Stereotypy w postrzeganiu obcych: źródła, przejawy, zagrożenia

M.M., Deska przedstawiona w loży Prometea

Poczynając od II Wojny Światowej psychologowie społeczni starają się wyjaśnić, dlaczego od czasu do czasu w jakimś miejscu świata określona nacja rozpoczynając wojnę lub inne agresywne działania przystępuje do systematycznego unicestwiania innej nacji, czyli ludobójstwa. Starają się zrozumieć, dlaczego tysiące nazistów bez oporu wykonywało rozkazy Hitlera posyłając miliony Żydów do komór gazowych. Można śmiało powiedzieć, że z tego tygla okrucieństwa, uprzedzeń i strachu, jakim był Holokaust, wyłoniła się nowoczesna psychologia społeczna.

Całkiem ostatnio amerykański psycholog Ervin Staub (2000) przebadał przypadki ludobójstwa na przestrzeni XX wieku i przedstawił zbiór kulturowych i psychologicznych czynników, które sprawiają, że takie kampanie terroru są możliwe:

− Punktem wyjścia są często szczególnie trudne warunki życia członków określonej populacji – zapaść gospodarcza, wstrząsy polityczne itd.

− W takich warunkach nasila się u ludzi zwykła skłonność do kategoryzacji. Podstawą do niej mogą być nawet zupełnie nieistotne cechy. Kategoryzacja rozwija się od orientacji „ja – nie ja” do orientacji „my – oni”. Ludzie dzielą świat na grupy własne (tzw. in- groups), grupy z którymi się identyfikują jako ich członkowie oraz grupy obce (tzw. out groups), grupy z którymi się nie identyfikują. Te rozróżnienia poznawcze prowadzą do tego, że członkowie grup własnych są faworyzowani, a w przypadku grup obcych zaczynają działać uprzedzenia. Każde uprzedzenie składa się z trzech elementów: 1. negatywnych emocji, takich jak wrogość i strach, 2. gotowości do przejawiania pewnych zachowań, takich jak dążenie do unikania, kontrolowania lub eliminowania członków grupy stanowiącej przedmiot uprzedzenia, 3. negatywnych przekonań czyli stereotypów, służących do usprawiedliwiania tych emocji i zachowań. Mimo że stereotypy grzeszą ubóstwem, ponieważ obejmują zwykle kilka dość widocznych cech, używane są chętnie do uzupełniania brakującej wiedzy na temat przedstawicieli określonej grupy. Np. według amerykańskiego stereotypu Afroamerykanie są przesądni, zacofani, leniwi, beztroscy i muzykalni, jeśli więc nowopoznana osoba należąca do tej grupy etnicznej nie objawiła jeszcze swojego zacofania lub beztroskiego usposobienia, to z dużym prawdopodobieństwem będą jej one przypisane „z definicji”.

Stereotypy utrwalają się na dwóch zasadach: ignorowania informacji niezgodnych ze stereotypami oraz samopotwierdzającego się proroctwa. Grupy obce zachowują się tak jak „powinny” potwierdzając swój wizerunek, ponieważ grupa uprzedzona nie daje im okazji do zachowywania się inaczej. Przeważnie też, stereotypy nie poddają się zmianie nawet wobec oczywistych dowodów, że są nietrafne. W taki sposób spostrzegane grupy obce, zwłaszcza w trudnej sytuacji, stają się tzw. kozłami ofiarnymi, które obwinia się o wszystkie nieszczęścia. Dzieje się to tym łatwiej że, (jak w faszystowskich Niemczech) wybór określonych kozłów ofiarnych może stać się częścią oficjalnej ideologii, podzielanej przez przywódców i szanowanych obywateli.

