Karol Wojciechowski, 06.05.2009
.
Andrzej Strug (właść. Tadeusz Gałecki, ur. 1871, zm. 1937) należał do najbardziej znanych pisarzy polskich doby międzywojennej. Utalentowany i przystojny – obiekt pożądania kobiet; zawsze elegancko ubrany i dbający o wyrazistość swej postawy (był jednym z najchętniej portretowanych literatów tego okresu), serdeczny i ciepły, ale zarazem o dużej sile wewnętrznej, trzymający na dystans i nie pozwalający sobie na poufałość. Bojownik o niepodległość, lecz zarazem gorliwy socjalista, rycerz idei, niestrudzony w swoich zmaganiach i głęboko wierny swym zasadom. Żołnierz Legionów Polskich, członek Polskiej Partii Socjalistycznej (senator z jej ramienia w latach 1928-30), założyciel i dwukrotny prezes Związku Literatów Polskich, działacz Ligi Ochrony Praw Człowieka i Obywatela, a przede wszystkim jeden z przywódców polskiego ruchu masońskiego.
Dla wielu był wzorem prawości i odwagi, ideałem pełnego człowieka o nieugiętym charakterze, dla którego nie istniały żadne kompromisy. Dlatego też nie wahał się w imię wierności swym zasadom popaść w konflikty z niedawnymi sojusznikami – obozem politycznym Józefa Piłsudskiego. Głośna była m.in. jego akcja protestacyjna w sprawie brzeskiej, kiedy gromił publicznie rząd i samego marszałka za łamanie praw człowieka. Henryk Michalski w artykule „Mason rewolucjonista”* szczegółowo przedstawiając sylwetkę pisarza i jego biografię, tak podsumowuje jego osobę:
Stanowisko Struga zarówno w życiu, jak i w literaturze było w dużym stopniu osobne, niezależne i przy całej niezłomności tej osobowości – pojednawcze: „jest Strug” – mówiono i fakt ten działa na ludzi kojąco. Jest to sytuacja znana z wielu relacji. Dobrze więc, że Strug był w loży. Zawsze wykazywał duży pragmatyzm, nie był doktrynerem, zawsze był człowiekiem czynu, co często oznaczało posuwanie się naprzód i cofanie, adaptację, dawanie i branie. Nie był w stanie uznać żadnego formalnego dogmatu, który zamknąłby przed nim drogę działania. Zawsze starał się być pomostem tak między ludźmi, jak między ideami. Był działającym idealistą i wiecznym buntownikiem. Nie mógł pogodzić się z tym, że „chwilowo musi pozostać tak jak jest” (…).
Miał okazję się o tym przekonać sam Maksymilian Maria Kolbe, starający się nawrócić tego „bezbożnego socjalistę” i lidera polskich masonów. Franciszkanin o. Leon Dyczewski w monografii poświęconej św. Maksymilianowi** tak opisuje to zdarzenie:
Do ks. Wiśniewskiego ojciec Maksymilian miał szczególną sprawę. Prosił go, by poszli razem do Andrzeja Struga (…) Nie udało mu się odwiedzić mistrza loży masońskiej w Rzymie, więc chciał to uczynić teraz w Warszawie, oczywiście w nadziei, że uda mu się przekonać A. Struga. Ks. M. Wiśniewski wzbraniał się przed tą wizytą, tym bardziej że z A. Strugiem prowadził ostrą polemikę w swoim piśmie. Ostatecznie uległ ojcu Maksymilianowi. Kiedy A. Strug ujrzał ich obydwu w swoich drzwiach, okazał niemałe zdziwienie, a kiedy przedstawili się, odezwał się: „Wszystkiego się spodziewałem, tylko nie wizyty księży. I to w dodatku mojego osobistego wroga ks. Wiśniewskiego”. Przyjął ich w gabinecie i całą wizytę potraktował prywatnie. Rozmowa potoczyła się na tematy życia wewnętrznego i praktyk religijnych. Jej szczegóły i rezultat nie są bliżej znane. Na pożegnanie ojciec Maksymilian zostawił gospodarzowi Cudowny Medalik Najświętszej Maryi Panny z nadzieją, że tylko Ona może dokonać przemiany w duszy człowieka. A. Strug przyjął upominek i obiecał złożyć ojcu Maksymilianowi rewizytę.
Czy do niej doszło – nie wiadomo. Warto jednak przypomnieć, iż Rycerz Niepokalanej (4/1925) zdążył już raz wcześniej zagrzmieć za złości, gdy rozeszła się wiadomość, że w dzień rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 Maja Andrzej Strug otrzymał Order Virtuti Militari. Konstytucję (współtworzoną nota bene przy udziale wielu masonów) nazwał Rycerz „zbawienną”, a nadanie odznaczenia przywódcy Wielkiej Loży skomentował następująco:
W dniu poświęcenia się kraju Matce Bożej, jako Królowej Polski, otrzymuje odznaczenie… od rządu polskiego… Wielki mistrz, wódz wrogów najzaciętszych Kościoła, religii i …Niepokalanej, Królowej Polski…Wstyd!.
