Poniżej zamieszczamy czwarty rozdział książki Filozofia Masonerii u progu Siódmego Tysiąclecia prof. Andrzeja Nowickiego. Zdjęcie przedstawia porcelanową figurkę Augusta Fryderyka Moszyńskiego w ubiorze Czcigodnego Mistrza Loży Masońskiej z ok. 1769 roku. (Wolfgang Sauber, CC BY-SA 3.0)
.
August Fryderyk Moszyński, herbu Nałęcz, ur. 25.01.1731 w Dreźnie, zm. na przełomie czerwca i lipca 1786 w Padwie. Architekt, kolekcjoner, ekonomista, pisarz, działacz masoński. Jego matką była Fryderyka Augusta, hrabianka Cosel, córka króla Augusta II (1670-1733) i Anny Konstancji, sławnej „hrabiny Cosel (1680-1765), która przez ostatnie pięćdziesiąt lat życia więziona była w zamku Stolpen. Znamy ją z powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego i z filmu, w którym grała ją Jadwiga Barańska. Mówiono, że po nieszczęsnej babce odziedziczył piękne rysy twarzy. Możemy się im przyjrzeć na medalu wybitym ku jego czci przez lożę masońską. Jego ojcem był Jan Kanty Moszyński (zm. 1737), podskarbi wielki koronny. Po śmierci ojca, wychowaniem królewskiego wnuka zajął się hrabia Briihl (1700-1763), który – jako pierwszy minister Księcia Elektora Saksoni i Króla Polskiego, Augusta III – sprawował faktycznie przez 25 lat rządy w Polsce.
Otrzymał staranne wykształcenie w Szkole Wojskowej w Dreźnie, zwłaszcza w dziedzinie ekonomii. Jednym z jego nauczycieli był znany włoski architekt, Gaetano Chiaveri (1689-1770), nadworny architekt króla Augusta III. August Moszyński również został architektem. W 1752 otrzymał od Augusta III godność stolnika koronnego, w czasie bezkrólewia był skarbnikiem partii saskiej z zadaniem przekupywania polskich dostojników kościelnych i świeckich, ale królem wybrany został Polak, Stanisław August Poniatowski (1732-1798). Po wyborze Stanisława Augusta w 1764 r. Moszyński związał się na całe życie z nowym królem, od 1764 r. tworzył królewskie kolekcje, w 1765 został dyrektorem budowli królewskich i opiekunem teatru warszawskiego, członkiem Komisji Menniczej i członkiem Komisji Skarbu Jego Królewskiej Mości. Pasjonowała go architektura, malarstwo, rzeźba, medalierstwo, ryciny, książki, teatr, a także nauki przyrodnicze, fizyka, chemia, astronomia, geologia. Zorganizował królewski gabinet fizyczny i astronomiczny, stworzył królewskie zbiory geologiczne. Był krytykowany za rozrzutną gospodarkę królewskimi funduszami na budowanie pałaców, zakup medali, monet, antyków, książek, rycin, na teatr i na eksperymenty chemiczne i fizyczne. Podobnie gospodarował swoimi własnymi pieniędzmi i król musiał spłacać jego długi. Był autorem licznych prac pisanych w języku francuskim, a dotyczących zagadnień ekonomicznych i społecznych. Rozpatrywał w nich sposoby podniesienia stanu gospodarczego Polski przez stworzenie rodzimego przemysłu, podniesienie górnictwa, zainicjowanie racjonalnej gospodarki leśnej, polepszenie transportu, usprawnienie handlu, podniesienie stanu higieny i opieki lekarskiej, polepszenie prawnej sytuacji chłopów, postulował także swobodę kultu religijnego, tolerancję i popieranie rozwoju nauk i sztuk.
Do masonerii wstąpił jeszcze w czasach saskich; był odnowicielem loży „Trzech Braci”, w 1769 został wybrany wielkim mistrzem warszawskiej loży Świętojańskiej ..Vertueux Sarmate” (Cnotliwy Sarmata), dokonując jej podziału na trzy loże, pracujące w języku polskim, niemieckim i francuskim. Miał najwyższy wówczas stopień masoński Kawalera Złotego i Różanego Krzyża. 24 czerwca 1770 r. w jego domu odbyty się wspaniałe uroczystości wolnomularskie. Na prośbę króla napisał dla niego pracę o dziejach masonerii pt. Mes observations (rękopis Bibl. Czartoryskich nr 700), a gdy król wyraził życzenie przystąpienia do masonerii, Moszyński przewodniczył zebraniu w 1777 r., na którym dokonano uroczystej inicjacji. Wstępując do loży; król zaproponował zmianę nazwy z „Cnotliwego Sarmaty” na „Katarzyna pod Gwiazdą Północy”.
Najważniejszym dziełem Moszyńskiego jest napisany w ostatnich miesiącach życia Dziennik podróży do Francji i Włoch (rękopis w języku francuskim, przełożony na polski i wydany przez Bożenę Zboińską- Daszyńską Kraków 1970, s. 1-695). Mając pięćdziesiąt trzy lata Moszyński poczuł się bardzo stary, a obawiając się, że wkrótce straci wzrok chciał przed śmiercią nasycić oczy arcydziełami sztuki włoskiej, które podziwiał w trakcie pierwszej podróży do Włoch, gdy miał 16 lat. Król wyraził zgodę, obiecał pokryć koszta podróży, stawiając tylko jeden warunek, żeby Moszyński opisał mu dokładnie swoje wrażenia z podróży. W październiku 1784 r. Moszyński opuścił Warszawę, udając się przez Kraków, Pragę, Norymbergę, Strasburg do Południowej Francji (Lyon, Vienne, Awinion, Nimes, Arles, Montpellier, Marsylia) a stamtąd do Włoch. Z Marsylii wyruszył drogą morską do Genui, przybywając tam w marcu 1785 r.
Zwiedził Genuę, Livorno, Lukkę, Pizę przebywając w końcu kwietnia do Florencji. Po dłuższym pobycie we Florencji udał się przez Sjenę i Viterbo do Rzymu, przebywając tam od 14 maja 1786 do października 1785. Od świąt Bożego Narodzenia do 4 maja 1786 przebywał w Neapolu, zwiedzając także okolice (m in. Paestum). Ostatnie miesiące życia spędził w Wenecji i Padwie, gdzie zmarł w czerwcu lub lipcu 1786 r.
W sumie cała podróż trwała około 20 miesięcy. Spełniając sumiennie obietnicę daną królowi Moszyński prowadził przez cały czas, do ostatnich dni życia, dziennik, który w wyborze B. Zboińskiej-Daszyńskiej liczy ok. 600 stron druku. Wartość tego dziennika jest tym większa, że Moszyński nie powtarza tego, co wyczytał z książek i przewodników, ale stara się pisać tylko o tym, co sam zaobserwował. Treścią dziennika są przede wszystkim opisy kościołów i pałaców, obrazów i posągów.
Moszyński wypracował własny sposób oglądania dzieł sztuki i własny sposób pisania o nich. Spróbuję ten sposób dokładnie scharakteryzować, ponieważ uważam, że właśnie w tej dziedzinie Moszyński dał wielki wkład do filozofii masońskiej związany z realizacją jednego z głównych zadań masonerii: wychowania człowieka, na istotę kulturalną, żyjącą pełnią człowieczeństwa, odczuwającą potrzebę częstego spotykania się z najcenniejszymi wytworami kultury i umiejącą korzystać z tych spotkań w taki sposób, żeby wzbogacać się wewnętrznie i promieniować na zewnątrz blaskiem przyswojonych sobie treści.
Na pierwszym miejscu należy umieścić to, że poświęcanie setek godzin na oglądanie arcydzieł wyrastało u Moszyńskiego z głębokiej, wewnętrznej potrzeby obcowania z pięknem wytworzonym przez ludzi. Napisał w swoim dzienniku: „Chyba nigdy nie można się dosyć napatrzeć dziełom sztuki” (s.339). Zajmując taką postawę oddziaływał przede wszystkim swoim własnym przykładem.
Po drugie, Moszyński wiedział, że oglądania obrazów trzeba się uczyć. Jeśli się chce „rozróżniać wartości obrazów, ich rodzaj i artyzm”, trzeba gruntownie przestudiować dzieła takich znawców dzieł sztuki jak Johann Joachim Winckelmann (1717-1768), Anton Raphael Mengs (1728- 1779), Giacomo Barozzi Vignola (1507-1573), Charles Daviler i wielu innych. Dzieła te „należy kilkakrotnie czytać, nim się zacznie zwiedzać” Włochy (s.360-361).
Po trzecie, nie wystarczy patrzeć. Jeśli chcemy zrozumieć dzieła malarstwa, rzeźby, architektury, trzeba „zabazgrać kilka ryz papieru” schematycznymi szkicami, które pomogą odkryć istotne cechy oglądanych przedmiotów i zapamiętać je (s.361).
Po czwarte, istotą każdego dzieła sztuki jest ukryta w nim myśl. Opisując posąg Heraklesa Moszyński wyjaśnia, że chce przede wszystkim pokazać myśl leżącą u początku tego dzieła i sposób, w jaki artyści winni analizować modele, na których chcą się wzorować” (s.260). Opisując rzymski Panteon, pisze: Coś – nie wiem co – napełnia mnie czcią i szacunkiem, gdy wchodzę do tej świątyni. O Rzymianie! Jakimi byliście mistrzami i ile myśli kładliście w wasze dzieła!” (s.337).
Po piąte, każde dzieło sztuki ujmował Moszyński w aspekcie jego możliwości bycia innym, niż jest, zwracając uwagę na to, co można by w nim zmienić, poprawić, udoskonalić; był to twórczy sposób oglądania, odkrywający w dziele sztuki i wokół niego przestrzeń dla naszej własnej aktywności. Odrzucał tradycyjne pojęcie doskonałości, według którego polega ona na tym, że w dziele doskonałym niczego nie można zmienić (niczego dodać, niczego ująć). Nawet wobec najbardziej podziwianych przez siebie dzieł – jak na przykład Bazylika Św. Piotra – zajmował postawę twórcy, który marzy o „przewyższeniu” tego co podziwia. Nawet we śnie poprawiał wnętrze Bazyliki, poszerzając okna, żeby zwiększyć ilość światła i wprowadzał nisze w ścianach „aby przerwać jednostajność” (s. 310). Dziennik Moszyńskiego zapoznaje nas nie tylko z miastami francuskimi włoskimi, ale również ze światem jego snów. O czym śnił? Oczywiście o własnej twórczości. „Często buduję we śnie – pisał – Tej nocy wzniosłem kościół, który powinien przewyższyć Św. Piotra, jeżeli nie pięknem, to przynajmniej śmiałością” (s 310). Piękne potwierdzenie rozwijanej przez Lukrecjusza teorii snów (por. De rerum natura, ks. IV, w. 962-1017).