− Ponieważ grupę, którą czyni się kozłem ofiarnym, obwinia się o cierpienia całego społeczeństwa, łatwo usprawiedliwić przemoc przeciw członkom tej grupy. Takie przypadki stosowania przemocy prowadzą do myślenia opartego na wierze w sprawiedliwy świat (just world thinking) (Lerner, 1980). Sprawcy i świadkowie aktów przemocy zaczynają wierzyć, że ofiary – ponieważ żyjemy w sprawiedliwym świecie – musiały zrobić coś takiego, co spowodowało skierowanie agresji przeciw nim. Tak więc Niemcy w czasach hitlerowskich doszli do przekonania, że Żydzi zasłużyli na swój los z powodu wyimaginowanych szkód, jakie wyrządzili państwu niemieckiemu.

– Przemoc zaczyna także usprawiedliwiać samą siebie – zaprzestanie przemocy oznaczałoby przyznanie, że od początku była ona nieuzasadniona. Ponadto, kiedy reżimy stosują zorganizowaną przemoc nie spotykając się z sankcjami ze strony innych państw, wówczas tę bierność społeczności świata przyjmuje się za dowód słuszności działań. Tak było w przypadku rzezi zwanych „czystkami etnicznymi”, które nastąpiły po rozpadzie Jugosławii w 1991 roku – chociaż obrazy tych zbrodni były szeroko rozpowszechniane, społeczność światowa przez kilka lat nie podjęła żadnego działania.

Poszukiwanie kozłów ofiarnych możemy zaobserwować nawet wtedy, gdy nie kończy się ono systematycznym zabijaniem. Rozpatrzmy postawy młodych osób dorosłych, mieszkających na obszarze dawnych Niemiec Wschodnich po upadku systemu komunistycznego. W ogólnokrajowych sondażach osoby w wieku od 15 do 20 lat wykazywały bardzo negatywne postawy wobec takich grup jak Polacy i Turcy. Wydaje się, że głównym powodem tych negatywnych postaw było zagrożenie ekonomiczną i kulturową rywalizacją. Innymi słowy, Polaków i Turków podejrzewano o to, że przyczyniają się do ekonomicznych trudności przejścia od komunizmu do demokracji, odbierając Niemcom pracę i dochody. Ta percepcja zagrożenia ekonomicznego pasuje do modelu, który przedstawiony został wcześniej. Uprzedzenia i gotowość do dyskryminacji nie powstają samorzutnie; wymagają one warunków społecznych, które sprzyjają wytworzeniu się przekonania, że „wróg” zużywa skąpe zasoby pożądanych dóbr. Stwarza to sprzyjający kontekst dla przemocy.

Kiedy reżimy czynią z „wrogów” kozłów ofiarnych, często także dehumanizują ich – starają się przekonać ludzi, żeby myśleli o określonej grupie jako złożonej z nieludzkich istot, które trzeba nienawidzić i unicestwić. Proces dehumanizacji jest szczególnie ważny dla prowadzenia wojny. Chociaż w większości kultur zwalcza się indywidualną agresję jako przestępstwo, państwa ćwiczą miliony żołnierzy w zabijaniu. Zadaniem przywódców jest przekształcenie aktu mordowania w patriotyzm. Częścią tego masowego oddziaływania społecznego jest dehumanizacja żołnierzy drugiej strony, polegająca na ukazywaniu ich jako „wrogów”. Dehumanizacji dokonuje się za pomocą retoryki politycznej i środków masowego przekazu, przedstawiających jaskrawo negatywny wizerunek wroga. Według weteranów, którzy odbyli służbę wojskową na froncie, najważniejszą bronią żołnierza na wojnie nie jest karabin, lecz dobrze przyswojony obraz znienawidzonego przeciwnika. Tak więc młodzi żołnierze, za pomocą stereotypów kogoś, kogo ich rząd postanowił nazwać wrogiem, zostają psychologicznie zaprogramowani tak, żeby w czasie wojny byli zdolni do zabijania.