Andrzej Strug był ujawnionym wolnomularzem, lecz w sprawach lożowych zachował milczenie aż do grobowej deski. Dziś nawet nie jesteśmy w stanie ustalić dokładnego momentu zetknięcia się pisarza z ruchem masońskim. Tadeusz Gałecki nie wspominał o tym w listach, również nie ma możliwości wydobycia tej informacji z jego osobistego dziennika, który uległ zniszczeniu w trakcie bombardowań Warszawy. Nie wdając się w szczegółowe wywody historyczne – zaprezentował je prof. Ludwik Hass w artykule „Strug-Żeromski-Wolnomularstwo”*** – podkreślić należy, że istnieją jedynie przypuszczenia co do daty jego przystąpienia do grona ludzi symbolicznej kielni. Mogła ona mieć miejsce pomiędzy 1908 a 1915 r., kiedy to główny bohater przebywał w Paryżu. Bardzo prawdopodobny jest tu rok 1909: moment, gdy Strug przechodzi z PPS Lewicy do PPS-Frakcji Rewolucyjnej, związując się w ten sposób z ruchem niepodległościowym, w którym loże masońskie staną się wkrótce jednym z filarów. W roku tym nastąpiła również inicjacja kilku Polaków (m.in. Rafała Radziwiłłowicza) do loży Wielkiego Wschodu Francji w Paryżu „Les Renovateurs”, co dało początek odrodzeniu wolnomularstwa polskiego. Natomiast pierwsza wyraźna wzmianka o Andrzeju Strugu jako wolnomularzu znajduje się w pamiętnikach Wandy Papiewskiej. Wspomina jego udział w pracach lubelskiej loży „Wolni Oracze” w 1916 r. Można przypuszczać, biorąc pod uwagę, że jego nazwisko nie figurowało w spisach znanych lóż paryskich, iż do wolnomularstwa mógł zostać przyjęty dopiero ok. 1915/16 r. w swoim rodzinnym mieście Lublinie, gdzie przebywał jakiś czas po powrocie z Francji. W 1920 r. został pierwszym Wielkim Komandorem Rady Najwyższej Rytu Szkockiego Dawnego i Uznanego jako najstarszy stażem mason 33 stopnia, a w latach 1923-1924 pełnił też funkcję Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski. Jego kryptonim zakonny brzmiał „Stanisław Borszowski”, identycznie zresztą jak bohater jednej z jego powieści pt. „Chimera”. Przed grudniem 1929 r. zaprzestał działalności wolnomularskiej (uśpił się), zaś jako przyczynę odejścia oficjalnie podano jego stan zdrowia.
Literacki dorobek
Spuścizna pisarska Andrzeja Struga jest bardzo bogata i obejmuje liczne powieści, opowiadania i nowele, w tym wiele niepublikowanych. Pisarz wiele miejsce w swej twórczości poświęcił powikłaniom moralne i psychologicznym walki rewolucyjnej (nowele „Ludzie Podziemni”, „Dzieje jednego pocisku”), walce zbrojnej o niepodległość Polski („Ojcowie nasi” i „Odznaka za wierną służbę”) oraz krytyce realiów społeczno-politycznych panujących II RP (m.in. „Pokolenie Marka Świdy” oraz nieukończona powieść satyryczna „W Nienadybach byczo jest”). Jako ideowy socjalista krytykował też władzę pieniądza w gospodarce rynkowej („Pieniądz” z 1921 r. oraz niedokończona powieść „Miliardy” z 1937/38 r., będąca atakiem na amerykański kapitalizm), a także przedstawiał niszczące skutki wojen (np. głośna powieść pacyfistyczna „Żółty Krzyż” z 1932 r.). Zaskakujące jednak jest to, że autor – pomimo pełnienia tak licznych funkcji w ruchu masońskiej i dużego weń zaangażowania – samej sztuce królewskiej nie poświęca zbyt wiele w swej twórczości. Podkreślić należy zarazem, iż Andrzej Strug miał niemal tyle samo zwolenników co przeciwników. Jedni zachwycali się jego prozą, inni bagatelizowali ją. Bardzo cenił ją chociażby Jan Józef Lipski, ale dla przykładu Janusz Korwin-Mikke w swoim felietonie pt. „Lewa masoneria” z dnia 14.04.2000 r., tak scharakteryzował dorobek literacki Struga-Gałeckiego.
Tak nawiasem: Żeromski do masonerii ponoć nie należał – natomiast Tadeusz Gałecki (ksywka: “Andrzej Strug”) był jednym z jej przywódców. Dlatego też masoneria jego grafomańskie bzdety usilnie starała się przedstawiać jako “arcydzieła literatury”… Zdaje się, że już się poddała. Okazało się, że nawet masoneria nie z każdego beztalencia potrafi zrobić Wieszcza. I to jest jakoś optymistyczne.
Andrzej Strug (z lewej) obecny na uroczystości przeniesienia prochów Stefana Żeromskiego
Pomijam już groteskowość i powierzchowność powyższej wypowiedzi, zwłaszcza że od strony literackiej twórczości Tadeusza Gałeckiego nic zarzucić raczej nie można.**** Jednakże książki pisarza wydają się być skierowane dla tych, co czują klimat tamtych lat i rozumieją ówczesne problemy. Z pewnością ci, którzy brali udział w tamtych wydarzeniach bądź też interesują się nimi, zupełnie odmiennie podejdą do zagadnienia.
Uwagę autora niniejszego tekstu zwróciły na siebie szczególną uwagę dwie powieści Andrzeja Struga: „Wyspa zapomnienia” oraz „Fortuna kasjera Śpiewankiewicza”. Były one zupełnie inne od pozostałych opowiadań czy nowel wojennych. Poza zagadkowymi motywami, cechował je silny ekspresjonizm i malownicza narracja, podobne cechy noszą też ww. wielotomowe powieści „Żółty Krzyż”, „Miliardy” czy „Pieniądz”. Samuel Sandler, autor Posłowia do powieści „Wyspa zapomnienia”, tak charakteryzuje ekspresjonistyczną metodę tworzenia obrazów literackich w twórczości Andrzeja Struga:
„Technika narracji, kształtowania wizji rzeczywistości, technika jej ukazywania w pryzmacie majaków, halucynacji, stanów na pograniczu snu i jawy, przez filtr zmąconej, zniekształconej percepcji wrażeń, słowem środkami techniki pisarskiej rozwijanej często przez ekspresjonizm a mającej swój rodowód w później prozie romantycznej, zwłaszcza niemieckiej – wszystkim tym mieści się zapomniana powieść Struga wyraziście w całości jego dzieła pisarskiego. A także w kręgu doświadczeń, przeżyć i wrażeń działacza i pisarza. Jeden przykład tylko: kiedy czyta się o dramacie Jorga, oskarżonego niewinnie o zdradę, trudno się oprzeć przypomnieniu, że Strug miał swój udział w sporach partyjnych dotyczących rehabilitacji Marcina Kasprzaka obłożonego oszczerczym oskarżeniem. Przypomina się też sprawa Brzozowskiego, (…) wreszcie i to jeszcze, że Strug bezpośrednio otarł się o sławną sprawę Azefa.(…)”
Jako Prezes Związku Literatów Polskich
W tym szerokim jeziorze ekspresjonizmu wytrawni poszukiwacze rozpoznają pewne masońskie aluzje, występujący od czasu do czasu za zasłoną pewnych zdarzeń czy symboli. Jedyny problem jest taki, że wątki te rozpływają się w morzu całości i czasem trudno jest uchwycić, kiedy mamy do czynienia z czysto wolnomularskim przesłaniem, a kiedy z innym znaczeniem. Niestety, nie zawsze jest to łatwe do rozdzielenia, zwłaszcza że sam autor był zagadkowy w kwestii indywidualnej interpretacji sztuki królewskiej. Nie znamy też ścieżki duchowej pisarza, choć wiadomo, że interesował się ezoteryką i tzw. zjawiskami niewyjaśnionymi.***** Nie wiemy jednak, czy ów tajemnicze wątki w powieściach wynikały z jego dociekań filozoficzno-religijnych, czy też płynęły bezpośrednio z inspiracji symboliką wolnomularską. Bardzo prawdopodobne jest to drugie, zwłaszcza że często artyści wolnomularze lubili zostawiać choćby poszlaki swej przynależności do związku. Zwykle masońska twórczość Struga kojarzy się z „Wyspą zapomnienia”, my jednak rozpoczniemy jej omówienie od książki nieco późniejszej, pozornie tylko nie związanej z symboliką wolnomularską – chodzi o „Fortunę kasjera Śpiewankiewicza”. Liczy ona blisko 250 stron, akcja jej dzieje się w czasach kryzysu monetarnego lat 20. i pamiętnej reformy ministra Grabskiego. Powieść ta powstała w 1928 r, a więc na rok przed wystąpieniem pisarza z masonerii. Na jej podstawie nakręcono polski film fabularny “Fortuna”.
