Wojciech Ałaszewski
Artykuł „Masoni działali w Tczewie” spotkał się ze sporym zainteresowaniem ze strony czytelników Gazety Tczewskiej. W związku z tym postanowiłem jeszcze bardziej uchylić rąbka tajemnicy wolnomularzy tczewskich. Niewiele osób odwiedzających budynek lożowy przy ul. Westerplatte 3 zdaje sobie sprawę z jego bogatej historii.
W drugiej połowie XIX w. spora część gruntów w tej okolicy znajdowała się we władaniu Carla Ludwika Preussa, lekarza, który zasłynął także jako lokalny historyk. Jemu to zawdzięczamy późniejsze zadrzewienie ulicy. W 1880 r. kawałek ziemi wykupił nowo powstały Klub Wolnomularski w Tczewie. Wkrótce na własność przejął go jego prezes, kupiec Otto Kaemmerling, który rozpoczął budowę kamienicy. 31.1.1889 r. oddano ją do użytku, a kilka miesięcy później odkupiła ją gdańska loża „Einigkeit”, która utworzyła w mieście swoje kółko. W 1891 r. budynek przejęła nowopowstała loża „Friedrich zum unausloeschlichen Gedaechtniss”.
Od samego początku loża masońska wzbudzała wokół siebie wiele sensacji i plotek. Mieszkańcy mieli okazję widywać podjeżdżające pod budynek czarne karety z kołami o czerwonych szprychach, ciągnięte przez 2 pary czarnych koni. Panowie masoni, ubrani tradycyjnie w czarne stroje i cylindry, szyję owiniętą mieli białym szalem, a na dłoniach białe rękawiczki. Z laseczką w rękach i cygarem w ustach, wzbudzali popłoch wśród bawiących się na chodniku dzieci.
Choć wcześniej nikt poza braćmi, ich krewnymi i zaproszonymi gośćmi, nie miał wstępu do budynku, jego wnętrze ciekawiło osoby postronne. Spacerujących koło loży ogarniał dreszczyk emocji. Czarne kotary zasłaniające okna, które tylko krótko na czas sprzątania odsłaniano, pogłębiały sekret budynku. Dziś, mając do dyspozycji umowę sprzedaży z 1934 r., jesteśmy w stanie odtworzyć jego wnętrze.
Wchodząc do kamienicy głównym wejściem widać było dużą szafę, lustro w dębowej oprawie, a obok dwa dębowe stoły i plecione krzesła. Masoni w pierwszej kolejności udawali się do mieszczącej się przy bocznym wejściu garderoby, zwanej Salą Zawiłych Dróg. Tam zostawiali swe nakrycia w specjalnych, dzielonych szafkach. W pokoju wisiało na ścianie lustro w marmurowej oprawie oraz gablota z portretami członków loży, którą osłaniał czarny całun. Według legendy szef loży, chcąc ukarać nieposłusznego brata, rytualnie wbijał szpilkę w serce na jego zdjęciu. W tym lokalu ponoć pewien młody uczeń murarza podczas remontu nałożył na głowę cylinder i płaszcz i… nie mógł ich zdjąć. Pomogła interwencja jednego z braci. Równolegle do garderoby mieścił się inny pokój, do którego schodziło się po schodkach pokrytych chodniczkiem – izba rozmyślań. Najbardziej straszny, bo pomalowany na czarno ze zwisającą z sufitu trumną z kościotrupem. Na stoliku stała czaszka, klepsydra, czerstwy chleb i woda w dzbanie. Na ścianach ostrzegawcze napisy i symbole. Tam przez pewien czas przebywał kandydat na masona i medytował nad swym losem. Zostawiał też w nim monety i kosztowności.
Żony i córki farmazonów zbierały się w kawiarence loży. Na czerwonym dywanie kokosowym stał stół rozsuwany oraz stół pleciony, otoczone 22. krzesłami. Ścianę zdobił obraz krajobrazowy. Ponoć później w tym pokoju uczennice z internatu urządziły sobie seans spirytystyczny, podczas którego rzekomo duch któregoś z masonów zawiadomił zebranych o skarbie ukrytym w budynku. Panie miały także swój oddzielny pokoik, w którym siedząc przy dwóch stołkach brzozowych i dębowej szafce, mogły w świetle świecznika poprawiać swój makijaż. Najważniejsza na parterze była sala bankietowa. Tu odbywały się posiłki po zakończeniu posiedzeń, a także uroczystości w noc sylwestrową i świętojańską. W sali znajdował się bufet połączony z przylegającą równolegle kuchnią, skąd wydawano posiłki. Na dużym stole z regałem stał, obok srebrnej skarbonki i filiżanki, puchar osadzony na kamiennej podstawie z wystającymi z dwóch boków czary skrzydłami. W centrum pokoju ustawione były dla braci dwa złączone stoły zakończone drewnianym blatem z podstawą, przy którym siedział na pluszowym fotelu Mistrz Katedry, odmawiający przed posiłkiem modlitwę. Poza tym wspomnieć należy o 15 stołach wiedeńskich dla gości i wspaniałym żyrandolu oświetlającym salę. Obsługujący kuchnię i bankiet stale musieli biegać do mieszczącej się w piwnicy spiżarni. Niczego w niej nie brakowało. Najbardziej rzucało się w oczy urządzenie do nalewania piwa, przywożonego z browaru na ul. Zamkowej. Były oddzielne kufle do piwa, a degustatorzy wina mieli do swej dyspozycji kieliszki na wino reńskie, rzymskie i musujące. Poza tym cała masa różnego rodzaju sztućców, naczyń, maszyn itp. Regały oczywiście były dębowe (to w nich odnaleziono później białe rękawiczki). Tam też znajdowały się: 4 żelazne ławki, 2 duże stoły, mały stolik i stół ogrodowy, używane w, mieszczącym się od strony południowej budynku, ślicznym ogrodzie (dziś zaniedbanym). Ogrodem tym opiekował się później, zmarły jakiś czas temu, lekarz Alojzy Rediger, który przed likwidacją loży odkupił od niej sąsiedni budynek nr 2.