W wielu przypadkach wizerunki wrogów nie są dokładnymi portretami, lecz raczej wyobrażeniami, które politycy wywołują w psychice obywateli, żeby zjednoczyć społeczeństwo i wysłać wojska na wojnę. Najbardziej sugestywnym przykładem tego procesu w najnowszej historii Stanów Zjednoczonych była regularność, z jaką Saddama Husseina porównywano do Adolfa Hitlera w kontekście Wojny w Zatoce w 1990 roku. Dzięki wytworzeniu tego skojarzenia w umysłach ludzi, prezydent George Bush i inni przywódcy polityczni mogli wykorzystać ogromne zasoby antyhitlerowskich postaw Amerykanów.

W jaki sposób przystępując do wojny, naród lub inna grupa decyduje, że sprawa jest wystarczająco ważna, by utrata życia była uzasadniona? Inaczej mówiąc, dlaczego indywidualni ludzie poświęcają się dla swojego kraju i czy jest to na pewno akt najwyższego altruizmu?

Z ewolucyjnego punktu widzenia pragnienie chronienia członków rodziny (to znaczy ochrony własnych genów) jest naturalnym powodem do walki na śmierć i życie. Ciekawe, że u samców ptaków i ssaków wyraża się ono w atakowaniu i zabijaniu, podczas gdy samice skłonne są także do kompromisów i ustępstw, żeby ochronić swoje młode. Niektórzy badacze sugerują, że ludzie mają zinternalizowane skojarzenie między „rodziną” i „narodem”. Mówimy o naszej „ojczyźnie” czy „kraju macierzystym”, i o tym, że jesteśmy „synami” i „córkami” naszego narodu. Czy to skojarzenie wystarczy, żeby wyjaśnić, dlaczego ludzie umierają za swój kraj? Czy ludzie, którzy idą na wojnę, konstruują „rzeczywistość społeczną”, w której wierzą, że w istocie bronią interesów swojej, rozumianej dosłownie, rodziny?

Motywacyjne aspekty konfliktów wojennych można lepiej zrozumieć, rozpatrując okoliczności, które w 1992 roku skłoniły Serbów do dokonywania aktów agresji, co doprowadziło do długotrwałej wojny w Bośni. Serbowie pamiętając o przegranej bitwie na Kosowym Polu w 1389 roku, kiedy to Turcy pokonali ostatni ośrodek oporu na Bałkanach, zapewne obawiali się, że po rozpadzie Jugosławii w 1991 roku mogą stać się prześladowaną mniejszością. Oto świadectwo pewnego policjanta, Serba bośniackiego, zanotowane przez brytyjskiego dziennikarza (Glenny, 1994), który pisze:

„Potwierdził on obserwacje, które poczyniłem rozmawiając z miejscowymi bojownikami wszystkich narodowości – to nie był zły człowiek. Przeciwnie, wyjaśnił, jak bardzo trudno było mu strzelać w kierunku drugiej strony wsi, ponieważ znał każdego, kto tam mieszkał. Ale w jakiś sposób doszło do wojny i musiał bronić swojego domu. Mężczyzna ten był zakłopotany i zdenerwowany wydarzeniami, lecz w zaistniałej sytuacji uważał Zielone Berety (Muzułmanów) i ustaszów (Chorwatów) za realne zagrożenie dla swojej chrześcijańskiej rodziny. Bez względu na to, jakie są „prawdziwe” przyczyny wojny ujawnione przez analizę historyczną, to właśnie indywidualne psychologiczne motywy skłaniają ludzi do znoszenia jej trudów i tworzą kontekst, który sprawia, że wojna – i okropności popełniane w związku z wojną – wydają się całkowicie uzasadnione. Motywy te wraz z ich nadbudową w postaci uprzedzeń są trudne do wygaszenia w czasie trwania konfliktów i często utrzymują się bardzo długo po ich wygaśnięciu.

Główne rozwiązanie tego problemu według psychologów społecznych polega na tym, żeby ludzie kontaktowali się ze sobą w sytuacjach współdziałania, które mogą sprzyjać kształtowaniu się wzajemnego zaufania i wspólnych celów.

