źródło: Dawid Steinkeller, blog Zaginione Słowo
Polscy Wolnomularze i Wolnomularki nie mają łatwo. W kraju, w którym przyszło nam żyć, brakuje bowiem literatury wolnomularskiej na poziomie. Literatury innej niż historycznej. Stąd bardzo często wśród Sióstr i Braci zauważyć możemy średnią znajomość symboliki i zasad Sztuki Królewskiej, czy nawet współczesnych badań historycznych dotyczących naszego Zakonu.
I tak niejednokrotnie słyszałem na przykład, że w 2017 roku obchodzić będziemy 300-lecie Wolnomularstwa spekulatywnego. Często polscy Wolnomularze lub Wolnomularski operują także pojęciem „regularności” myląc je z „uznaniem przez Londyn” lub stosują epitety odnoszące się do Wolnomularstwa takie, jak „liberalne”, „konserwatywne” lub „tradycyjne”, żonglując nimi na wysokości rozporka, czyli wiążąc je wyłącznie z kwestią inicjacji kobiet. Osobiście, nie chciałbym być nazywanym Wolnomularzem liberalnym, tylko i wyłącznie dlatego że nie widzę powodów, by nadal dyskutować nad możliwością inicjacji kobiet. Ona jest po prostu faktem! W dodatku była praktykowana na przestrzeni wieków od samego początku, co najwyżej z krótszymi lub dłuższymi przerwami. W tej desce pokażę, że istniała ona również w zamyślę Autorów i Autorek najstarszych Dawnych Powinności.
Chciałbym tutaj ponadto rozwiać wątpliwości i zdemitologizować mity, które obrosły polskiej Wolnomularstwo na przestrzeni ostatnich 20 lat. Bo czyż nasza misja nie polega między innymi właśnie na zwalczaniu przesądów i obskurantyzmu?
Loża nie jest klubem, ani trybuną dla frustratów
Na początku przytoczę cytat jednej z większych specjalistek od symboliki wolnomularskiej, jaką dała nam Republika Francuska. W swoim podręczniku do Pierwszego Stopnia wzorowanym na pracy B∴ Oswalda Wirtha [1], na której wychowały się całe pokolenia Wolnomularzy i Wolnomularek S∴ Irène Mainguy pisze: „Loża nie jest ani klubem, ani związkiem zawodowym, nie jest ani partią polityczną, ani trybuną dla frustratów cierpiących na brak społecznego uznania. Niektórzy twierdzą, że jest laboratorium idei; jest jednak również centrum jedności, tyglem, w którym znajduje się inicjacyjny depozyt oraz wymagającą drogą samodoskonalenia” [2]. W definicji tej znajduje się moim zdaniem esencja naszej misji opakowana w język symboliczny, a więc taki, który rozumieć może tylko Inicjowany lub Inicjowana.
W definicji tej spotyka się również tradycja wraz z innowacją, aktywność i pasywność, bezruch i ruch. Wolnomularstwo – zgodnie z tym co każdy Uczeń i każda Uczennica słyszą, gdy uczestniczą w formacji pierwszego stopnia – jest tym, co „jednoczy to, co rozproszone”; jest „wspólnotą”.
Od strony praktycznej, widzimy to w tym, co nazywamy Obediencją, czyli zgrupowaniem Lóż, które są „czemuś” posłuszne. A tym „czymś” jest ten depozyt, który nazwać możemy również Tradycją. Z tą kwestią łączy się także problematyka „regularności”. Do tego tematu przejdę jednak za chwile.
Przeczytaliśmy również, że Wolnomularstwo jest tyglem, czyli narzędziem alchemicznym par excellence, w którym dokonują się przemiany, transformacje, transmutacje; w którym rtęć staje się złotem przechodząc przez trzy fazy niczym Wolnomularz lub Wolnomularka przez trzy pierwsze Stopnie: faza zrozumienia materii, rozłożenia jej i wreszcie stworzenia innej, nowej materii, a więc uzyskanie kamienia filozoficznego [3].
S∴ Mainguy tłumaczy wreszcie, że Wolnomularstwo jest szkołą pracy nad sobą; jogą lub zazenem Zachodu, w której zaangażowane powinny być zarówno ciało (rytuał), jak i umysł (deski i wymiana).
Dlatego chciałbym w tej desce omówić kwestie związane z koncepcją regularności, celu Wolnomularstwa oraz narzędzi, które używa, by ten cel osiągnąć. Lub nawiązując do znanego nam wszystkim obrazu Paula Gaugaina z 1898 roku o inicjacyjnym tytule Skąd przyszliśmy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy?.
Regularność i Dawne Powinności
Dwa pierwsze mity, które warto obalić, to kwestia związana z założeniem Wielkiej Loży Londynu i Westminsteru w 1717 roku (następnie Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii – UGLE w 1813 roku) i koncepcji regularności.
Po pierwsze, za B∴ Roger Dachezem [4], nie uważam 1717 roku za rok, w którym powstaje Wolnomularstwo spekulatywne. B∴ Dachez w swoich pracach pokazuje, że tradycyjny podział na Wolnomularstwo operatywne i spekulatywne, w wyniku współczesnych badań historyków i masonologów, nie znajduje dłużej uzasadnienia. Teoria „przejścia” uznana została już parę lat temu – jak pisze B∴ Dachez już w 1999 roku – za „wolnomularską Wulgatą”, i wypchnięta została na korzyść teorii „syntetycznej” [5]. Nie miejsce tu jednak na rozwijanie tego tematu. Znakomity artykuł naszego Brata zasługuję bowiem na przetłumaczenie na język polski i na… „huczną” publikację.
Niemniej warto zwrócić uwagę, że jeśli jakieś grupy się jednoczą, to musiały one istnieć przed swoim zjednoczeniem. B∴ Dachez wskazuje natomiast, że źródeł wolnomularskich należy szukać bardziej na północ od Londynu – w Szkocji. Jak pokazują badania, korzenie Loży Matki Wolnomularstwa, Sz∴L∴ Kilwinning Nr 0 sięgają 1550 roku [6]. Samo założenie Wielkiej Loży Londynu – a następnie po wygranej Modernsów U∴G∴L∴E∴ – oraz redakcja Księgi Konstytucji Andersona (1721/23) stanowi zatem tylko jedno z wielu wydarzeń w historii Wolnomularstwa. Rzekome natomiast „zwycięstwo” Modernsów można nazwać próbą „reformacji”, choć Wolnomularze szkoccy wraz z tymi pracującymi w rytach zwanych „szkockimi”, czyli w R∴S∴D∴U∴ lub R∴S∴R∴, nie wahają nazywać się je „deformacją”
Dla „Szkotów”, czyli nurtu Wolnomularstwa ezoteryczno-uduchowionego, które definiuje się, jako zakon inicjacyjny kontynuujący najstarsze misteria ludzkości, ważniejszym dokumentem od Księgi Konstytucji Andersona są bowiem …
przeczytaj wiecej na stronie Zaginione Słowo: