Kolner Dom

Joanna Treder

Kölner Dom

Nigdy jeszcze, Vater unser, odkąd krzyża padło drzewo
W mojej duszy – nie widziałam dębu równie potężnego,
Podobnego koronkowym elfim basztom, słodkim bzom.
Nie widziałam równie pięknej antytezy. Kölner Dom.

Nie widziałam tej potęgi, której Bogiem zwać nie śmiałam,
Ale jeno Absolutem, ducha wzlotem ponad ciała –
Nad rzucone niczym ochłap przez rusztowań drwiące szpony
Ciała budowniczych katedr, grób masonów pogardzony.

O, ty smukła niczym lilia! Twoje wieże – dumne, ciche,
A gdzieś tam wśród skał ażurów hula wiekuisty wicher.
Ja zaglądam w rzeźb kamiennych ciemne twarze, w oczy strachu
I nie wierzę, że nie było nic tu kiedyś – oprócz piachu.

Patrzę w twoją ciemną paszczę, patrzę w ołtarz, gdzie papieże
Od miliona lat i milion jeszcze będą swe pacierze
Szeptać cicho bądź też krzyczeć tajemniczą swą łaciną –
Patrzę na czas, co nadejdzie i co dawno już przeminął.

Patrzę w otchłań twą arktyczną, która ciepły sen z mych powiek
Strząsa i na moim czole ryje jedno słowo – człowiek.
Lecz pod czaszką, w mroku myśli, ryje wiele innych słów:
Nędzny robak i niewolnik, Pan którego zwie się – Bóg.

O, symboli pełne trumny! patrzę dumnie w wasze twarze
I chcę pośród niewolników jednym być z – wolnomularzy!
Monumenty, co niesiecie milion znaczeń niczym rzekę,
Ja pośród milionów ludzi jedna będę – Nadczłowiekiem!

.

Joanna Treder