Szukaj masona wśród kasjerów
Powieść jest dość nietypowa, często w swej treści bardzo zagmatwana, tak że można łatwo zgubić wątek, gdyż momentami bogactwa występujących raz po raz niespodziewanych wydarzeń są bardzo intensywne, na dodatek fantastyczne i ponadczasowe wątki rozrywają i tak niespójną kompozycję całego tekstu. Bohaterem dzieła jest Hieronim Śpiewankiewicz, kasjer “Detpolbanku”. Człowiek powszechnie uważany za dziwoląga, wyobcowany, atowarzyski, zgorzkniały, bierny, który jakimś tam cudem znalazł sobie nawet żonę (szybko stał się pantoflarzem) i miał z nią kilkoro dzieci. Prawdziwym jego życiem była w rzeczywistości praca, w której codziennie liczył spekulacyjne operacje finansowe uderzające w polską gospodarkę, a nawet dowiedział się o planowanych machinacjach swoich dyrektorów. Pewnego razu poznaje w nowo otwartym sklepie nieopodal swego mieszkanka atrakcyjną Żydówkę, Adę, na której punkcie wkrótce oszaleje. Podejmuje próby jej zdobycia, adoruje ją, a ona zamyka się na jego zaloty, aż w końcu pozwala na nieco więcej. W rezultacie owija go wokół palca i proponuje mu kradzież gotówki z banku, w którym pracuje, a następnie ucieczkę za granicę. On zaczyna poważnie się nad tym zastanawiać, aż spotyka tajemniczych opryszków, którzy wyjawiają mu, że jego “ukochana” i jej kompani chcą go tyko wykorzystać, a potem zabić. Kasjer jest przekonany, że osobnicy ci chcą go uratować, lecz prędko rzędnie mu mina, gdy oświadczają mu, że ma okraść bank i gotówkę przekazać im w zamian za ochronę przed tamtymi. Jeśli się sprzeciwi – zginie. Śpiewankiewicz jest załamany i nie wie, co robić. Po pracy zabiera gotówkę z banku i ucieka w nieznane miejsce. Tam trapią go lęki i dziwne wizje: walczy ze starym Żydem – właścicielem sklepu, który okazuje się być z gumy i mimo że kupiec walkę przegrywa, powstaje jak wańka-wstańka (nawet unosi się nad jeziorem). Kasjer ucieka od niego po czym spotyka na drodze ducha i ten wyjaśnia mu wiele spraw z jego życia i daje mu rady, a także jakąś kopertę z tajemnym “Słowem”, które ma go w trudnej chwili poratować. Po tych burzliwych wydarzeniach Hieronim budzi się u siebie w domu, ale okazuje się, że nie był to sen, gdyż wspomnianą kopertę ma w kieszeni. Zastanawia się, co ma zrobić. Czy iść, przyznać się do kradzieży, ukorzyć się, że to z przymusu? Czy też może podać się za bogatego milionera i sypnąć gotówką na ratowanie padającego banku? Bardzo ciekawe, momentami groteskowe są końcowe wydarzenia w “Detpolbanku”: szał dyrektorów, tłum gapiów, reporterzy, chaos, trud w znalezieniu winowajcy, rozterki kasjera, pies policyjny, który nie może znaleźć tropu, śmierć dyrektora (najpierw kliniczna, potem zmartwychwstanie na sam dźwięk nazwiska znienawidzonego ministra, a potem już śmierć normalna), powrót Śpiewankiewicza do głównej kasy, zatuszowanie sprawy i kompletna zmiana charakteru bohatera powieści.
Czy można się tu doszukać motywów masońskich? Jeśli przyjrzeć się bliżej pewnym epizodom, to wszystko wskazuje, że tak. Dość częste są opisy wewnętrznych przeżyć bohatera, podniesienie jego psychiki i zrozumienia na wyższy poziom; częste użycie określeń typu: “wyższe wtajemniczenie”, odrodzenie powolne wewnętrznego “nowego człowieka”; rozmowa z własnym odbiciem, wyższym poziomem duszy (choć to zakrawa na silny ezoteryzm), rozterki moralne, walka z omamami i lękami (przesądami?); nowe, zupełnie inne postrzeganie rzeczywistości, a w finale duchowa śmierć dawnego człowieka. Powieść kończy się następującymi słowami: “W dziesięć minut po trzeciej, gdy pozostawało tylko zabrać palto i tekę i iść do domu, intruz uczynił dookoła siebie chwilę zamętu, w której zgasł urzędujący kasjer Śpiewankiewicz i odtąd nie dał już znaku życia. Tuż za progiem banku nowy, nieznany człowiek wkroczył w nieznany świat”.
