożach panował zdecydowany kierunek narodowy i wielka cześć dla Napoleona jako wybawiciela narodu polskiego. Loża poznańska składała się z licznych dygnitarzy wojskowych i cywilnych oraz wybitnych obywateli; pracowała w języku polskim i francuskim,. Mistrzem był przez dłuższy czas generał Wincenty Axamitowski. Do członków zaliczali się: pułkownik Stanisław Mycielski, prefekt departamentu Józef Poniński, podprefekt Aleksander Żychliński, rzecznik trybunału Augustyn Zaborowski, prezydent miasta Bernard Rose, hr. Kacper Skarbek, sędzia Wiktor Szołdrski, generał Henryk Dąbrowski, gen. Amilkar Kosiński, hr. Aleksander Bniński, gen,. Kazimierz Turno, hr. Melchior Łącki, sędzia trybunału Morawski i wielu innych (w r. 1814: 233 braci). W r. 1812 dzierżył młot mistrza prezes trybunału Faustyn Zakrzewski. Istnieje przypuszczenie, że w pewnym czasie był mistrzem loży poznańskiej ks. Józef Poniatowski, pewnym natomiast jest tyle, że był nim w loży warszawskiej i w pewnych pozostawał stosunkach z poznańską. W październiku 1810 założyła się w Poznaniu ponadto loża filialna żeńska na wzór francuski p.n. “Ogród Eden” (o rytuale nieprzyzwoitym w stopniu uczennic) [7], nie istniała jednakże długo. Należały do niej m.in. Barbara Dąbrowska, wielka mistrzyni, Julianna Ponińska, Karolina Palombini, Jaraczewska, Wincentyna Axamitowska, Eufemia Kwaśniewska, Zaborowska, Sułkowska, Augustyna Zabłocka. [8]

Zmierzając do unarodowienia ruchu wolnomularskiego, wielki wschód warszawski starał się uniemożliwić pracę lożom obrządku niemieckiego. Nie rozwinęła pracy loża niemiecka w Poznaniu “Friedrich Wilhelm zur beglückenden Eintracht”, w grzecznej drodze zamknięto policyjnie pozostałą lożę gnieźnieńską, loża prowincjonalna płocka sama zawiesiła swe czynności. A jednak niebawem dwie ostatnie loże wznowiły ostrożnie pracę, pozostały także łomżyńska i łęczycka, częściowo spolszczone w składzie członków (Lasocki w Łomży, gen. Kretkowski w Łęczycy, Plichta w Płocku, mistrz prowincjonalny Franciszek Mickiewicz, gen. Stanisław Mielżyński, ostatni nieczynny). Ponadto utrzymały się loże obrządku niemieckiego w Bydgoszczy i Toruniu. W Poznaniu założyli Niemcy w r. 1812 tegoż systemu własną lożę pod nazwą “Piast zu den 3 sarmatischen Säulen”, nie odgraniczając się wszakże ściśle od Polaków. Wśród urzędników loży spotykamy Maksymiliana i Adama Moszczeńskich oraz Spławę-Neymana. Członkami honorowymi byli gen. Henryk Dąbrowski i prefekt Poniński. Loża ta pozostawała jednakże nieczynną i rozpoczęła pracę dopiero po ponownym wkroczeniu Prusaków do Poznania, w dniu 24 stycznia 1816 r.

Nowy rząd pruski skasował lożę polsko – francuską. Po okupacji loża “Bracia Francuzi i Polacy zjednoczeni” zmieniła nazwę na “loża po stałości” (7 czerwca 1815 r.). Mimo to została rozwiązana policyjnie. Wówczas zniewolona była wystąpić ze wschodu warszawskiego, którego wielki mistrz Stanisław Kostka Potocki i urzędnicy Orsetti, Woźnicki, Woyda i Ginett zwolnili ja od obrządku francuskiego, po czym przystąpiła do Wielkiego Wschodu berlińskiego “Zu den drei Weltkugeln”. Loża macierzysta berlińska przyjęła wprawdzie lożę polską chętnie, zdradzała jednak z góry dążność do połączenia jej z istniejącą niemiecką “Piast zu den drei sarmatischen Säulen” oraz zmusiła do skreślenia wszystkich oficerów, urzędników i zwolenników Napoleona oraz rządu saskiego. “Stałość” ukonstytuowała się ponownie w grudniu 1815, a dnia 16 marca 1816 rozpoczęła nową pracę. Mistrzował Zaborowski. pomiędzy zwolennikami Napoleona znalazł się między innymi sędzia Morawski; wystąpił z loży. Wśród urzędników i czlonków znajdowali się również – w mniejszości znacznej – Niemcy, zwłaszcza dlatego, że lożę “po stałości” uznano jako ciąg dalszy starej loży, ”Schule der Weisheit”. Z działalności loży notujemy posiedzenie żałobne za brata Tadeusza Kościuszkę w dniu 19 grudnia 1817 roku odbyte. Obie loże wschodu poznańskiego utrzymywały dość żywy kontakt, dzieliły się lokalem, później prowadziły wspólnie budowę własnego domu, a wreszcie złączyły się dnia 28 kwietnia 1820 w istniejącą dotychczas lożę “Świątynia Jedności” (Tempel der Eintracht). Urzędnicy obierani byli pierwotnie parytetycznie spośród Polaków i Niemców. Pierwszy zarząd miał skład następujący: Plichta (mistrz), Rieman, Sobański, Sturzel, Schloegel, Milewski, Stöphasius, Bornemann, Mielcarzewicz, Hoffmann, Kalkowski, Kozłowski, Peschel, Kupke, Niklaus. Szybko jednakże pozbyli się Polacy wpływów: ostatni protokół polski spisano w stopniu pierwszym w r. 1823, w trzecim w r. 1825, a w drugim w r. 1829. Coś z rytuału polskiego zachowano jeszcze do r. 1866 ze względu na zasłużonego br. Jagielskiego, przez 40 lat urzędującego jako pierwszy dozorca. [9]

