Miejsce cudów w klasyfikacji zjawisk

Deska wygłoszona 11.11.6016 w Loży Galileusz na Wschodzie Bydgoszczy.

Jesteśmy świeckim zakonem, powinniśmy więc dbać o racjonalne myślenie, bez względu na wyznawany światopogląd. Jedną z kategorii myślowych, będącą często przedmiotem kontrowersji jest pojęcie tzw. cudu. Ponieważ jest to pojęcie wieloznaczne, spróbuję dokonać pewnej klasyfikacji jego możliwych znaczeń.

W języku potocznym często używamy określenia „cud natury (przyrody)” na określenie szczególnie pięknego miejsca na Ziemi, lub organizmu – kwiatu, motyla itp. Określenie to należy raczej do kategorii estetyki i nie będzie przedmiotem moich dalszych rozważań.
Cudami nazywano w przeszłości zjawiska nie dające się objaśnić w kategoriach ówczesnej wiedzy. Cudem mogło być zaćmienie Słońca, tęcza itp. Nawet najlepiej wykształcony człowiek sprzed tysiąca lat uznałby telefon czy telewizor za cud, po prostu nie rozumiałby zasady jego działania. Gdyby ten sposób rozumowania przetrwał do naszych czasów, fizycy końca XIX wieku nie zajęliby się np. badaniem promieniotwórczości, uznając ją za cud. Bo czyż nie są cudem promienie przenikające metal czy ludzkie ciało, względnie fakt, że połączenie dwóch niedużych bryłek uranu uwolni energię zdolną zniszczyć całe miasto? Jak więc widać kategoria cudu jest pojemna, nawet zbyt pojemna. Należy ją więc zawęzić do rozsądnych granic.
Moim drogowskazem będzie zasada określająca, kiedy wprowadzenie nowego bytu, kategorii pojęciowej jest uzasadnione. Tą zasadą jest tzw. brzytwa Ockhama. Ponieważ jest ona jednym z fundamentów współczesnej metodologii nauk, warto poświęcić jej chwilę czasu. W nieco zmodyfikowanej w XVII wieku wersji orzeka ona: „Entia non sunt multiplicanda praeter necessitatem”, tj. „Nie wolno mnożyć bytów ponad konieczność”. W wersji oryginalnej (z XIV wieku) Ockham dołączył jeszcze „zabezpieczenie” w postaci odniesienia do Biblii, co niewiele mu pomogło, gdyż został oskarżony o herezję i musiał uciekać z Oksfordu do Bawarii a następnie został ekskomunikowany przez papieża. Wróćmy jednak do samej zasady, tak jak jest ona stosowana obecnie. Oznacza ona, że jeśli w swoich badaniach (z dowolnej dziedziny wiedzy) odkryjemy coś nowego, to należy ze wszystkich sił starać się wyjaśnić tę nowość za pomocą istniejących pojęć, dopiero gdy to nam się nie uda, możemy nieśmiało zacząć myśleć, że odkryliśmy nowy byt. Poza innymi zaletami brzytwa Ockhama jest rodzajem hamulca zabezpieczającego naukę przed hochsztaplerami oraz bezkrytycznym wprowadzaniem nowych pojęć. Ładnie ilustruje to Stanisław Lem (cytuję z pamięci): Jeśli ktoś „odkryje” i ogłosi, że Księżyc jest zrobiony z żółtego sera, nie oznacza to, że rzesze astronomów muszą rzucić się do teleskopów, wysyłać sondy księżycowe itp. Przeciwnie, to on musi udowodnić swoje racje. Dla ścisłości należałoby dodać, że podobne postulaty dotyczące oszczędności środków myślowych sugerowali już starożytni filozofowie, m.in. Arystoteles.
Jeśli mamy umiejscowić pojęcie cudu wśród innych zjawisk, musimy dokonać wcześniej ich klasyfikacji. Będę w dalszym ciągu używał słów zjawisko i proces zamiennie, jest bowiem bez znaczenia, czy jest to zjawisko naturalne czy działanie jakiegoś urządzenia skonstruowanego przez człowieka. Jedne i drugie podlegają tym samym prawom fizyki.
Co najmniej od XVIII wieku utrwalił się podział procesów na nielosowe (deterministyczne) i losowe. W zależności od tego, do której z tych kategorii zaliczono dane zjawisko, stosowano do jego badania inne metody (analiza matematyczna do procesów deterministycznych, rachunek prawdopodobieństwa do losowych).