Tajemnicze „Słowo”, wyższe wtajemniczenie, duchowa śmierć i odrodzenie nowego człowieka – to niewątpliwie motywy znane wolnomularstwu, zwłaszcza jego 3 stopniowi mistrzowskiemu. Można też zaryzykować twierdzenie, że samo imię „Hieronim” brzmi podobnie do imienia „Hiram”. Poza tym momentami widać dość wyraźne podobieństwo sytuacji Hieronima i rozbitka Jorga (wyobcowanie, niezrozumienie) – głównego bohatera „Wyspy zapomnienia”.
Na bezludnej wyspie
„Wyspa zapomnienia” powstała w roku 1920 i pierwotnie nosiła tytuł „Wyspa wyzwolenia” w nawiązaniu do nazwy loży „Wyzwolenie” założonej w Warszawie 10 lat wcześniej. Pisarz rozpoczął jej druk w tygodniku „Światło”, redagowanym m. in. przez wolnomularzy Zygmunta Zarembę i Jana Hempla. „Światło” nie wydrukowało całej powieści, gdyż w końcu 1920 r. przestało się ukazywać, ale po pół roku druk powieści w odcinkach rozpoczął „Kurier Lwowski” i tu ukazała się ona już w całości. W formie książkowej została wydana dopiero w 1962 r. przez warszawski „Czytelnik”.
Czytając ją łatwo odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z poetycką prozą, bo praktycznie każdy epizod nasycony jest bogatym opisem, licznymi metaforami i porównaniami. Autor wnika w psychikę bohatera, przedstawia różne stany jego postrzegania. Nastrój powieści jest raczej smutny. Bardzo pięknie oddane są przeżycia samotnego rozbitka, nierzadko ocierające o głębokie doznania mistyczne, ekstazy, uniesienia, refleksje. Pokazany jest też cały proces przemiany bohatera od zgorzknienia, marnych wspomnień z przeszłości, poprzez piękne życie w harmonii z przyrodą, bez zwracania uwagi na czas, aż do znudzenia się tym wszystkim i walki o odgórną naprawę chorego świata, w której to iluzji bohater pozostaje do swych ostatnich dni (z wyspy nigdy nie wyjeżdża).
Tadeusz Nasierowski w książce “Żeromski – Strug – Dąbrowska a psychiatrzy wolnomularze” (Warszawa 1997, s. 90-97) poddał powieść drobiazgowej analizie pod kątem występowania w niej możliwych motywów masońskich. Powtórzenie całego wywodu zajęłoby zbyt wiele miejsca, stąd gorąco zachęcamy czytelników do zapoznania się z artykułem pt. Ślady idei masońskich w powieści Andrzeja Struga “Wyspa zapomnienia” autorstwa Ludmiły Mackiewicz, która ujęła to w sposób syntetyczny. Cytowany powyżej Henryk Michalski zauważa natomiast, iż w powieści tej:
Wszystko rozpoczyna się jak w klasycznej robinsonadzie. Ale na tym kończą się podobieństwa i zaczynają się różnice, które pozwalają jednocześnie traktować dzieło Struga jako literacką replikę na osiemnastowieczną powieść. Powieść Daniela Defoe’a jest wyrazem ufności w Opatrzność, wiary w człowieka i harmonię porządku świata. Jorg opuszcza statek z nienawiścią do ludzkiej gromady i ratuje życie z nienawiścią do życia. Motywy nienawiści do ludzi, do człowieczeństwa wyjaśnią się wkrótce. (…) W Wyspie zapomnienia odnajdujemy ślady idei masońskich, lecz jest w niej zarazem coś nowego: program uszczęśliwienia ludzkości, ułożony w samotności przez Robinsona, który zamordował Piętaszka będącego niewolnikiem, przez Robinsona pozbawionego czci, przez Robinsona, który jest mścicielem; program zbawienia, który jest rodzajem wyroku wydanego na ludzkość, tak jak wyrokiem było wszystko, czego doświadczył dotąd Jorg: hańba, szczęście, łaska; program uszczęśliwienia narzucony ludzkości siłą przez związek spiskowców – jest w tym doprawdy duch nowych czasów, głos nowoczesnego totalizmu. I oto, co jest jeszcze w tej wizji ważne: rewolucja, która wyprowadzona została z podświadomości człowieka zranionego duchowo, rewolucja, której prehistoria rozgrywa się w mrokach podświadomości. Granice między myśleniem normalnym a wywołanym przez obłęd są tu zatarte, co więcej, wygnańcowi wydaje się, że szaleństwo jest bardziej „normalne”. Antycypacja społeczeństwa przyszłości, jeśli nie ma pozostać czystą utopią, musi się więc rozwinąć w innej płaszczyźnie. Strug zastosował chwyt przepuszczający wizje antycypujące przez filtr świadomości obłąkanego. Dzięki temu utopijna wizja stawała się bardziej wieloznaczna, mogła nawet przekształcić się w swe zaprzeczenie.
Interesująco przedstawia się opis sytuacji bohatera na krótko przed katastrofą szkunera wielorybniczego. Sama nazwa statku „Treyannik” może stanowić pewną aluzję do słynnego promu pasażerskiego „Titanic”, który zatonął w 1912 r., a więc na 8 lat przed publikacją książki. Nas jednak interesują w powieści przede wszystkim motywy wolnomularskie, a te nie są zawsze jednoznaczne. Na samym początku pojawia się postać Wielkiego Bydlaka, nasuwająca pierwsze skojarzenie z osobą Wielkiego Budownika – masońskiego symbolu Istoty Wyższej, lecz co bardziej prawdopodobne – w tym przypadku obrazuje tu totalne przeciwieństwo Boga. Przydomek taki nosi kapitan statku – okrutnik i zboczeniec, nie mający cienia litości dla swej załogi. Człowiek ten w trakcie katastrofy szkunera leży na łożu śmierci, a załoga dokonuje na nim zemsty. Zdarzenie to obserwuje Jorg, który w głębi duszy nie znosi zarówno kapitana, jak i swoich współtowarzyszy.