Masoneria polska miała w Poznaniu swe dobre dni przy schyłku pierwszej Rzeczypospolitej w latach 1780 do 1791 ewtl. 1794. Ruch ten stał pod inicjatywą loży staroszkockiej w Berlinie, uniezależnił się od niej jednakże bardzo szybko. Charakteryzował się wybitną tolerancją narodową i wyznaniową, a raczej ścisłą nawet neutralnością. Upadek państwa polskiego zmiótł z powierzchni wszystkie loże od Wielkiego Wschodu polskiego resortujące, za rządów pruskich nawet instytucje te, narodowo prawie bezbarwne, o pracy myśleć nie mogły, nie powstały też żadne loże nowe, gromadzące Polaków. Złoty swój wiek, acz bardzo krótki, przeżyła masoneria polska za czasów Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Loża poznańska była wręcz imponująca tak liczbą członków jak pracą. Łączyła obywateli najwybitniejszych Wielkopolski. Nowy ten ruch przyniesiony był z Francji, w którym to kraju patriotyczna część narodu polskiego pokładała nadzieję wyzwolenia całej Polski z niewoli. Masonerię polsko – francuską znamionuje cecha odrębna: silne uwydatnienie pierwiastka narodowego. Masoneria ta, poza wielkim balastem ceremonii, kultywowała głównie myśl odrodzenia i oswobodzenia narodu polskiego. Po bezgranicznej apatii społecznej w czasie pierwszego panowania pruskiego, nowy duch masonerii był zdobyczą o znaczeniu historycznym. Wolnomularstwo nasze za czasów napoleońskich było faktycznie zrzeszeniem równocześnie patriotycznym. I było w dziejach naszych początkiem wielkiego łańcucha spisków i zrzeszeń narodowych. Po ponownej okupacji Wielkopolski przez Prusaków, masoneria polsko – francuska znika. Przez czas jakiś utrzymuje się jeszcze loża polska w Poznaniu pod auspicjami Wielkiego Wschodu berlińskiego, ponieważ wszakże radykalnie patriotyczny żywioł polski musiał się z niej usunąć, pozostali tylko – masoni, w zgodzie z nowym prądem ugodowości narodowej, rychło złączyli się z braćmi niemieckimi, a we wspólnej z nimi loży bardzo szybko znaleźli się w znacznej mniejszości, zatracili rytuał polski, a z czasem w masonerii regularnej Polaków bodaj nie było wcale. Loża “po stałości” była już epigonem wolnomularstwa recte polskiego. Przechodząc pod egidę Berlina, musiała wykreślić wszystkich zwolenników, urzędników i oficerów napoleońskich oraz rządu saskiego, a zarazem Wielkiego Księstwa Warszawskiego. Straciła tych członków, którzy nadawali ton w loży, którzy ducha narodowego w niej szerzyli, chociaż neutralność narodowa należy do podstawowych zasad wolnomularstwa.

Ci oto usunięci z masonerii obywatele szukali nowej możliwości zorganizowania żywiołu patriotycznego. Stowarzyszenia typu nowoczesnego były jeszcze mało znane, a uzależnienie od koncesji i nadzoru władz pruskich, nie mogłyby pracować w duchu nacjonalistycznym. Prostą było rzeczą wykorzystać formy organizacyjne wówczas powszechnie przyjęte a jak najbardziej niezależne od kontroli policyjnej. Dla młodzieży akademickiej nastręczała się forma korporacyjna (burszenszaftów), dla ogółu obywatelstwa forma masonerii, szczególniej dogodna jako najbardziej warująca tajemnicę. Żywioł polski wykorzystał jedną i drugą: akademicy zakładali korporacje, z czasem przekształcając je na stowarzyszenia niepodległościowe, w kraju założono loże wolnomularstwa narodowego.
Pierwszy na większą skalę spisek polski pod nazwą Wolnomularstwa Narodowego i jego następstwa, o ile chodzi o ekspozyturę poznańską, przedstawiony jest dotąd na podstawie pamiętników (głównie Prądzyńskiego i Sczanieckiego), postaram się rzecz oświetlić ściślej na podstawie przewodu sądowego w postępowaniu przeciw gen. Umińskiemu i towarzyszom. [10]

II.

Kolebką masonerii narodowej była Warszawa, gdzie w r. 1819 zawiązany został tajny związek pod nazwą Wolnomularstwa Narodowego. Założycielami byli czynni lub dawniejsi oficerowie: major Łukasiński, eks major – sędzia Machnicki, podpułkownik Kozakowski, b. oficer, adwokat Szreder i b. kapitan, urzędnik Rady Stanu Wierzbołowicz.

Przypuszczano niekiedy – także w procesie Umińskiego kwestię tę poruszono pobieżnie – że myśl utworzenia masonerii narodowej pochodziła od gen. Henryka Dąbrowskiego. Stwierdzić tego nie można. Fakt, że wojskowi założyli lożę i że wśród nich znajdował się dawniejszy kapitan sztabu Dąbrowskiego Wierzbołowicz, przemawia za hipotezą inicjatywy najznaczniejszego żołnierza wówczas w kraju przebywającego († 6 czerwca 1818), a jednak chodziło najwyżej o samą myśl związku narodowego, bez jakichkolwiek kroków konkretnych. Ponieważ zaś Dąbrowski zaliczał się do gorliwych wolnomularzy i w loży polsko – francuskiej widział już przykład pracy narodowej przez masonerię, mógł był myśleć o organizacji masońskiej z tendencjami narodowymi.

Do czynniejszych członków Wolnomularstwa Narodowego należeli Dobrogoyski i Dobrzycki [11]. Obrzędy były podobne do ogólnomasońskich. Przyjęcie do pierwszego stopnia następowało w ten sposób, że wstępujący musiał dać odpowiedź na kilka pytań wolnomularskich wobec mistrza, w pokoju, w którym umieszczona była rzeźba cara Aleksandra, którego uważano w Warszawie za dobroczyńcę narodu polskiego z powodu jego starań o niepodzielność kraju polskiego na kongresie wiedeńskim i wydania Konstytucji Królestwa Polskiego [12] Wspominano go także w akcie przyjęcia. Wprowadzonego do sali posiedzeń kandydata pouczano krótko o celu zrzeszenia, którym było “dążenie do podniesienia ducha narodowego i pomnożenie dobra społecznego”. Po tym wszystkim oświadczał kandydat, czy chce wstąpić do loży, czy nie. Jeżeli godził się na przystąpienie, składał zobowiązanie przysiężne na zachowanie ścisłej tajemnicy i wykonywanie obowiązków członkowskich. W stopniu drugim pomijano już osobę i biust cara Aleksandra, objaśniano zaś dokładniej cele narodowe zrzeszenia. W ceremoniale przyjęcia mówił między innymi przewodniczący [13]:

“Stoisz tutaj przy ołtarzu ojczyzny. Smutny stan, w którym przedstawia się oczom Twym, i gruzy otaczające go przypominają Ci konieczność złożenia znacznych ofiar, aby go restytuować w pełnym blasku… Ojczyzna będzie umiała uznać i Twoje dobre przedsięwzięcia. Oczekuje ona w chwili tej jedynie przyrzeczenia, że nowy ten stopień ręczyć będzie za Twe przywiązanie nierozerwalne ku niej, oraz że otrzymując stopień ten z rąk władz przełożonych towarzystwa przejmiesz zobowiązanie wieczyste, iż wypełnisz ciężkie nieodłączne odeń obowiązki. masz zatem siłę duchową” – itd. Po odpowiedzi kandydata mówił mistrz:

“Przyrzeczenie Twoje daje nam nadzieję, że Towarzystwo uzyska w Tobie wybitnego członka, ojczyzna zaś pilnego obrońcę. Odnów zatem uroczyste Twe śluby. Schyl lewe kolano, nie wobec nas, którzyśmy śmiertelni, a wobec Boga i najświętszego dobra Ojczyzny. Przyłóż do piersi Swej tę oto broń, która zawsze gotowa być musi dla kraju obrony, i powtarzaj głośno wszystko, co powiem”. Następująca potem przysięga dotyczyła zachowania – pod groźbą śmierci – tajemnicy, nieograniczonego posłuszeństwa i czci wobec przełożonych, oraz przedsięwzięcia pracy wzorowej, pilnej i sumiennej. W dalszym ciągu wyjaśniano nowo przyjętemu ściślej obowiązki wobec sprawy narodowej przejęte przysięgą i zadania zrzeszenia. Zadanie brata określano jak następuje: “Opisywać czyny sławnych rodaków, popierać rozkwit narodowy, szerzyć korzystne opinie, podtrzymywać ducha, współbraciom dodawać otuchy, bronić Towarzystwa i Ojczyzny, a szczególnie przeciwdziałać odważnie wszelkim niebezpieczeństwom, aby osiągnąć kiedyś cnotę najwyższą: poświęcić się dobrowolnie dla szczęścia Ojczyzny”.
Stopień pierwszy był z natury rzeczy próbny, instrukcje były przeto tylko ogólne i obrzędy ułożone tak, aby pozorowały lojalność wobec rządu – rosyjskiego, gdyż związek powstał w Warszawie. Stopień drugi obejmował zdecydowanych ideowców narodowych, nie przedstawiał się wszakże spiskiem o celach rewolucyjnych, a ograniczał się ściśle do pracy ideowej, pokojowej, do podnoszenia ducha narodu i wiary w piękne posłannictwo ojczyzny polskiej. Ten też brak celów bojowych podkreślał wobec władz śledczych, jen. Umiński. Zeznania swoje poprzedził wstępem:

“Jak dzieci nawiedzone nieszczęściem utraty macierzy nawet w pieszczotach macochy ledwie ulgę smutnego znajdują losu, nigdy zaś zapomnieć nie mogą tej, ku której wewnętrzny głos stale je wzywa, tak Polacy po utracie ojczyzny szukają pocieszenia w gruzach, które by napełniło próżnicę ich serc. To było zdaniem moim przyczyną powstania pierwszego związku w Warszawie”.

Obrzędy i instrukcje wyższych stopni, które na pewno istniały, nie doszły do wiadomości ani władz sądowych ani potomności. Jako pewnik należy przyjąć, że w stopniach wyższych masoneria narodowa zbliżała się do charakteru spisku z celem przygotowania braci, a przez nich szerszego zespołu ludności, do walki orężnej o oswobodzenie kraju. Na przypuszczenie to naprowadza określenie najwyższej cnoty: poświęcenia za naród, w stopniu drugim oraz ustęp z pouczenia dla nowo przyjętych, w którym mówiono braciom, że istnieją władze i stopnie dalsze o daleko znaczniejszych celach.

Zgromadzenia loży rozpoczynały się wspólnym odśpiewaniem pieśni “Święta miłości kochanej Ojczyzny”. Z rytuału dla zebrań drugiego stopnia dowiadujemy się niektórych szczegółów. Przy otwarciu loży mówił mistrz: “Jak słońce ciepłem swym wszystkiemu stworzeniu ziemskiemu udziela życia i rozrostu, tak miłość ku ojczyźnie rodzi i rozwija wszystkie cnoty patriotyczne w sercu prawego Polaka. Na znak świętego tego symbolu oświecam naszą bardzo doskonałą i bardzo sprawiedliwą lożę towarzystwa ogniem wyższych cnót patriotycznych” (L. cit., s. 50).

Przed zakończeniem loży pytano dozorcy: “Jakich rozmiarów jest loża?” Odpowiadał: “Góry wysokie, dwa wielkie mury i dwie rzeki służą jej jako granice”. Dalsze pytanie: “Gdzie gromadzą się stowarzyszeni?” Odpowiedź: “U ołtarza ojczyzny, który, acz uszkodzony na powierzchni, jednak stoi jeszcze silnie na filarach swych i nosi napis adhuc stat!”. Kończył mistrz wezwaniem, aby zjednoczeni bracia nie dopuścili do zupełnego zniszczenia ołtarza ojczyzny, skoro nie mogą go przywrócić do pełnej chwały.

O wewnętrznej działalności Wolnomularstwa Narodowego nie posiadamy ściślejszych relacji Sądy w Królestwie nie zdołały nawet dowieść, że loża kiedykolwiek się zgromadziła. Wiadomym natomiast jest, że wcześnie zmierzała do rozszerzenia się w innych dzielnicach polskich. Pierwsze próby szły w kierunku Poznania już w r. 1819, w r. zaś 1820 pracowali emisariusze na Litwie, Wołyniu i Ukrainie i założyli tam organizację pokrewną pod nazwą Towarzystwa Dobroczynnego, później Templariuszy.

Mandat założenia loży filialnej w Poznaniu otrzymało dwóch Wielkopolan. Przy końcu roku 1819 lub w początku 1820 spotkali się gen. Jan Nepomucen Umiński z ppłk, Dobrogoyskim, emisariuszem Wolnomularstwa Narodowego na Wielkopolskę i Ziemię Kaliską, w Kaliszu. Dobrogoyski informował go, że istnieje tajna organizacja patriotyczna w Krakowie [14], namawiał Umińskiego do wstąpienia oraz założenia związku analogicznego na Wielkopolskę w Poznaniu, gdzie miał wielkie wśród społeczeństwa poważanie. Umiński jednakże odmówił, twierdząc, że zawsze gotów jest oddać swe usługi narodowi, ale nie wdaje się w towarzytstwa tajne. Skuteczna natomiast była propozycja założenia oddziału wielkopolskiego, stawiana podpułkownikowi Ludwikowi Sczanieckiemu w r. 1819 przez Łukasińskiego. Sczaniecki zajął się sprawą bardzo pilnie i ukonstytuował – prawdopodobnie w początkach r. 1820 – lożę poznańską. Zdaje się, że w krótkim czasie pozyskani zostali dość liczni obywatele dla masonerii narodowej. Loża zbierała się w mieszkaniach prywatnych, głównie u Sczanieckiego. Do związku poznańskiego należeli m.in. hr. Wiktor Szołdrski, Gajewski, Czapski, Pawlikowski, sędzia Morawski (były wybitny członek loży polsko – francuskiej w Poznaniu), Jarochowski, Karol Stablewski, Klaudiusz Sczaniecki, dwaj bracia Bojanowscy, Zaborowski, Radomski, Stanisław Chłapowski, Skórzewski, trzej bracia Mielżyńscy, dwaj Potworowscy, Tytus hr. Działyński, Józef Krzyżanowski, studenci Garstkiewicz, Monkowski, Bukowiecki, Alojzy Zaborowski, niejaki Kalinowski itd. Hospitantem był gen. Prądzyński, wówczas ściślej czynny w Warszawie. Obok znanych i poważanych obywateli gromadzono głównie młodzież; między nią znajdowały się elementy niedostatecznie dobrane, które używano niekiedy w charakterze emisariuszy, jak np. Wymienionego Kalinowskiego, żyjącego więcej wyłudzaniem pieniędzy niż pracą dla loży. Generała Umińskiego przyjęto do loży w czasie wypłat świętojańskich w r. 1820 w domu Sczanieckiego, jak się zdaje, w przytomności Morawskiego, Prądzyńskiego, Adama Grabowskiego i in. Według świadectwa Prądzyńskiego recepcja ta nastąpiła bardzo uroczyście [15]. Wszyscy obecni byli udekorowani wstęgą krzyża pamiątkowego polskiego [16]. Na stole ustawiona była figura cara rosyjskiego i położona księga, mająca wyobrażać konstytucję Królestwa Polskiego. Zebrani odśpiewali przy zakrytych okiennicach pieśń “Święta miłości kochanej ojczyzny”, po czym zwrócono kilka przemówień do gen. Umińskiego i odebrano odeń przysięgę.

Recepcje były względnie formalne. Nie było jednakże należytego lokalu urządzonego dla posiedzeń loży, nie troszczono się o dekoracje wolnomularskie, ani o rytuał.

Wśród obywatelstwa wielkopolskiego odgrywała wówczas wybitną, niekiedy nawet dość samodzielną rolę szlachta powiatów południowych, gromadząc się około Gostynia i Leszna. Loża poznańska miała tam szczególnie licznych zwolenników. Być może, że istniała w Lesznie osobna loża filialna, a może członkowie okoliczni urządzali sporadycznie jakieś schadzki stowarzyszonych, w każdym razie w r. 1820 zgromadziła się spora liczba zrzeszonych w kasynie leszczyńskim, śpiewano tam “Świętą miłość…”, a podochocona winem i mowami swojsko – narodowymi szlachta uchwaliła nad ranem wypędzić Prusaków z miasta. Przeszkodził temu z wielkim trudem Prądzyński, bawiący wówczas w Lesznie jako członek komisji granicznej rosyjsko – pruskiej. W Lesznie też nastąpiła recepcja niektórych członków.

Wolnomularstwo pracowało w ogólności słabo. Istniała w gruncie rzeczy pewna rozbieżność zasad. Związkowi chodziło o pracę dla narodu, a forma masońska i cele masonerii były mu w wielkiej części obojętne. Byli wśród wolnomularzy narodowych ludzie niczym nie związani z ogólna masonerią, a nawet jej zdecydowani przeciwnicy. Kierownictwo zaś krępowane formą masońską, niewiele prowadziło pracy ściśle patriotycznej, przynajmniej w stopniach niższych. Loże pułkowe Łukasińskiego w rzeczywistości nigdy nie były czynne. Loża główna warszawska więcej starała się o fundowanie filii, niż o pracę wewnętrzną, brakło jej poza tym zdolnych organizatorów. Wielkopolanom nie podobała się nieczynność Wolnomularstwa Narodowego. Członkowie rozbili się na dwa obozy: jedni ze Sczanieckim obstawali przy tym, co wprowadzono, inni poddawali pracę i urządzenia związku gruntownej krytyce. Dygnitarze, jak Umiński, odczuwali pewien niesmak w tym, że mieli wspinać się dopiero pilnie do wyższych stopni i twierdzili, że stopnie takie uniemożliwiają w ogóle należytą pracę narodową. Nad kwestią łatwiejszego wykrycia związku nie zastanawiali się przy tym, a wykazało się potem, że sami założyciele Wolnomularstwa w Warszawie najmniej umieli utrzymać język za zębami, gdy mniej masońscy Wielkopolanie nie zdradzili nikogo. Dalej żądano samodzielności, gdyż w odrębnych warunkach wypadało odmienną prowadzić pracę, nie wykluczano jednak wspólnej władzy naczelnej. Wreszcie nie podobały się instytucje takie jak podtrzymywanie czci dla Aleksandra, którego Wielkopolanie nie tylko nie poważali, ale uważali za takiego samego zaborcę jak króla pruskiego, co było najzupełniej słuszne.

Na czele opozycji stanęli Umiński i… stary mason Adam Morawski. Morawski opracował w myśl żądań malkontentów nowy statut, zmieniający nazwę związku, metody pracy, formę organizacyjną, znoszący zależność od loży warszawskiej i stwarzający pierwsze regularne stowarzyszenie tajne typu nowoczesnego. Przeciwnicy formy masońskiej zyskali większość. W jesieni 1820 roku zlikwidowano lożę Wolnomularstwa Narodowego w Poznaniu. A z niej narodził się Związek Kosynierów.

III.

Związek Kosynierów [17], w jaki przekształciło się Wolnomularstwo Narodowe w Poznaniu, odrzucił zatem wszelkie symbole łącznie z posągiem cara Aleksandra oraz stopnie, i zabrawszy wszystkich znaczniejszych wolnomularzy narodowych, ukonstytuował się jako zwykłe towarzystwo tajne. Według świadectwa Prądzyńskiego przewodniczącym Związku był gen. Stanisław Mielżyński. Główne zasługi około Związku, jego powstania i pracy, położyli sędzia Morawski i generał Umiński, delegat Związku do centrali warszawskiej.

Cel zrzeszenia pozostał nie zmieniony: utrzymywanie i ożywianie ducha narodowego wśród Polaków. Przysięga, składana przez Kosynierów miała brzmienie następujące:

“Przysięgam w obliczu Boga i Ojczyzny i zaręczam honorem, że wszystkich sił dołożę do podźwignięcia mojej nieszczęśliwej kochanej Matki, że dla odzyskania jej wolności i niepodległości nie tylko mienie, lecz i życie poświęcę. Tajemnic mi powierzonych lub powierzyć się mających nie wydam ani przed nikim nie objawię, a owszem, do powiększenia i powodzenia Związku ze wszystkich sił przykładać się będę. Przyrzekam najściślejsze posłuszeństwo prawom Związku tym, które istnieją, i tym, które postanowione być mają. Bez żadnego względu na okoliczności przeleję krew nie tylko zdrajcy, lecz każdego, ktobykolwiek szczęściu mojej ojczyzny był na przeszkodzie. Jeślibym był zdradzony lub odkryty, to raczej życie stracę, niżelibym miał odsłonić tajemnicę lub wydać członków Związku. Przyrzekam także nie przechowywać żadnych pism dotyczących Związku, a tym mniej papierów, zawierających spis jego członków, chyba w takim tylko razie, jeżeliby mi to polecone zostało przez starszych. Jeżelibym ośmielił się złamać tę świętą wobec najwyższej Istoty złożoną przysięgę, niechaj mnie jako zbrodniarza śmierć najokropniejsza ukarze, wtedy niechaj imię moje z ust do ust do późnej przechodzi potomności, a ciało moje dzikim zwierzętom na pastwę rzucone będzie! Taka nagroda niechaj mnie spotka za mój haniebny występek, ażebym był odstraszającym przykładem dla tych, co by w moje ślady iść chcieli. Wzywam Boga na świadka, a wy, cienie Żółkiewskiego, Czarnieckiego, Poniatowskiego i Kościuszki, umocnijcie mnie duchem waszym, ażebym stale wytrwał w mym przedsięwzięciu.” W przysiędze tej więcej było bojowości, niż w masonerii narodowej.

Gdy w Poznaniu założono Związek Kosynierów, w Warszawie powstał niepokój. Ponieważ stowarzyszeni Wielkopolanie nie chcieli wrócić do wolnomularstwa, rozpoczęto pertraktacje w kierunku upodobnienia całej organizacji do nowego związku poznańskiego. Z Poznania zalecano stworzenie komitetu centralnego na całą Polskę w Warszawie lub Poznaniu oraz przyjęcie zasad statutu poznańskiego dla całej organizacji. Statut ten doręczył prawdopodobnie sędzia Morawski z Poznania publicyście Morawskiemu w Warszawie. W celu osiągnięcia zgody pojechał jen. Umiński do Warszawy i przebywał tam od 1 do 6 maja 1821 r. Spowodował tam zgromadzenie się osób miarodajnych. W dniu 1 maja odbyła się schadzka w Potoku, skąd przeszli zjednoczeni do Bielan, a wieczorem drugą w mieszkaniu Kozakowskiego. Inicjatorem zebrania i przewodniczącym był Umiński. Tłumaczył on potrzebę zrzeszenia się na zasadach w Poznaniu przyjętych i utworzenia władzy centralnej. Stanowisko to zaaprobowano. Morawski (z Warszawy) odczytał rotę przysięgi, którą obecni powtórzyli (Prądzyński, Łukasiński, Szreder i in.). Wieczorem wybrano komitet centralny i przyjęto – a to już w nieobecności Umińskiego – statut. Zrzeszeniu nadano nazwę Towarzystwa Patriotycznego. Na czele wydziału centralnego stanął Wierzbołowicz. Teren dawniejszej Rzeczypospolitej podzielono na sześć prowincji, armia tworzyła siódmą. Prezydentem prowincji warszwskiej ustanowiono zaraz Węgrzeckiego, prowincji wojskowej Łukasińskiego, a prezydenturę prowincji wielkopolskiej ofiarowano Umińskiemu. [18]

W tej drodze formalnie zakończyła swój żywot masoneria narodowa, przekształcając się w r. 1820 w Poznaniu w Związek Kosynierów, a w r. 1821 powszechnie w Towarzystwo Patriotyczne. Ludzie pozostali ci sami. Genetycznie jest masoneria źródłem pierwszego znaczniejszego spisku niepodległościowego w Polsce. Ponieważ Towarzystwo Patriotyczne jest rzeczowo tym samym co Wolnomularstwo Narodowe, przeto historia tej ostatniej przedłuża się w pierwszym. Inicjatywa nowego zrzeszenia wyszła z Poznania [19]. Coś wszakże zepsuło się w Warszawie od razu: czy się nie umiano pogodzić co do składu komitetu centralnego czy inne były powody, dość że Umiński jeszcze raz był od lutego do kwietnia 1822 w Warszawie, a potem zniechęcił się. Gdy substytut Umińskiego, Józef Krzyżanowski, był w Warszawie, powiedziano mu, że stary komitet nie istnieje, i nie dano dalszych informacji. Być może, że czynności zredukowano z obawy przed wykryciem. Niebawem bowiem aresztowano Łukasińskiego, Dobrogoyskiego i Dobrzyckiego i skazano na 9 (pierwszego) wzgl. 6 lat warownego więzienia za działalność przeciwpaństwową. Towarzystwa jednakże nie wykryto. Rychło wszelako odżyła praca, kierowana w r. 1823 przez hr. Stanisława Sołtyka, później przez ks,. Jabłonowskiego, który m.in. nawiązał łączność ze sprzysiężonymi w Rosji. W Poznaniu natomiast nastąpiły jakieś nieprzyjemne tarcia osobiste, dzięki którym towarzystwo tutejsze podupadło zupełnie tak, że od r. 1822, kiedy Umiński się wycofał, do r. 1824 w Warszawie nie otrzymywano wiadomości o pracy w Wielkopolsce. Dopiero potem miał z inicjatywy ks. Jabłonowskiego Maciej hr. Mielżyński zreorganizować towarzystwo, wykluczając połowę dawniejszych członków, a pozyskując 10 – 12 nowych. Czy Towarzystwo Patriotyczne w Poznaniu pracowało w ogóle – po wygaśnięciu Związku Kosynierów w r. 1821 – pozytywnie, czy raczej nie wyszło poza formalną reorganizację, nie dowiadujemy się z akt procesowych. Stowarzyszenie odnowione niedługim cieszyło się żywotem – choć nota bene przeszło później w inne organizacje spiskowe i trwało niejako przez cały czas niewoli – gdyż niebawem Towarzystwo Patriotyczne zostało wykryte. Znaleźli się bowiem: zdrajca, “którego imię niechaj przechodzi z ust do ust do późnej potomności” i tacy, co woleli wydać członków Związku, aniżeli znosić więzienie, wbrew wspaniałej przysiędze.

IV.

W październiku 1822 roku przychwycono na granicy Królestwa Polskiego niejakiego Jana Karskiego, rodem ze wsi Pomiechowa pod Modlinem, b. oficera artylerii, i znaleziono przy nim list do Dobrzyckiego, w którym opisane były liczne sprawy związkowe i skompromitowani Umiński, Kniaziewicz, Arnold Skórzewski, gen. Paszkowski. Przychwycony Karski wyśpiewał wszystko co wiedział. Skutkiem zdrady tej zasądzono w 1823 r. Łukasińskiego, Dobrzyckiego i Dobrogoyskiego. Prześladowany najstraszliwszymi męczarniami Łukasiński wydał później więcej. Sprawa Towarzystwa wyszła na jaw. Gdy zrozpaczonemu Łukasińskiemu, wielkiemu męczennikowi polskiemu, zarzutu stąd w całej pełni czynić nie wypada, skandalicznie zachowywali się inni przywódcy b. masonerii narodowej i Towarzystwa Patriotycznego. Jako “świadkowie koronni” występowali Wierzbołowicz, Szreder i Oborski [20], kompromitując w pierwszym rzędzie Wielkopolan, potem również ks. Jabłonowski. Jako tako ostrożny był Prądzyński, choć i on nie przemilczał tego, co mógł przemilczeć. Stało się wreszcie, że w Królestwie Polskim nikogo w sprawie tej juz nie zasądzono, a tym czasem rozpoczęła się inkwizycja przeciw Wielkopolanom. Na skutek doniesienia władz rosyjskich – rządy wspierały się wzajemnie w wykrywaniu i wyświetlania związków tajnych – aresztowanio dnia 21 lutego 1826 r. gen. Umińskiego, Józefa Krzyżanowskiego i Macieja hr. Mielżyńskiego i osadzono w Toruniu w więzieniu śledczym. Inkwizycje prowadził radca rejencji Krause, ten sam, który miał w swym ręku śledztwo w sprawie polskich związków akademickich w Berlinie. Krause rzecz przeprowadził bardzo niezgrabnie. Mimo denuncjacji przeciw innym zrzeszonym nie wykrył dalszych winowajców. Zarządził jedynie przesłuchanie niektórych obywateli, zdradzonych przed władzami rosyjskimi przez cytowanego dawniej Kalinowskiego, zgrabnego wyzyskiwacza zrzeszonych pod pokrywką pracy emisariusza a obecnie ich zdrajcy; zdradzeni jednakże, jak Cyprian Jarochowski, wyparli się najpospoliciej. Nie przesłuchano natomiast nawet Sczanieckiego, zdradzonego przez spiskowców warszawskich. Krause wymuszał jedynie zeznania na trzech aresztowanych, w sposób niekiedy niedozwolony, jak obietnicami łaski itp. A przy tym śledztwo trwało niesłychanie długo: aresztowano obwinionych w lutym 1826 r., dnia 20 sierpnia 1826 nastąpiła ich konfrontacjha z podsądnymi w Warszawie, a lutym 1827 rozpoczęła się inkwizycja specjalna, zakończona dopiero w maju 1827, wyrok zapadł w końcu sierpnia 1827 roku.

Oskarżeni bronili się wzorowo, z wyjątkiem Umińskiego, który wspaniałomyślnie przyznał się do niektórych działań i tym sobie szkodził, ale nikogo w niczym nie wydał prócz zmarłego sędziego Adama Morawskiego i osądzonego już Dobrogoyskiego [21]. Zeznał, że Dobrogoyski nakłaniał go do założenia loży, czego nie uczynił, że przyjęty został do wolnomularstwa w r. 1820, jednakże bez złożenia przysięgi, że dyskutował z Morawskim o zniesieniu formy masonerioi, że brał udział w zebraniach warszawskich w maju 1821 r. Wszystkiemu innemu przeczył, a i w tym co zeznał, niektóre rzeczy przedstawiał korzystniej dla siebie, niż było w rzeczywistości.

Świetnie bronił się Józef Krzyżanowski (osobistość zresztą przeciętna tylko w Związku), który w charakterze substytuta Umińskiego bywał w Warszawie i wydany został przez Wierzbołowskiego, Szredera, Oborskiego i Łukasińskiego. Udowodnił, że wszyscy świadkowie są niewiarygodni na równi z Karskim, który list datowany z maja 1822 r. nosił do października 1822 w kieszeni, aby mógł być u niego przyłapany, a tylko dlatego wścibił się do Towarzystwa, aby je móc zdradzić, i w efekcie służył jako oskarżyciel Łukasińskiego i towarzyszy. Łukasiński był wedle wywodów Krzyżanowskiegio niepewnym świadkiem, gdyż zeznawał wśród tortur “pour mériter les bontés du gouvernement”, a zresztą – jak mówił – był człowiekiem pozbawionym czci dzięki karze chłosty cielesnej. U Wierzbołowicza, Szredera i Oborskiego wykazał, że muszą uchodzić za tendencyjnych denuncjantów, skoro zostali w Warszawie wypuszczeni na wolność, chociaż byli inicjatorami Wolnomularstwa Narodowego i prowodyrami Towarzystwa.

Podobnie Maciej hr. Mielżyński, obciążony przez ks. Jabłonowskiego, wyparł się wszelkiej łączności z Towarzystwem, jako też znajomości Jabłonowskiego.

Rezultat procesu był ten, że Mielżyńskiego zwolniono od winy i kary, co do Krzyżanowskiego cofnięto oskarżenie (tymczasowe uniewinnienie), a to dlatego, że żył w przyjaźni z Umińskim i “że zły charakter obwinionego i jego dotychczasowy sposób życia” popierały oskarżenie, generała Umińskiego zaś skazano na karę 6 lat fortecy za udział w towarzystwie tajnym. [22]

Prawnie przedstawiała się sprawa trochę niezwykle. Zdrady nie udowodniono, bo związkom patriotycznym zbywało na wyraźnych celach wojennych i Umiński takichże się wypierał. Karygodna była przynależność do towarzystwa tajnego, do którego przyznał się Umiński. Reskrypt gabinetowy z 6 stycznia 1816 r., przypominający rozporządzenie z 20 X 1798 r., nakładał na członków tajnych zrzeszeń – zarówno jakich tendencji, skoro członkowie zobowiązani byli do zachowania tajemnicy – z wyjątkiem wyraźnie wymienionych lóż masońskich, karę 6 lat fortecy lub domu karnego. Przewidziana była tylko jedna kara, tę też sąd zastosował (dla twórców związków tajnych były kary wyższe). Uznając jednak, że śledztwo trwało zbyt długo, obliczył sąd karę od 1 stycznia 1827 r. Niezwykłym przy sprawie tej całej było to, że Umiński jedyny skazany został za udział w związku; Łukasiński, Dobrogoyski i Dobrzycki zasądzeni zostali przed wykryciem związku, inni warszawscy oskarżeni zostali uwolnieni. Jeden człowiek zaś towarzystwa stworzyć nie może, cóż kiedy Umiński przyznał się, i to nie tylko w śledztwie – co nie obowiązywało – ale także wobec sądu. Przyznawając się najniepotrzebniej w świecie do związku, sam zawinił wyrok.

Karę odsiadywał Umiński w Głogowie, skąd uciekł na powstanie dnia 17 lutego 1831 r. Gdy po latach wrócił z emigracji w r. 1846, odsiedział resztę kary w Minden. [23]

Proces gen. Umińskiego zakończył dzieje masonerii narodowej, Związku Kosynierów i Towarzystwa Patriotycznego. Ważnym było stwierdzić związek między masonerią a polskimi spiskami patriotycznymi, które potem długo się utrzymywały w różnej postaci. W pierwszych związkach tajnych widoczne są już kardynalne wady tychże: niezgoda, słaba działalność, ponadto tutaj nieudolność w pracy tajnej i brak wychowania spiskowego. Gorący patriotyzm jednostek łączył się – mimo zasadniczej ostrożności – z niesumiennością, wyzyskiem i nie raz łotrostwem różnej hołoty. Jednej jeszcze nie dostrzegamy ujmy, która trzęsła często rozwojem związków tajnych, t.j. chorobliwej ambicji indywidualnej. Mimo wszystkich usterek związki tajne, z opisanymi na czele, przecież były właściwym źródłem odporności narodu naszego, i one to zachowały myśl i ofiarną pracę narodową. Krzewienie ducha narodowego wyszło z pierwszego spisku w czasie, gdy społeczeństwo polskie zdawało się wracać do tej nikczemnej apatii, w jakiej znalazło się bezpośrednio po rozbiorach. Tej olbrzymiej wartości historycznej spiskom ujmować nikt nie może ani ujmować się nie godzi.

[1] Autor tych słów, choć mieszka w stolicy Wielkopolski od ponad trzydziestu lat, nie uważa się za “poznaniaka”. Całkowicie jednak akceptuje metodę pracy przyjętą w tym regionie – przy zachowaniu wszakże dystansu do wszelkich przejawów regionalnego partykularyzmu. Faktem jest (nie do końca wyjaśnionym), że szczególnie aktywnymi propagatorami tradycji wielkopolskich były osoby spoza tego regionu; przed wojną był nim Adolf Neuwert – Nowaczyński, po wojnie należy do nich przede wszystkim Stefan Bratkowski.

[2] Jeszcze po drugiej wojnie światowej, pojawiła się kwestia miejsca pochówku najwybitniejszego prezydenta miasta Poznania okresu międzywojennego, Cyryla Ratajskiego. W wyniku opinii środowisk kościelnych, zasłużonego gospodarza i patriotę pochowano nie w krypcie pod kościołem św. Wojciecha (niekiedy, niesłusznie zresztą, zwanej “poznańską Skałką”), lecz na pobliskim Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan. Argumentem decydującym miała być przynależność Ratajskiego do masonerii. Tymczasem nie należał on nigdy do żadnej loży, natomiast aktywnymi masonami byli Józef Wybicki i Antoni “Amilkar” Kosiński – już od 1923 roku spoczywający w podziemiach wspomnianego kościoła…

[3] L. Hass: Masoneria polska XX wieku. Losy, loże, ludzie, Warszawa 1996, s. 126 – 134.

[4] Wymienia je Z. Zaleski w swym artykule, w przypisie 1. Po drugiej wojnie światowej, w 1996 roku w Poznaniu ukazała się jedynie doskonała broszura Andrzeja Karpowicza: Książka wolnomularska XVIII i XIX wieku – formalnie będąca katalogiem wystawy, jednak w rzeczywistości zawierająca kompendium podstawowych informacji na temat wolnomularstwa. Onże autor, kierujący pracownią masoników w poznańskiej Bibliotece Uniwersyteckiej, regularnie publikuje swe teksty również na łamach pisma “Ars Regia”.

[5] Ciekawe, że w obydwu częściach artykułu nazwisko autora w “Kronice” błędnie napisano jako Zalewski.

[6] Obydwaj byli z pochodzenia Wielkopolanami. J.N. Umiński urodził się w 1778 r. w Czeluścinie k. Gostynia, Prądzyński zaś – w 1792 r. w Sannikach, w Poznańskiem.

[7] Sądząc po sformułowaniu użytym przez autora, ów “nieprzyzwoity rytuał” miał dotyczyć zapewne specyficznej formy czci oddawanej pieskowi – mopsowi – przyp. TK.

[8] Większość wymienionych pań była spokrewniona z generałami armii Księstwa Warszawskiego. Barbara z Chłapowskich Dąbrowska to druga żona, zaś Karolina Palombini – córka z pierwszego małżeństwa, Wodza Legionów. Małżonkami genera łów były też W. Axamitowska i E. Kwaśniewska – przyp. TK.

[9] Powyższy szkic rozwoju lóż masońskich (farmazońskich) nie wyczerpuje ich historii, a służy nam tylko jako tło. Starsze dzieje wolnomularstwa poznańskiego przedstawione są dotychczas w czterech drobniejszych pracach: 1) “Kurzer Abriss der Geschichte der… St.Johannis Freimaurer-Loge zum Tempel der Eintracht im Orient Posen bis zum Jahre 1870”, Berlin 1870, 2) E. Mayer, Chronik der Logen in Posen, Berlin 1870, 3) Prümers, Die Anfänge der posener Loge, b.r., odbitka z organu związkowego z r. 1901, 4) Rodgero Prümers, Geschichte der Loge zu Posen, Posen 1909. Prace te wszystkie pisane są przez wolnomularzy; najdokładniejszą jest praca ad 4). Pierwszym kronikarzem masonerii poznańskiej był Wilh. Kalkowski, notatki jego podaje E. Mayer. Spis członków “Świątyni Jedności” w r. 1820 zamieszcza Karwowski w “Historii W.Ks. Poznańskiego”, Poznań 1918, t. 1, s. sequ.

[10] Materiał procesowy przedstawia zawsze wartość bardzo względną, szczególnie gdy podsądni zasadniczo milczą lub ilustrują wydarzenia korzystnie dla siebie. Ponieważ wszakże w pierwszej połowie wieku XIX w każdym bodaj procesie politycznym wyjawiali oskarżeni lub świadkowie – często zupełnie niepotrzebnie – niesłychanie wiele, przeto materiał ten bywa dokładniejszy niż wspomnienia autorów pamiętników. W przypadku naszym pozostanie jeszcze cały szereg spraw nie wyjaśnionych w detalach.

[11] Wśród nazwisk czołowych działaczy Towarzystwa Patriotycznego występują osoby, które w miarę upływu czasu odegrały znaczącą rolę w naszych tradycjach niepodległościowych. Mikołaj Dobrzycki (1793 – 1848), żołnierz napoleoński, potem oficer 6 pułku piechoty liniowej armii Królestwa Kongresowego, za udział w pracach Towarzystwa Patriotycznego osadzony był w twierdzy zamojskiej. Poległ w maju 1848 roku, w czasie wydarzeń wielkopolskiej Wiosny Ludów, w nieudanym szturmie kosynierów polskich na Oborniki – przyp. TK.

[12] Podobne nastroje występowały także w dwu pozostałych zaborach, gdzie zarówno autonomia Rzeczypospolitej Krakowskiej, jak i realia ustrojowe Wielkiego Księstwa Poznańskiego aż do połowy lat dwudziestych XIX wieku, traktowane były jako zapowiedź odrodzenia ojczyzny. Z pewnością jednak największe nadzieje wiązano z osobą Aleksandra I; to na jego cześć właśnie Alojzy Feliński napisał hymn “Boże, coś Polskę”, zaś Karol Kurpiński skomponował sławnego poloneza “Witaj, królu” – przyp. TK.

[13] J.D.F. Mannsdorf, Acten – Stücke über die aristokratischen Umtriebe der neuesten Zeit unter den Polen, Leipzig, J.A. Barth, 1834, str. 51 – Tekst cytowany tłumaczony jest z niemieckiego, mógł być przeto nieco odmienny w doborze słów.

[14] O oddziale krakowskim nie posiadam informacji. Akta rosyjskie twierdzą, że do Wielkopolski przeszło Wolnomularstwo Narodowe z Krakowa; nie ma jednakże ku temu ściślejszych danych.

[15] Umiński obstawał w zeznaniach swych przy innym przedstawieniu sprawy. Twierdził, że przyjęty został w innym domu przez sędziego Morawskiego wobec zaledwie Prądzyńskiego i jeszcze jednej osoby, bez udziału Sczanieckiego itd., że nie składał żadnej przysięgi, a tylko zobowiązał się do zachowania tajemnicy. Przysięga mogła być odebrana tylko na posiedzeniu loży, a na takim nigdy rzekomo nie był. Zeznanie oskarżonego wydaje się mniej prawdopodobnym niż świadka Prądzyńskiego.

[16] Nieścisłość. Wśród orderów polskich nigdy nie było “krzyża pamiątkowego polskiego”, w dodatku na wstędze. Sądząc po nazwiskach wymienionych osób,
zebrani byli kawalerami, ale polskiego k r z y ż a w o j s k o w e g o – jak nazywano wtedy order Virtuti Militari, nadanego im za dzielność w walkach pod rozkazami Napoleona. Przypuszczalnie na czas obrzędów loży przypinali wstążeczkę tego Orderu – przyp. TK.

[17] Bajecznie tłumaczył jen. Umiński nazwę Związku Kosynierów w śledztwie. Twierdził, że nazwa węglarzy (carbonari) przyjętą została od ważnego w kolebce węglarstwa zawodu. U nas najważniejszym jest zawód rolników, tychże najważniejszą pracą kośba. Od kosiarzy pochodzi przeto nazwa – Niemcy jednakże nie dali się wprowadzić w błąd, rozumiejąc, że utworzone w warunkach wojennych określenie “kosynier”, z końcówką wzorowaną na słowach jak bombardier, kanonier, grenadier, nie jest równoznaczne z “kośnikiem, kosiarzem”, żniwiarzem.

[18] Pytano się w Warszawie, czy inni generałowie wielkopolscy należą do Związku. Umiński odpowiedział, że gen. Paszkowski odmówił, że gen. Amilkar Kosiński “stracił dobrą opinię”, że natomiast gotów jest porozumieć się z przebywającym w Dreźnie gen. Kniaziewiczem, który zdaniem jego starczyłby za wszystkich innych.

[19] Umiński był formalnym założycielem Tow. Patriotycznego. Mylnie jednakże podaje Karwowski (l.c. s. 73) za Prądzyńskim, jakoby Umiński “przyznał, że był założycielem Towarzystwa Patriotycznego”. Umiński nigdy i nigdzie nie przyznał się do tego, przeciwnie, twierdził stale, że na zaproszenie innych brał udział w odnośnych schadzkach jako zwykły członek. Gdyby się przyznał, inny by też zapadł wyrok.

[20] Ludwik Oborski (1789 – 1873), tak niechlubnie scharakteryzowany przez autora artykułu, był najpierw dzielnym napoleończykiem, potem dowódcą pułku i brygady w czasie wojny polsko – rosyjskiej 1831 roku, wreszcie jednym z czołowych działaczy Towarzystwa Demokratycznego Polskiego. W Wielkopolsce wiosną 1848 roku w stopniu pułkownika, okazał się zdolnym organizatorem i dowódcą oddziałów kosynierskich; otoczony był wielkim szacunkiem podkomendnych i otoczenia – przyp. TK.

[21] Umiński nie chciał się ”wycyganiać”. Podobnie z wielką pompą oświadczał o sobie Ludwik Mierosławski po procesie berlińskim 1847 roku. Ta jednak między nimi zachodzi różnica, że Umiński uczciwie przyznał się do swych przewinień, a nikogo innego niczym nie zdradził, gdy Mierosławski najniegodziwiej podał wszystkich swych współwinowajców.

[22] Sądząc, iż jest obowiązkiem m.in. moim wskazywać na usterki w jedynej dotychczasowej historii W.Ks. Poznańskiego, którą napisał Stanisław Karwowski, aby piękną tę pracę powołani ku temu ulepszyć mogli, podkreślam chętnie zauważone braki. Tak też w tomie I na stronie 73 zauważam, że Karwowski, opierając się na Mottym, nie miał ścisłych o wyniku procesu informacji. Pisze, że prócz Umińskiego “innych pokarali (Prusacy) także więzieniem”, że jednak więzienie skazanych nie trwało zbyt długo, a “wielu z braku dowodów musiano uwolnić”. Otóż więziony był tylko Umiński, w śledztwie byli Krzyżanowski i Mielżyński, nikt więcej i żadnych ”wielu” nie musiano uwolnić.

[23] W latach 1846 – 1847 Umińskiemu, po uwolnieniu z twierdzy, pozwolono zamieszkać w granicach Prus – ale poza granicami Wielkiego Księstwa Poznańskiego; zmarł w 1857 r. w Wiesbaden – przyp. TK.

Autor: Marek Rezler
14.11.2005.