W pewnym (niewielkim) uproszczeniu można to określić następująco. Jeśli znamy warunki początkowe jakiegoś procesu deterministycznego, wyznaczają one jednoznacznie jego dalszy przebieg. Taki proces jest więc powtarzalny, przykładami może być np. działanie hamulca w samochodzie (nie chcemy, by zachowywał się losowo!) lub swobodny upadek ciała. Procesy deterministyczne mają jeszcze jedną ważną własność, bez której byłby niemożliwy rozwój fizyki czy techniki, warto więc o niej wspomnieć. Tą własnością jest stabilność. Polega ona na tym, że jeśli warunki początkowe różnią się niewiele, to i dalszy przebieg procesu jest podobny. Jest to o tyle ważne, że nigdy nie da się zapewnić idealnie równych warunków początkowych. Detale schodzących z taśmy fabrycznej silników samochodowych mogą się różnić o tysięczne części milimetra, mimo to silniki pracują w podobny sposób. Powtarzając jakieś doświadczenie w laboratorium także nie jesteśmy w stanie powtórzyć go idealnie, jednak przebieg eksperymentu jest w zasadzie taki sam.
Zupełnie inaczej wygląda przebieg zjawisk losowych. Przy tych samych lub bardzo podobnych warunkach początkowych przebieg procesu jest w zasadzie nieprzewidywalny. Przykładami może być ruletka, rzut kostką itp.
Możemy wreszcie zająć się cudami. Słynny matematyk francuski pierwszej połowy XX wieku Emile Borel stwierdził, że jeśli prawdopodobieństwo jakiegoś zjawiska jest bardzo małe, rzędu 0,000000…kilkaset zer…0001, to są trzy możliwości. Albo to zjawisko nie zajdzie, albo jeśli zajdzie, to go nie zauważymy, a jeśli je zauważymy to uznamy je za cud. Może to wydać się nieco dziwne, ale da się zilustrować prostym przykładem.
Wyobraźmy sobie, że mamy do dyspozycji taflę szklaną oraz piasek składający się w połowie z ziaren białych a w połowie z czarnych, które poza tym niczym się nie różnią (średnicą ziaren, ich gęstością itp.). Ziarna te są dokładnie wymieszane, następnie wysypujemy ten piasek na taflę cienką warstwą (możemy oglądać taflę od spodu). W efekcie uzyskujemy losowy „obrazek” z czarnych i białych ziaren. Liczba takich możliwych obrazków jest olbrzymia, rzędu 1…kilkaset zer…000 i pojawienie się każdego z nich jest jednakowo prawdopodobne. Nawet jeśli będziemy powtarzać ten eksperyment wielokrotnie, pojawienie się jakiegoś konkretnego wzoru nie nastąpi, te zaś kombinacje ziaren, które się pojawią nie zwrócą naszej uwagi. Gdyby jednak zdarzyło się, że ziarenka ułożą się we fragment tekstu jakiejś świętej księgi lub w wizerunek ludzkiej twarzy (nawet niewyraźny) wielu z nas byłoby skłonnych uznać, że zdarzył się cud. A przecież prawdopodobieństwo takiego układu ziaren jest takie samo jak wszystkich innych, na które nie zwróciliśmy uwagi! Mam nadzieję, że ten eksperyment tłumaczy podchwytywane przez media zdarzenia, że gdzieś na szybie okiennej lub na korze drzewa pojawił się wizerunek jakiejś świętej osoby itp. Jest on zazwyczaj niewyraźny, ale nasz mózg automatycznie dopasowuje to, co widzimy do utrwalonych wcześniej wzorców. Jeśli u jakiejś (zazwyczaj bardzo religijnej) osoby wiele wzorców stanowią wizerunki świętych, efekt cudu gotowy! Również odwrotnie, u osoby mniej lub wcale nie religijnej takie dopasowanie nie następuje i ta osoba cudu nie widzi. Tak więc wprowadzenie nowego bytu, zwanego cudem byłoby w tym wypadku naruszeniem brzytwy Ockhama. Przy okazji należy podkreślić duże znaczenie interakcji między tym, co widzimy a wzorcami utrwalonymi w naszym mózgu. Dotyczy to także innych zmysłów, np. słuchu.
Podsumowując, z racjonalnego punktu widzenia cuda mogą być przejawem jakiegoś nieznanego dotąd prawa natury (ale to zdarza się raczej w laboratoriach uczonych i jest przedmiotem intensywnych badań) lub też bardzo mało prawdopodobnym, ale nie niemożliwym procesem losowym nakładającym się na wzorce w naszym mózgu.

Krzysztof S. – Loża Galileusz