Co jednak jest w powieści charakterystyczne to sposób narracji, prowadzony tak, aby czytelnik zrozumiał sytuację głównego bohatera, współczuł mu i mógł razem z Jorgiem przeżywać jego niedole i rozterki. Opisy tych przeżyć są nacechowane smutnymi i ponurymi barwami. Współczucie i smutek nie dotyczą tylko bohatera powieści, narrator z głębokim żalem i sentymentem wyraża się nawet o kutrze wielorybniczym:
Dogorywał stary wielorybniczy szkuter „Treyannik”. Od wielu, wielu lat przebiegał odludne pustynie oceanu, błądząc od krańca do krańca wód, ślizgając się po kuli ziemskiej od zimnych skał Ziemi Ognistej przez gorące wody równika, mijając kwitnące wyspy aż do mroźnych, w wiecznych mgłach stojących wybrzeży Sachalinu. (…) Wciąż naprzód i naprzód w pogoni za wędrowną zdobyczą, której siedziba wszędzie i nigdzie, której spuścizną rodzinną jest cały świat, pełen grozy i tajemnic, zdradny, nieodgadniony ocean.
Dziś „Treyannik” wymawia służbę, jak robotnik zmożony trudem całego życia. Umiera ze starości, jak człowiek. Już nie zdoła dowieźć do brzegu zdobyczy dwóch lat, tysiąca beczek drogocennego tranu. Umiera po drodze do ostatniego portu, gdzie czekał go odpoczynek i jeszcze jedno łatanie zdartego kadłuba, na dalsze drogi. On kończy już swoją drogę tutaj, w miejscu gdzie go chwyciła ostatnia burza, na bezmiarze pustych wód. Mniejsza, że inaczej podobałoby się ludziom, którzy lubią umierać na lądzie.
W powieści często pojawia się liczba „3”, również obecna w symbolice wolnomularskiej. Do przykładów podanych przez Ludmiłę Mackiewicz dodajmy jeszcze, że trzy dni walki, będące portretem zmagań bohatera z samym sobą, są obrazem jego duszy i obrazem inicjacji. Członkostwo w tajnej organizacji, nadanie sobie imienia, aresztowanie i zesłanie może być aluzją do podziemnej działalności ówczesnych lóż i partii politycznych. Na ziemiach polskich były one ważnym składnikiem ruchu niepodległościowego, zaś ich działacze występowali przeważnie pod kryptonimami bądź też – jak w przypadku dyskretnie działających lóż – imionami zakonnymi.
Epizod morderstwa na Ciołku nawiązuje z kolei do liczby 5 – cyfry stopnia Czeladnika. Tadeusz Nasierowski przypuszcza, że w tym wątku można dopatrywać się aluzji do Hirama, który został zabity przez czeladników. Po tej zbrodni Jorg przechodzi kolejny etap wtajemniczenia i dostępuje wysokiego objawienia. Andrzej Strug ujmuje to następująco:
Nie w nędznych kręgach, nie w uczonym rozważaniu, nie w natchnieniach objawień religii – nie między ludźmi w środowiskach, które już stanęły na szczycie kultury, a tutaj, na pustyni, spływała na przybysza człowieka niewyrażalna wszechwiedza. Nie dawała się ona ująć w formę słowa ani nawet ogarnąć wyraźniejszą myślą. Jorg (…) podźwignął ogrom prawdy stworzenia świata.
Doświadczenia głównego bohatera brzmią pięknie, lecz jednocześnie drogą, którą zdaje się kroczyć wydaje się być coraz bardziej szaleńcza i obłąkana. Wyraźnie widać, że Jorg ma rozszczepienie jaźni: pojawia się nawet jego sobowtór (ciemna strona osobowości?), który – jak się dowiadujemy – istniał z nim zawsze, ale zaplątał się i zapodział na długie lata aż wreszcie przyszedł , a we dwóch stanowili potęgę: sojusz ten umożliwiał nadczłowieczeństwo. Rozbitek jednak – mimo doświadczenia wysokich lotów mistycznych – ma do świata wielką pretensję za krzywdy i nienawidzi go. Wylewa się to z jego myśli w taki chociażby sposób:
Ludzkość składa się z nędzarzy i nędzników. Gdy spodoba im się lub gdy wypadnie im tu przybyć w większej gromadzie, nie trzeba będzie ich nawet mordować. Sami się wymordują, i to rychło, należy im tylko dopomóc. Wystarczy szepnąć jedno słówko…
To przekonanie narasta u bohatera powieści coraz bardziej. W pewnym momencie mamy znów do czynienia z kolejnym wyraźnie masońskim wątkiem, kiedy to na szczycie góry bohater „dostrzegł światło ofiarne w świątyni tajemnic”, a wcześniej przeszedł przez miejsce, gdzie było ciemno i strasznie i gdzie toczyła się nieustanna pogoń za myślą (aluzja do Izby Rozmyślań). Pragnąc jednak zdobyć szczyt, a nie tylko zadowolić się ujrzeniem go, wyraża tu pragnienie nadczłowieczeństwa. Ten stan jest jednak daleki od ideologii wolnomularskiej i wydaje się sugerować raczej pewne związki z filozodią Nietzsche’go, choć tu postawiony został jakby bardziej humanistyczny akcent. Kolejny motyw masoński pojawia się, kiedy pewnego razu Jorg:
Odkrył tablice pokryte znakami prawiecznego pisma. Kiedyś przyjdą tutaj ludzie, gdy im już za ciasno będzie na świecie. Przyjdą i uczeni, a po wielu trudach odczytają dzieje wyspy. Niech przyjdą! Byleby się nie spieszyli zbytnio, póki żyje na wyspie strażnik jej tajemnic. A potem…
Dla tych nie wiadomo kiedy przyjść mających ludzi Jorg przygotował niespodziankę. Wziął dłuto, młotek i u spodu najbardziej widocznej tablicy, wmurowanej u wejścia do jednej z bram, wyrył, jak umiał, kilka słów – dla potomności.
Prastara tablica głosiła chwałę bogom lub sławę wielkiego wojownika, wyliczała czyny jego i zasługi, a kończyła się niezgrabnym, pierwotnym ornamentem, wyobrażającym węża z ludzką trupią czaszką zamiast głowy. Tu u dołu wyrósł napis:
„Tu spędził życie samotne człowiek-rozbitek. Niech będzie błogosławiona burza, która go wyrzuciła na ten brzeg. Znalazł zapomnienie nie zawinionej swojej krzywdy. Żył w szczęściu poza światem przeklętej ludzkości. Póki żył, bronił ludziom dostępu do swego spokoju.”
Zaraz po tym główny bohater odkrywa skarb – szczere złoto, a w jego głowie rodzi się plan dokonania naprawy ludzkości. Snuje plany powołania wpływowej organizacji, która zwać się ma Związkiem Naprawy Świata, a zarządzać nią będzie Tajna Rada. Motyw ten stanowi wyraźną aluzję do masonerii, która zwłaszcza w swym radykalnym odłamie nurtu romańskiego skierowała swą uwagę ku poprawie stosunków społecznych, pewnej działalności politycznej nie wykluczając. Ten model wolnomularstwa szczególnie popularny był w kręgu europejskim. Tyle że Jorg chce pójść jeszcze dalej: pragnie złotem zdobyć władzę, panować niczym bóg wśród ludzi, lecz nie mścić się, a jedynie odpłacić „chlebem za kamień”. Taka megalomania – o czym była mowa i wbrew temu, co wielu antymasonów zdaje się sugerować – stoi w wyraźnej sprzeczności z ideą wolnomularską. Henryk Michalski komentuje to następująco:
Zdaniem Jorga uzdrowienie ludzkości dokonać się może poprzez rodzaj spisku przeciwko niej. Mordując ludzkość, aby ją odrodzić, niszczyć jej prawa tradycyjne i jej moralność kłamliwą, chroni się na wyspie bezludnej, czyli poza dobrem i złem, poza przeszłością i teraźniejszością, jedynie w wymiarze czystej idei, w wymiarze przeszłości. Plan reformy rysuje się tu w innych zgoła barwach niż filozofom oświecenia oraz ich kontynuatorom – pozytywistom.
Wszystko to jednak pozostaje w sferze planów, a bohater – jak wspomniano – z wyspy nigdy nie wyjeżdża, do końca życia trwając w złudzeniach. Ścieżka, którą podążał Jorg zaprowadziła go na manowce. Jeśli Andrzej Strug wplótł do tej powieści wątki masońskie – a podobno nawet zarzucano mu ujawnienie w niej tajemnic lożowych – to wolnomularską ścieżkę inicjacyjną przedstawił bardzo drastycznie, powiązując ją na dodatek z elementami jej obcymi. Osoba z zewnątrz mogłaby w pierwszej chwili pomyśleć, że droga masońska wiąże się z jakimś szaleństwem i obłąkaniem. Wszystko wskazuje wszak na to, że powieść stanowi obraz przemiany osobowości, zaś wyspa jest symbolem człowieka, a poznanie jej – poznaniem samego siebie i odkryciem swego przeznaczenia. „Wyspa zapomnienia” przedstawia jednak negatywny aspekt wtajemniczenia wolnomularskiego i może wskazywać na niebezpieczeństwa z tym związane. Łatwo jednak wyobrazić sobie sytuację odwrotną, gdzie podobne doświadczenia duchowe przeżywa bohater, który nie czuje nienawiści do świata i ludzi, żyje w harmonii i ufa opatrzności – czy wtenczas jego droga również zakończy się obłąkaniem? Być może Jorg jest obrazem radykalnego idealisty, który nie jest w stanie odnaleźć w społeczeństwie swojego miejsca i zostaje przez nie odrzucony. Jednak czy wolnomularz poznając samego siebie, swoją wyspę, skazany jest na samotność i izolację? Czy taka będzie naturalna konsekwencja? A może tak się stanie, jeśli przekroczy pewne prawidła? Tą kwestię należałoby pozostawić otwartą. Z pewnością powieść zdaje się nieść przesłanie, iż człowiek nie może zbawić się sam. Henryk Michalski wypowiada się w ten sposób o jej znaczeniu:
“Wyspa zapomnienia” cała wynika z pytania: co dzieje się z człowiekiem, który został pozbawiony więzi z innymi ludźmi (poprzez fakt pohańbienia) oraz z życiem (poprzez wyrok), co dzieje się z nim, gdy człowiek ów traci następnie z życiem i społeczeństwem kontakt nie tylko duchowy, ale i rzeczywisty, co stanie się zatem, gdy człowiek z wyrokiem swym zostanie sam, gdy w porządku społecznym obojętne już jest, co ze sobą zrobi. Sposób, w jaki Strug stawia to pytanie – jego postawa do końca obiektywna i nie wartościująca, stanowi uzasadnienie głębsze i, ciekawsze od owych sądów o podłości i okrucieństwie, o podeptanej godności ludzkiej i dehumanizacji. Pisarz podjął próbę potraktowania tego zjawiska nie jako problemu oderwanego, znajdującego się poza linią życia, lecz wprost przeciwnie: jako pewnej konsekwencji, choć skrajnej i okrutnej, ale konsekwencji. Dlatego odpowiedź na powyższe pytanie zaskakuje trafnością filozoficzną i psychologiczną: człowiek zabity moralnie, który nie odważył się zadać sobie śmierci, pocznie zabijać innych; jednakowo nienawidzi i katów i ich ofiar.
Podkreślić należy jednak, że o ile jednak powieść o kasjerze i jego fortunie zaledwie ocierała się o pewne wątki masońskie, a w samym Śpiewankiewiczu trudno było dostrzec jakiś obraz masona, o tyle “Wyspa zapomnienia” dotyczyła wprost ukrytego pytania o sens ścieżki wolnomularskiej, a nawet czegoś więcej. Ludmiła Mackiewicz kończy swój wywód następującym podsumowaniem:
Więc, powieść A. Struga napisana na początku XX wieku nie traci i dziś swej aktualności. Przez niezwykłą scenerię i fabułę porusza się pytanie, czy wolnomularskie idee doskonalenia etycznego są możliwe do zrealizowania? Wydaje się, że obłąkanie głównego bohatera oraz fakt wycofania się z wolnomularstwa autora powieści mówią za siebie.