Próbę zastosowania takiego podejścia podejmuje się obecnie, na przykład, w Irlandii Północnej. Dążąc do rozpoczęcia procesu uzdrawiania stosunków między katolikami i protestantami, Zjednoczone Królestwo zaczęło w 1989 roku finansować programy „Relacji między społecznościami” (Community Relations), mające na celu „rozwijanie kontaktów i współpracy między społecznościami; działanie na rzecz większego wzajemnego zrozumienia; oraz zwiększanie szacunku dla odmiennych tradycji kulturowych (Knox, 1994, s. 600). Nie wszystkie jednostki administracyjne w Irlandii Północnej przystąpiły do programu „Relacji między Społecznościami”, co umożliwiło badaczom dokonywanie porównań i szacowanie skuteczności tych programów. Porównania te sugerują, iż osiągnięto przynajmniej ograniczony postęp: po czterech latach programom tym udało się, na przykład, zredukować na poziomie deklarowanych ocen, uprzedzenia uczestników – protestantów przeciw katolikom (Knox, 1994). Inne próby uzdrowienia sytuacji w Irlandii Północnej są podejmowane wśród dzieci szkolnych (Cairns i in., 1995). Większość dzieci w tym niespokojnym regionie uczęszcza do szkół, które ściśle przestrzegają segregacji religijnej. W ostatnich 20 latach założono jednak sporo szkół, do których wspólnie uczęszczają dzieci z rodzin protestanckich i katolickich, a także wśród nauczycieli są reprezentowane oba te wyznania. Te zmiany w edukacji nie dostarczyły jeszcze definitywnych danych dotyczących zagadnienia, czy przyjaźnie między uczniami należącymi do różnych społeczności mogą zmienić postawy polityczne.

Przejdę teraz do innego z głównych punktów zapalnych świata, na Bliski Wschód, aby opisać zrealizowany tam program – warsztaty izraelsko-palestyńskie, przeprowadzone przez psychologa Herberta Kelmana (1997, 1999) i jego współpracowników. Przez kilka lat grupa Kelmana zapraszała Palestyńczyków i Izraelczyków do uczestnictwa w spotkaniach, na których zajmowali się interaktywnym rozwiązywaniem problemów dotyczących aktualnych konfliktów, takich jak los osiedli na okupowanych terytoriach. Uczestnikom tego programu obiecano poufność i dyskrecję, jak również otwartą i analityczną dyskusję. Zachęcano ich, żeby mieli właściwe oczekiwania: nie wywierano żadnego nacisku, żeby osiągnąć porozumienie między wszystkimi uczestnikami. Obecne były osoby trzecie dla ułatwienia rozmów, ale nie prowadziły mediacji między stronami.

Grupa Kelmana zaczęła prowadzić te warsztaty w czasie, kiedy samo spotykanie się wciąż było dla Palestyńczyków i Izraelczyków czymś prawie niesłychanym. Warsztaty te stwarzały środowisko, zapewniające uczestnikom okazję do bezpośredniej interakcji, która potencjalnie może sprzyjać wzajemnemu zrozumieniu. Ponadto absolwenci tych warsztatów mogli wykorzystać w świecie realnym, na szerszej arenie politycznej zdobyte umiejętności i wiedzę – wraz z pierwszym przybliżeniem do tych typów relacji i dialogu, które są potrzebne, by robić postępy na drodze do pokoju.

Niestety, zarówno w Irlandii Północnej, jak i na Bliskim Wschodzie końca konfliktów jakoś nie widać. W każdym z tych regionów istnieją wojownicze grupy z politycznymi, ekonomicznymi i religijnymi programami, które bardziej zachęcają do przemocy i segregacji, niż do pokoju i integracji. Ta istniejąca nadal rzeczywistość przypomina nam, że zmiana często dokonuje się małymi krokami.

Deska przedstawiona w loży Prometea.

Wpisała: MM
28.11.2006.