wolnomularstwo.pl
.
W pierwszej połowie 1770 roku pod kierownictwem Wielkiego Mistrza Wielkiej Loży „Cnotliwy Sarmata”, Augusta Moszyńskiego, stolnika wielkiego koronnego i zastępcy dyrektora mennicy państwowej, wzniesiono w Warszawie na terenie jurydyki Bielino pierwszy na kontynencie dom wolnomularza. Inauguracja tej świątyni masońskiej odbyła się 24 czerwca 1770 r. w dzień świętego Jana -tradycyjne święto masońskie.
Nie wszystkim się to spodobało. Jak donosił do Watykanu nuncjusz papieski w Polsce, Angelo Maria Durini: „pośrodku jest ustawiony dziwaczny ołtarz z następującym napisem: »Viimti, Sapientiae, Silentio sacmm« (Cnocie, Mądrości, Milczeniu poświęcone) …Budynek ma okna jak w naszych kościołach, zaś plac, na którym stoi, jest – polskim zwyczajem – wokół otoczony płotem z desek. W dniu poświęcenia budynku płot ten obwieszono czerwonym suknem, by ciekawym przeszkodzić w zaglądaniu przez szczeliny w nim”.
Inauguracyjne posiedzenie lożowe w świątyni było szczególnie uroczyste. Przybyło nań około stu pięćdziesięciu braci, w większości powozami, a tylko nieliczni pieszo. Wszyscy przywdziali stroje i insygnia wolnomularskie, a kilku księży, by wejść do loży, pozostawiło w sąsiednim domu oznaki swych religijnych godności.
Zjawił się także na ceremionalnym obrzędzie świętojańskim prymas Polski Jan Gabriel Podoski, „znakomity członek” masonerii, brat z loży „Cnotliwy Sarmata”. Jak mówiono, uroczystości sfinansował sam król Stanisław August, który brał udział w posiedzeniu loży, a prymas Podoski wypożyczył srebra stołowe, żyrandole i inne potrzebne przedmioty.
Choć nuncjusz Durini nie wspomina o tym fakcie w swym raporcie, to jednak skrupulatnie odnotowuje świetność agapy czyli biesiady masońskiej, jaka się odbyła po zakończeniu prac lożowych: „Blask świateł wewnętrznych i zewnętrznych wywarł takie wrażenie, że spowodowało to w całym kraju oburzenie”.
Z tym oburzeniem to oczywista przesada. Masoneria w owych czasach nie wzbudzała jeszcze takiego zdecydowanego potępienia ze strony kół kościelnych, a wśród społeczeństwa na ogół była kojarzona z władzą, z oświeceniem, z obozem reform. Stąd pewna liczba księży, kanoników i biskupów znalazła się wśród członków lóż. W tym sam prymas Polski Gabriel Podoski. Jednakże patrząc z dzisiejszego punktu widzenia, niektórzy usiłowali podważyć przynależność biskupa Podoskiego do masonerii. Argumentem było podkreślenie, że tylko wypożyczył zastawę i brał udział jedynie w obrządku świętojańskim, do którego niektóre loże dopuszczały także profanów.
Nic bardziej mylnego. Nie tylko Ludwik Hass nie ma żadnej obiekcji co do masońskiej przynależności prymasa, ale również katolicki słownik biograficzny „Biskupi Kościoła w Polsce” (W-wa 1992) stwierdza wyraźnie: „członek loży masońskiej”. A więc trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości.
Przyjrzyjmy się sprawie bliżej. Zaciekłość i niechęć nuncjusza Duriniego tylko w części była oficjalnym stanowiskiem Kościoła. Wprawdzie już w roku 1738 papież Klemens XII wydał bullę „In cminenti”, ale nie było to zdecydowane potępienie czy ekskomunika, lecz raczej ostrzeżenie:
„Otrzymaliśmy publiczne informacje o szerokim rozprzestrzenianiu się (…) pewnych stowarzyszeń, zgromadzeń, zebrań, o spotkaniach i zjazdach zwanych wolnomularskimi, (…) w których ludzie wszystkich religii i wszystkich sekt, przyjmując pozory naturalnej prawości, wiążą się pomiędzy sobą układem tak bardzo ścisłym, iż według praw i statutów przez siebie ustanowionych w ogóle nieprzeniknionym i zobowiązują się pod przysięgą na Biblię i pod najciąższymi karami zachować w nienaruszonej tajemnicy wszystko, czego dokonują w mrokach tajności i sekretu. Z tego rodzaju stowanyszeń i zgromadzeń wynika zazwyczaj wielkie zło, nie tylko dla spokoju państw, ale również dla zbawienia dusz. (…)”
A więc krytyka tajności i brak możliwości rozeznania się z zewnątrz o debatach i celach masonerii oraz dezaprobata dla łączenia się z innowiercami w jednej organizacji. Ten aspekt tajności potępił również Benedykt XIV w bulli „Providas” z roku 1751: „ …Jak gdyby wolno było komukolwiek do tego stopnia cenić obietnicę lub przysięgę, aby czuć się zwolnionym od odpowiedzialności prawowitej władzy, która chciałaby poznać, czy w tego rodzaju zgromadzeniach tajnych nie czyni się nic przeciwko państwu, religii i prawu”.
Nie sposób, aby prymas Podoski nie znał obydwu bulli. Dlaczego je zlekceważył? Możemy tylko domniemywać. Prawdopodobnie uznał, że skoro jest sam masonem, wolnomularstwo nie może być przeciwko religii. Ponadto – czyż masoneria polska była przeciwko państwu, jeśli sam król polski Stanisław August Poniatowski był jednym z czołowych „braci”?
Są to jednak tylko spekulacje. Natomiast odpowiedź generalna jest nieco szersza i głębsza. Wspomniany już słownik biskupów określa prymasa niby jednoznacznie: „Po święceniach (1743) kanclerz królewiczów Ksawerego i Karola (1752), proboszcz katedralny w Krakowie, pisarz koronny (1757)i. Prowadził gorszący tryb życia, wierny sojusznik Rosji i przeciwnik Stanisława Augusta Poniatowskiego, który pod naciskiem Rosji mianował go 24 VI1767 arcybiskupem gnieźnieńskim. (…) Nie interesował się życiem kościelnym, popierał innowierców, dążył do uniezależnienia Kościoła w Polsce od Stolicy Apostolskiej”.
W powyższej nocie biograficznej niby się wszystko zgadza, poza jednym – szerszym naświetleniem postaci prymasa-masona, który był osobowością, nietuzinkową i, mimo wad, człowiekiem o szerokich horyzontach myślowych. Zapewne nie był wzorem kapłana katolickiego, ale to odrębny problem. Natomiast badacz życia Podoskiego, Emanuel Rostworowski, ocenia go bardzo wysoko, choć charakteryzując nie szczędzi przygan:
„Korpulentny i jowialny, obrotny i elokwentny, libertyn w zarówno obyczajowym, jak i intelektualnym tego słowa znaczeniu, Podoski wyróżniał się bystrością umysłu i wykształcenia. Biegle władał wielu językami, był człowiekiem oczytanym, a zwłaszcza posiadł szeroką znajomość historii i praw Rzeczypospolitej, Równocześnie podkreślano lenistwo i sybarytyzm, w których pogrążał się po zrywach energicznej działalności. Lubując się w koniach i dobrej kuchni, a także w
towarzystwie »bab i błaznów« (…) prowadził życie nad stan i brnął w długi”.
Podoski był z przekonania liberałem, tolerancyjnym demokratą w pełnym i obecnym tego słowa znaczeniu. Na pewno nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do swego stanu duchownego. Rzadko nakładał szaty kapłańskie. Nosił przyodziewek francuski i prowadził świecki tryb życia. Nie darmo rodzony brat prymasa, Józef Podoski, poseł i wojewoda płocki, nie mógł z nim znaleźć wspólnego języka w sprawach polityki wewnętrznej oraz zagadnieniach religijnych i etycznych. Ponoć Gabriel miał mawiać: „ brat mój nie trzyma ze mną, bo nadto poczciwy”. A rysunek satyryczny z tamtych czasów przedstawia Józefa, jak siedząc uczy stojącego przed nim brata prymasa katechizmu.
Prymas nie przejmował się sukienką duchowną. Wzbudzając grozę wśród wielu cnotliwych Polaków, żył aż do śmierci z luteranką, wdową po saskim liwerancie (pośredniku, dostawcy) Oemchową. Był jej wierny, a jak przystało na przykładne stadło zmarli niemal równocześnie na wiosnę 1777 r. w Marsylii. Jak podejrzewano – otruci.
Podoski przez całe życie bardziej był politykiem mającym wpływ na rozgrywki wewnętrzne i międzynarodowe niż księdzem. Liczbę mszy, które odprawił, jak twierdzą niektórzy, można policzyć na palcach obu rąk. Jako arcybiskup gnieźnieński i prymas nigdy się w Gnieźnie nie pokazał. Zresztą jest prawdą, że na najwyższe stanowisko kapłańskie w Rzeczypospolitej został mianowany dzięki interwencji rosyjskiej. Ale jest też prawdą, że wzmiankowany wyżej nuncjusz papieski w Warszawie Durini kandydaturę tę usilnie popierał.
Warto też zauważyć, że Podoski nie od razu przychylił się w polityce do opcji prorosyjskiej. Kanclerzując wcześniej obu królewiczom saskim, Ksaweremu i Karolowi, próbował sprawy polskie załatwiać poprzez dwór drezdeński, utrzymując przy tym bardzo dobre stosunki z ambasadą francuską i austriacką. Przez całe życie zabiegał o wolną elekcję, demokrację i swobody obywatelskie. Dlatego starał się też o prawa dla dysydentów i opracował projekt oddzielenia Kościoła w Polsce od Watykanu, a co za tym idzie – nuncjatury. Walczył z despotyzmem i ewentualną dyktaturą królewską, a wkrótce jego liberalne i antyabsolutystyczne działania spowodowały, że Rosjanie odmówili mu pełnego kredytu zaufania. W połowie 1771 r. zmuszono go do opuszczenia Rzeczypospolitej i udania się do Elbląga pod nadzór cesarza Fryderyka II (nb. także masona). Jak więc widać, zbyt wielka skrótowość słownika biskupów spowodowała spore niedokładności biograficzne.
Poza tym i w Elblągu był niepokorny. Dalej wprawdzie prowadził swobodny tryb życia, lecz jak wynika z jego korespondencji, demonstrował postawę realistyczną i patriotyczną, potępiając Sejm rozbiorowy. Współcześni mu pamiętnikarze z tego czasu określają go jako sceptyka religijnego, powołując się na jego powiedzenie, że „wszystkie religie mają swoje dobre i złe strony”. My dzisiaj w imię obiektywizmu, tolerancji, a nawet ekumenizmu na ogół w pełni zgadzamy się z taką opinią i wcale to nie oznacza, że występujemy przeciwko wierze.
Konsekwentne dążenia Podoskiego do demokracji, wolności i swobód obywatelskich, a przeciw tendencjom absolutystycznym Stanisława Augusta, najlepiej charakteryzuje jego list do „brata” Mokronowskiego z roku 1764, w którym pisze: „Drogi kuzynie, co się tu dzieje! Wolności ojczyzna zginęła. Powymyślali jakieś komisje na hetmanów, podskarbich, pieczętarzom przydano asesorów, marszałkom też, a tych wszystkich nominacja tylko od króla! Zważże, jaki despotyzm delikatnie wprowadzony”.
Był więc Podoski od dawna z przekonania antydogmatyczny, liberalny, tolerancyjny. Pod tym względem wyprzedzał wielu Polaków owego okresu. Przede wszystkim był za reformami i oświeceniem, tak wówczas potrzebnym Rzeczypospolitej. Nic też dziwnego, że trafił do masonerii i dobrze się w niej poczuł.
CEZARY LEŻEŃSKI