Uśpiony przed odejściem na Wschód
Decyzja pisarza o opuszczeniu loży masońskiej odbiła się niemałym echem w świecie symbolicznej kielni. Snuto na ten temat sporo domysłów, jednakże wszystko wskazuje na to, iż w kwestii motywów uśpienia się Tadeusza Gałeckiego mylą się zarówno Ludmiła Mackiewicz, jak i Henryk Michalski. Najbardziej przekonywujące argumenty przedstawił tu w cytowanym artykule prof. Ludwik Hass. Pisarz rozpoczynał swą drogę polityczną jako działacz PPS-Lewicy, z którą zerwał w 1909 r., przechodząc do PPS-Frakcji Rewolucyjnej i angażując się razem z Piłsudskim w ruch niepodległościowy. W latach 20. był sympatykiem obozu piłsudczyków i nawet po zamachu stanu żywił nadzieje na odrodzenie moralne w społeczeństwie. Łudził się, że ruch masoński może odegrać rolę łagodzącą ewentualne błędne posunięcia rządów pomajowych. Jednakże obojętna postawa Marszałka, wyraźne odcięcie się sanacji od wolnomularstwa w 1929 r. nie pozostawiło złudzeń. Strug zaczął więc domagać się od braci do opowiedzenia się przeciwko polityce rządowej jako ewidentnie sprzecznej z humanitarnymi zasadami sztuki królewskiej. Spory te pragnął przenieść na teren lożowych dyskusji, podczas gdy Wielka Loża Narodowa Polski coraz bardziej wycofywała się ze społeczno-politycznych rozważań, nie chcąc zajmować stanowiska w sprawach polityki bieżącej, tym samym niejako czyniąc zadość tradycyjnym zasadom masonerii. Strug jednak – jak dowodzi Ludwik Hass – stanął przed dylematem dochowania wierności swym zasadom bądź organizacji. Wybrał to pierwsze, a opuszczając szeregi wolnomularskich struktur nie zerwał całkowicie ze sztuką królewską, pozostając wierny jej podstawowym ideom i zachowując kontakt z wieloma bliskimi mu braćmi, m.in. ze swoim następcą na stanowisku Wielkiego Komandora – Stanisławem Stempowskim. Powrócił niejako do swoich korzeni – lewicowego skrzydła PPS. Pozostał za to krytyczny wobec samych organizacji wolnomularskich, czemu dał wyraz w swojej powieści pacyfistycznej „Żółty Krzyż” z 1932 r., gdzie pisał wprost o bankructwie idei masońskiej, tak samo jak proletariackiej.
Andrzej Strug razem z małżonką Nelly Grzędzińską (zdjęcie z 1929 r.)
W kontekście ścieżki wolnomularskiej Andrzeja Struga należałoby postawić pytanie, jak sam pisarz postrzegał rolę, zadania i cele masonerii? Tu – jak wspomnieliśmy – nic do końca pewnego powiedzieć się nie da. Być może widział w niej organizację – Związek Naprawy Świata – starającą się oddziaływać na stosunki społeczne. Odpowiedzi musiałby udzielić sam pisarz, ten zaś nawet za swego życia nigdy swej drogi masońskiej nie komentował. Jak wynika natomiast z niektórych relacji Strug postrzegany był jako ten, który wyraźnie nadawał lewicowy ton ruchowi masońskiemu w Polsce, bliski nurtowi romańskiemu sztuki królewskiej i zarazem daleki od czysto kontemplacyjnej jej funkcji, która koncentrowała się głównie na doskonaleniu etyczno-duchowym jednostki. Czyżby zatem pisarz traktował masonerię jako parawan dla swojej działalności społeczno-politycznej, tak jak czyniono to w czasach walki o niepodległość? A może w jego mniemaniu pełnić miała ona różne funkcje – od etyczno-wychowawczej po strażniczkę praw człowieka? Bardzo ciekawa wydaje się opinia Adama Niemojewskiego:
…właśnie w Polsce do masonerii pociąga niektórych działaczy to, co mają z nią wspólnego: kult konspiracji. Wczorajsi spiskowcy, „wychowani w niewoli, okuci w powiciu”, wciąż jeszcze czują się nieswojo w atmosferze wolności i bezwiednie tęsknią za formami działalności społeczno-politycznej, które przez lata całe stanowiły niejako ich drugą cielesną powłokę. Nic dzisiaj nie stoi na przeszkodzie, aby domniemani spadkobiercy ideałów Dąbrowskich, Niemcewiczów i Łukasińskich, głosili swoje postulaty z otwartą przyłbicą – aby mogli pracować nad „naprawą” Rzeczypospolitej bez rejterady w podziemie, bez całego rytuału trącącego duchem średniowiecza, bez zabawy w chowanego ze społeczeństwem, któremu chcą przewodzić. Lecz Andrzej Strug i ludzie mu psychicznie pokrewni do dziś dnia żyją wspomnieniami „starych sympatyków”, epoki pseudonimów, tajemnych znaków, dyskretnych „masówek”. To są weterani tego „nastawienia psychicznego”, które nie zrozumiało pracy nad przyszłością narodu bez skomplikowanego aparatu „kółek” i „podkółek”, hierarchii „towarzyszy” oraz najwyższego osłoniętego nimbem tajemnicy Synhedrionu, którego autorytet polegał częstokroć właśnie na otaczającej go mgle.******
Nawet jeśli tak było, warto jednak podkreślić, że Andrzej Strug nie dążył wyłącznie do odgórnej naprawy społeczeństwa, do samego szermowania hasłami czy ideami. Wszystko wskazuje na to, iż był zdania, że wszelka poprawa powinna zacząć się od jednostki ludzkiej. Pogląd ten pisarz wyraził w „Pokoleniu Marka Świdy”, tak pisząc:
Przede wszystkim trzeba uzdrowić człowieka. Wszyscy są zatruci nienawiścią. Jakkolwiek ją nazwać czy przezwać, zawsze ona i wszędzie ona nie dopuszcza człowieka do prawdy. Każdy ustrój jest dobry, jeśli człowiek w nim będzie dobry. Dusza ludzka wszystko wokoło siebie odmieni, gdy przeniknie od niej światło. Kochajcie jedni drugich! Chrystus wymagał od człowieka niepodobieństwa, gdyż był ponadludzi, samotny na świecie, boski. To samo musi być powtórzone w naszych czasach zwyczajnie, przez śmiertelnego człowieka dla ludzi zwyczajnych. Trzeba im ułatwić straszliwy nakaz, nie przerażać, oswoić ich, mówić łagodnie, z dobrocią, jak do małych dzieci. Dobroć nie jest słabością, to potęga .. Uśmiech dobrotliwy więcej sprawi niż mądrość, niż gromy wielkiego natchnienia, niż miecz i ogień. Wielka to tajemnica serca otworzyć w człowieku. Każdy ma serce, nawet najgorszy ze złych.
Jakkolwiek rzecz się miała, jedno jest pewne: Andrzej Strug zdawał sobie sprawę z utopii wielu bliskich mu ideałów, nie wahał się też pisać w swoich nowelach i powieściach o rozczarowaniach z nimi związanych, zwłaszcza gdy analizował poszczególne bunty społeczne i rewolucje, a jednak pomimo tego do końca życia pozostawał ideałom tym wierny. Dla przykładu wychwalał socjalizm, wykazując jego przewagę nad ustrojem rynkowym, ale nie był to ten sam socjalizm, do którego dążyli polscy komuniści z PPR, a później PZPR. Dlatego też po wojnie pisarz ten szybko został zapomniany i nawet dziś nie jest znany większemu gronu, podczas gdy jeszcze po jego śmierci nie brakowało głosów nazywających go – obok Żeromskiego – „ostatnim sumieniem narodu”. W Warszawie istnieje małe Muzeum Struga, lecz z kolei żadna z ulic w jego rodzinnym mieście Lublinie nie nosi jego nazwy, książki pisarza nie są praktycznie wydawane. Czyżby zatem tym razem jego wolnomularska przeszłość zaważyła na takim odrzuceniu bądź zapomnieniu?*******
U bram Wiecznego Wschodu (grudzień 1937 r.)
O tym zaś, jakim naprawdę pisarzem był Tadeusz Gałecki możemy się przekonać, czytając rozdział XIX, który stanowi zakończenie “Wyspy zapomnienia”. Pełen pięknych zwrotów i malowniczych obrazów – w pełni odzwierciedla talent literacki Andrzeja Struga, a także daje odpowiedź na pytanie o rozterki związane z rozdarciem pomiędzy ideałem a twardą rzeczywistością, między teorią a praktyką. Przedstawiamy go poniżej w całości, bez komentarza, na podsumowanie całego opracowania. Niech mówi sam za siebie…
„Czerwona tarcza słońca zniżała się ku linii horyzontu. Niebawem pogrąży się w topieli oceanu. Głębokie krwawe światło zalewało wody i obłoki na niebie. Czerwone były na krańcach wyspy dalekie góry, czerwone stały palmy na wybrzeżu.
Upływała ostatnia godzina dnia. Trzeźwiejący powiew pociągał od morza. Ustawała paląca spiekota. Wszystko, co żyje, zwierzęta i liście chłonęły w siebie ożywcze tchnienie wieczoru.
Cisza oceanu wiązała się z milczeniem wyspy. Na wodach, na niebie zaczęło się misterium wielkiej przemiany dnia w noc. Spocznij, ziemio!
Zanim owładnie światem hymn nocy, gwiaździste niebo, dobiegała końca symfonia dnia, mieniąc się ostatnim, pożegnalnym akordem zmiennych świateł i barw. Ostatnie echa słońca grały na seledynowym niebie, na drgających strunach ciszy.
Oto jeszcze jeden krok czasu, idącego przez wieczność w niepojęte drogi swoje. Oto zgasł jeszcze jeden ziemski dzień.
Już nowa noc sypie po niebie promieniami gwiazd. Rozkłada je, niże w girlandy, wiąże je w odwieczne znaki, zapala hojnie bez liku coraz to nowe roje srebrnych świateł. Aż otchłań niebios rozbłyśnie morzem ogników i zadrga, zadźwięczy szmerem płynącym od nieskończonej dalekości ponad ciemną uśpioną ziemią.
Oto zgasł jeszcze jeden ziemski dzień!
W gaju palmowym, na wybrzeżu, brylanty gwiazd migocą poprzez rozpostarte pióra liści.
Z dalekiego morza znać na czarnym brzegu mdłe światełko. Przygasa i zapala się, znika i jest. Tleje uparcie. Nie słucha nakazu nocy.
Nie słucha wołania wieczności człowiek samotny, zatracony przez los wśród pustyni. Głuchy na znaki nieba, jak i jego dalecy bracia zza wielkiej wody. Jak oni łudzi się życiem, jak oni dręczy się pracą i opiera się potędze śmierci. Broni swego zmyślonego marzenia, świat wyzywa do walki, hoduje cud w obłąkanej duszy. Trwa wierząc w swój cud i łudzi się, że go prowadzi przeznaczenie. Któż je odgadł?
*
Długo w noc nie gaśnie mdłe światełko. Z krańca ziemi, z nieznanego lądu śle w ciemną przestrzeń swój wątły promyczek.
Tam zatopiony w myślach nie śpi po nocach, zbawia ludzkość i grozi staremu światu człek wiekowy – strażnik skarbów wyspy – jedyny członek straszliwej Tajnej Rady – panujący wszechwładnie nad Związkiem Naprawy Świata.”
______________
* Ars Regia nr 2 (1993)
** “Święty Maksymilian Maria Kolbe”, Wyd. ATK, Warszawa 1984, s. 154-155
*** Ars Regia nr 4/5(1993)
**** K. Masłoń pt. Pętla z napisem “socjalizm”, Rzeczpospolita z dn. 8 grudnia 2007 r. ; tegoż autora, Serdeczne pisanie Andrzeja Struga, Rzeczpospolita z dn. 1 kwietnia 2009 r.
***** P. Matyaszewski, “Biografia – Andrzejs Strug”, portal Lublin – Pamięć Miejsca
****** A. Niemojewski, „Kult konspiracji” w: Kurier Warszawski, 13 IX 1938 nr 254 cyt przez: Leon Chajn, “Polskie Wolnomularstwo 1920-38”, Warszawa 1984, s. 160
******* P. Matyaszewski, „Andrzej Strug – pisarz zapomniany czy niechciany?”, Europejska Stolica Kultury, 14.12.2007 r.; Danuta Borkowska & Maryla Puternicka, „Warszawskie Stowarzyszenie Przewodników im. Adama Jarzębskiego”, Gazeta Bezpłatna ECHO, 17.02.2002 r.
Zdjęcia pochodzą ze strony Narodowego Archiwum Cyfrowego za wyjątkiem fotografii samotnej wyspy.
Autor składa też serdeczne podziękowania użytkownikom dawnego forum “Pod Gęsią i Rusztem” – pp. TS i Bazylemu (Arturowi Łukasiewiczowi), których dwa zupełnie niepozorne posty zainspirowały do napisania niniejszego tekstu.
Autor: Karol Wojciechowski
06.05.2009.
Zobacz też:
Andrzej Strug – wolnomularz