Idąc krętymi schodami na piętro oczom ukazywał się hol. Małego pokoiku, dziś zajmowanego przez agencję ubezpieczeniową, wówczas nie było. Największym lokum była pomalowana na niebiesko świątynia z podłogą w układzie szachownicy. Przy trzech rogach leżącego na niej małego kobierca ustawiano świeczniki. Naprzeciw wejścia, któremu towarzyszyły kolumny Jakin i Boaz, znajdowało się półokrągłe wgłębienie z okienkiem, wraz z symbolem cyrkla i kątownicy. Miejsce to zajmował Mistrz Katedry, skąd prowadził posiedzenia. Obok tronu stały 2 sztandary – niemiecki i lożowy. Salę zdobiły portrety monarchów, m.in. cesarza Fryderyka III, olbrzymi żyrandol w kształcie pionu oraz lichtarze ścienne. Spotkania rytualne umilała muzyka płynąca z fiszharmonii. Jeden z pulpitów, na którym stał trójramienny świecznik, należał do Mistrza Katedry, z drugiego wygłaszano mowy, a trzeci był Ołtarzem Przysiąg. Przy drzwiach wejściowych stały dwa dębowe stoły z lampkami i siedem wyściełanych krzeseł należących do urzędników lożowych. Bracia w stopniu mistrza siedzieli zwykle na sofach umieszczonych przy tronie przełożonego. Uczniowie i czeladnicy zadowolić się musieli wiklinowymi krzesłami. Podczas prac w stopniu mistrza ściany świątyni obite były czarnym suknem; na środku lokalu stała trumna, a przy drzwiach wisiał ludzki szkielet.
Równolegle do świątyni ciągnął się wąski korytarz pełniący funkcję palarni, a w zachodniej części budynku mieściła się biblioteka. Podłogę w niej okrywał dywan, na którym stały dwa wyściełane krzesła i sofa. Także tam można było się przejrzeć w zwierciadle z dębową ramą. Spragniony wiedzy brat mógł poszukiwać na dębowych regałach interesujących go książek, spoglądając czasem na portrety ścienne Bismarcka i cesarza Wilhelma I. Przez bibliotekę można było wejść do najbardziej rozrywkowego na piętrze salonu – pokoju bilardowego. W samym centrum ustawiony był oczywiście bilard wraz z osprzętem. W południowo-wschodniej części pokoju stała dębowa ławka narożnikowa oraz sofa. Ważne miejsce zajmował na głównym stole dębowy zegar, poza tym był tam jeszcze okrągły stół, stół sosnowy i dwa dębowe stołki. Grających obserwował z obrazu prezydent von Hindenburg. Świecznik-lampka umożliwiał nastrojowe oświetlenie pomieszczenia.
Budynek w tym stanie przetrwał prawie 50 lat. Dekret antymasoński z 1938 r. zakładał konfiskatę majątków lożowych; ta procedura nie ominęła loży tczewskiej. Po jej likwidacji nieruchomość przejęła niemiecka spółka gruntowa. Wybuch wojny i przemarsz wojsk spowodował przekształcenie budowli w wojskową kwaterę. Po wojnie można było tam odnaleźć cały sprzęt wojskowy, najchętniej brano lornetki. Następnie w budynku urządzono fabrykę puszek, którą wkrótce zamknięto. Kolejnym lokatorem okazała się być szkoła ogólnozawodowa, a następnie internat – kolejno: Liceum im. Mickiewicza, Liceum Pedagogicznego i Zespołu Szkół Budowlanych. Mniej więcej w połowie lat 70. rozpoczęto rozbudowę budynku na potrzeby Ligi Obrony Kraju, mieszczącej się tam do dziś. Zaś w dawnej garderobie i izbie rozmyślań urządzono mieszkanie prywatne. W tej drugiej odnaleziono, zamurowany w ścianie pod oknem, dzban ze złotymi i srebrnymi monetami oraz kosztownościami. Sensacyjne odkrycie spowodowało przybycie Milicji i Wojska, które otoczyło budynek przed ciekawskim tłumem.
Mijały lata…W zaniedbanej dziś kamienicy mieszczą się różne biura. Budynek doczekał się też nowych drzwi. Wchodząc do niego nie można jednak odczuć tej tajemniczej atmosfery, która otaczała niegdyś owo sekretne stowarzyszenie. Trzeba przyznać, że historia naszego miasta byłaby mniej ciekawa, gdyby nie ten zabytkowy, straszący dom i zajmująca go niegdyś loża.
“Gazeta Tczewska”, 17.1.2004.
——————-
* Artykuł – uzupełniony o liczne fotografie – został zamieszczony na naszym portalu za zgodą Wojciecha Ałaszewskiego.
** Zdjęcie wnętrza świątyni masońskiej w Wilhelmshaven pochodzi ze strony internetowej niemieckiej loży AFAM “Wilhelm zum silbernen Anker”.