Po szóste, oglądając zabytki Rzymu, Florencji, Neapolu Moszyński stale myślał o Warszawie, zastanawiając się nad tym, jak dany zabytek wyglądałby, gdyby został przeniesiony z Włoch do Warszawy (s.311), a w szczególności nad tym, co należy uczynić, żeby w Polsce zaczęli się pojawiać wielcy polscy artyści. „Niech wasza galeria obrazów – zwraca się Moszyński do arystokratów – stoi dla nich otworem (…) Dajcie im dobre mieszkanie, dobry stół, a także inne wygody. Odznaczajcie tych, co się wyróżniają, niech żyją nadzieją podróży do Włoch, Francji i Anglii w nagrodę swych zasług; można wreszcie, jeśli trzeba, ustanowić mały order dla nagrodzonych – a będziecie mieć dobrych artystów (…) Zasadniczą rzeczą jest, by nie przyjmować do szkoły młodego człowieka bez rozbudzonego umysłu i duszy wrażliwej, bo choć objawia zapał, jeśli brak mu tych darów, pozostanie zawsze tylko miernym artystą. Trzeba, aby czuł, co robi i nie pracował machinalnie. Jego wyobraźnia powinna tyle samo pracować, co jego ręce i oczy. Czemuż Apollo Belwederski posiada cechy boga? Dlatego, że rzeźbiarz znajdował upodobanie w tym, co robi, i wyraził swe uczucia w marmurze (…) Powiedziałem – trzeba płacić, a nawet przepłacać artystów, bo staną się partaczami na skutek pośpiechu w pracy” (s. 257). Chodzi o takie wynagrodzenie, żeby artysta rozmyślał o tym, nad czym pracuje, a nie o tym, jak zdobyć pieniądze. „Nie czyńcie artysty zbyt bogatym, bo wtedy się zaniedba. Trzeba go wynagradzać raczej przez wyróżnienie i pobudzenie jego ambicji. Niech wie, że istnieją środki na wynagrodzenie największych postępów. Śmiem sądzić, że stosując te zasady uda się rządzącym wykształcić dobrych artystów” (s. 257).
Po siódme, Moszyński nie ograniczał się do opisu poszczególnych dzieł sztuki, ale ujmował całą architekturę, malarstwo, rzeźbę jako pewną całość, stawiając filozoficzne pytania o relację pomiędzy sztukami pięknymi a społeczeństwem, ekonomią i polityką. „Jednym z zadań tego dziennika podróży – pisał – jest wyjaśnienie aktualnego stanu sztuk pięknych i przyczyn ich postępu czy upadku” (s. 258).
Po ósme, w oglądanych we Włoszech dziełach sztuki Moszyński odkrywał uczucia, które przeżywał jako 16-letni chłopiec, wówczas gdy po raz pierwszy odwiedził Włochy. Porównywał swoje obecne wrażenia z tymi, które miał 38 lat wcześniej (s. 327). Ostatnia podróż do Włoch była zarazem podróżą do świata własnej młodości; we Florencji, w Rzymie, w Neapolu Moszyński spotykał się z sobą samym.
Po dziewiąte, nie zapominajmy o tym, że Moszyński piastował w masonerii polskiej jedno z najwyższych stanowisk. We Włoszech spotykał się z masonami polskimi i francuskimi. Rządy papieskie oceniał z perspektywy oświeconego masona, zwolennika postępu i tolerancji religijnej. Zwiedzając Rzym szukał zabytków sztuki masońskiej i zdawało mu się, że dokonał odkrycia, które „może być bardzo ważną sprawą dla rzeczpospolitej masońskiej” (s.349) W Muzeum Kapitolińskim zauważył dwie kolumny – podobne do tych, które stoją „przed tronem Mistrza Loży”. Szukał więc na nich liter J. i B. Nie znalazł ich, więc wysunął przypuszczenie, że zatarł je czas. Nie wiadomo, czy było to rzeczywiście odkrycie, ale znacznie ważniejsze jest to, że w tym kontekście pojawiło się wyrażenie, którego nie spotkałem dotąd nigdzie indziej: „rzeczpospolita masońska” – echo występujące w dziełach Vaniniego wyrażenia „respublica litteraria’’ – oznaczające ponadnarodową, ponadpaństwową i ponadwyznaniową wspólnotę ludzi wykształconych i ożywionych pragnieniem pracy dla Dobra Ludzkości.*)
* Pierwszą wersję tego rozdziału opublikowałem w języku włoskim pt.: Un viaggiatore polacco nell’ Italia del Settecen|5, ..Presenza Taurisanese”, r. XIV, nr 1, Taurisano, styczeń 1996, s. 8-9.
Kolejny rozdział: