Poniżej zamieszczamy trzydziesty rozdział książki Filozofia Masonerii u progu Siódmego Tysiąclecia prof. Andrzeja Nowickiego
Leon-Victor-Auguste Bourgeois, ur. 29.05.1851 w Paryżu, zm. 29.09. Francuski polityk, laureat pokojowej nagrody Nobla w 1920 r. jeden z współtwórców Ligi Narodów. Po ukończeniu studiów prawniczych i uzyskaniu doktoratu został w 1876 r. urzędnikiem państwowym. W latach 1888-1889 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, w latach 1890-1892 – ministrem Oświaty, w latach 1892-1893 – ministrem Sprawiedliwości. W latach 1895-1896 był prezesem Rady Ministrów i osobiście kierował resortami spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych. W latach 1902-1904 był marszałkiem Izby Deputowanych, w 1906 ministrem Spraw Zagranicznych, w 1912 i 1917 ministrem Pracy Od 1899 do 1907 brał udział jako delegat Francji w konferencjach pokojowych w Hadze. W 1919 Liga Narodów powołała go na kierownika swoich prac. Od 1905 do końca życia był senatorem, w latach 1920-1923 – marszałkiem Senatu.
Był masonem, członkiem loży Sincerite w Reims.
Wkład Leona Bourgeois do filozofii masońskiej polega przede wszystkim na:
- konkretyzacji trzech masońskich haseł (Wolność, Równość, Braterstwo) i pokazaniu jak łączą się one w pojęciu solidarności,
- zaprojektowaniu i aktywnym współuczestnictwie w zorganizowaniu Ligi Narodów.
Najważniejszym dziełem teoretycznym Leona Bourgeois jest książka Solidarite. Warto ją streścić:
Na początku Bourgeois stwierdza, że jest to słowo, które stosunkowo niedawno weszło do obiegu, głównie za sprawą czterech pisarzy. Jednym był Pierre Leroux, autor dzieła Humanite (1839), drugim mason Jean Mace, sekretarz sojuszu przedwyborczego partii demokratycznych w 1849 r. o nazwie Solidarite republicaine, trzecim Frederic Bastiat, autor dzieła Harmonie ekonomique (przekład polski, 1867) i Pierre Joseph Proudhon; zauważyli oni, że w świecie toczy się nie tylko walka o byt, ale obok przejawów walki wszystkich ze wszystkimi widoczne są przejawy solidarności i zgodnego współdziałania (s. 5,6,43).
Ci, którzy absolutyzują hasło wolności, opierają się zwykle na abstrakcyjnym pojęciu jednostki, jak gdyby istniała ona w sposób wyizolowany z otoczenia, gdy w rzeczywistości konkretny człowiek jest zawsze częścią większej całości, której zawdzięcza swoje istnienie. W książce Idee de solidarite Charles Gide przywoływał właśnie ten fakt, pisząc, że kiedy szukamy odpowiedzi na pytanie, czym jest konkretna żywa istota, to najlepsza odpowiedź brzmi, że jest ona „solidarnością czynności wykonywanych przez różne cząstki, z których się ona składa, a śmierć polega na zerwaniu związków pomiędzy tymi cząstkami” (s. 44-45). Podobnie jest w społeczeństwie, gdzie można zaobserwować „różne aspekty tego samego powszechnego prawa wzajemnej zależności, czyli solidarności elementów wspólnego życia” (s. 45). Podobnie jak wytwory pracy innych ludzi są niezbędne dla zaspakajania naszych potrzeb, tak i w naszym życiu psychicznym żywimy się nieustannie myślami innych ludzi, podobnie jak nasze myśli trafiają do ich umysłów (s. 48-49). W rezultacie tej „wiecznej wymiany” (perpetuel echange) „w każdym momencie trwania naszego życia każdy stan mojej osoby jest rezultatem niezliczonych wydarzeń w świecie, który nas otacza” (s. 48-49).
Związki solidarności, które łączą człowieka z resztą świata, nie ograniczają się do związków przestrzennych, ale obejmują „także to, co było wczoraj i to, co będzie jutro, łącząc teraźniejszość z całą przeszłością i z całą przyszłością”. Trafnie zauważono – pisze Bourgeois – że ludzkość składa się w większym stopniu z ludzi zmarłych, niż z żyjących; nasze ciało, narzędzia naszej pracy, nasz język, nasze myśli, nasze instytucje, nasze umiejętności – to wszystko jest skarbem, długo gromadzonym przez poprzednie pokolenia i przekazanym nam przez nich dziedzictwem” (s. 49). Błędem więc jest rozpatrywanie problemów osoby ludzkiej „w metafizycznym odizolowaniu”, należy je rozpatrywać „w kontekście jej rzeczywistych związków z jej środowiskiem, jej epoką, rodzajem ludzkim, z którego się wywodzi i z jej potomstwem” (s. 83). „Człowiek jest zarówno jednostką jak częścią całości. Ma swoje własne życie i prawo do zachowania i rozwijania tego życia, ale należy równocześnie do całości, bez której jego własne życie nie mogłoby być ani zachowane ani rozwijane; zresztą, konkretna jednostka ludzka nie mogła by się pojawić na świecie, ani być tym, czym jest, gdyby istnienie jej nie zostało przygotowane przez niezliczone pokolenia innych istot należących do tej samej całości” (s. 84). Na tym polega istota „dobra moralnego” – jak trafnie powiedział filozof Charles Secretan – „ujmować i odczuwać siebie jako część ludzkości” (s. 86).
Błędem jest także przypisywanie Państwu odrębnego istnienia poza konkretnymi ludźmi, którzy to państwo tworzą i wyciąganie stąd wniosków o konieczności podporządkowania jednostki państwu. Człowiek nie ma żadnych obowiązków wobec abstrakcyjnego Państwa, ale tylko wobec innych konkretnych ludzi, a obowiązki te wynikają ze wspólnego zaangażowania się we wspólne dzieło (s. 89-90).
Doktryna solidarności różni się od teorii „umowy społecznej”, którą głosił Rousseau, w dwóch istotnych punktach. Po pierwsze, Rousseau idealizował stan pierwotnej wolności, twierdząc, że rozwój instytucji społecznych polegał na kolejnych deformacjach i wypaczeniach tej pierwotnej doskonałości, gdy wiadomo, że owa pierwotna faza dziejów była brutalną walką o byt, nie było w niej ani wolności ani równości. Po drugie, Rousseau mówi o „umowie” polegającej na tym, że każda jednostka zrzeka się swoich praw na rzecz społeczeństwa, gdy w doktrynie solidarności chodzi o to, żeby przez zgodne współdziałanie, zwiększyć wolność i siłę każdej jednostki (s. 96 -97).
„Postęp społeczeństwa dokonuje się jedynie przez postęp konkretnych ludzi. Wolność nie jest niczym innym jak możliwością rozwinięcia własnych zdolności (…) Wolność cielesnego, intelektualnego i moralnego rozwoju każdego człowieka jest pierwszym warunkiem stowarzyszenia się ludzi. A ponieważ nie uznajemy Państwa jako siły zewnętrznej posiadającej więcej prawa, które można przeciwstawić prawom jednostki, więc wolność rozwijania się, przysługująca każdej jednostce nie ma innych granic poza tymi, które wynikają stąd, że inne jednostki mają takie samo prawo” (s. 98-99).
Należy zdawać sobie sprawę z tego, że mamy wobec społeczeństwa ogromne długi wdzięczności. Nasze obowiązki wobec społeczeństwa to częściowa spłata tych długów, wynikająca ze świadomości, jak wiele zawdzięczamy temu, że istnieje społeczeństwo (s. 101-102).
Stając się częścią społeczeństwa, „człowiek czerpie z dziedzictwa nagromadzonego przez przodków, korzysta z ogromnego kapitału zaoszczędzonego przez poprzednie pokolenia” (s. 117). Wszystko, co jemy jest wytworem tysiącleci rozwoju rolnictwa i hodowli zwierząt. Każde słowo – przekazywane nam przez tych, którzy nas uczą mówić – „niesie w sobie i wyraża bogactwo myśli, zgromadzonych przez niezliczona rzeszę naszych przodków”. Każda książka, którą bierzemy do rąk każde narzędzie to owoc trudu wielu pokoleń (s. 118-122). Trudno sobie wyobrazić jak wiele zawdzięczamy ludziom zmarłym, jak olbrzymie są długi, które wobec nich zaciągnęliśmy. A komu powinniśmy je spłacić? Rzecz jasna, że tym pokoleniom, które przyjdą po nas (s. 123-124).
Wynika stąd, że wartości człowieka nie powinno się mierzyć tym, czym jest, a więc tym, co wziął od społeczeństwa, ale tym, czym może być, a więc tym, co może dać z siebie społeczeństwu, wzbogacając dziedzictwo wytworzone przez poprzednie pokolenia o własny wkład (s. 126-127). „Wspólny kapitał zrzeszenia ludzkiego jest powierzony ludziom obecnie żyjącym nie jako nieruchomy depozyt, który należy przekazać w takim samym stanie, w jakim go otrzymaliśmy; nie jest on martwym przedmiotem, ale żywym organizmem, który rozwija się i jest rozwijany naszym wspólnym trudem” (s. 139). A do rozwijania go niezbędna jest różnorodność zdolności ludzi, które powinny się wzajemnie uzupełniać (s. 142).
Bourgeois sądzi, że przedstawiona przez niego doktryna jest rozwinięciem filozofii XVIII wieku i konkretyzacją haseł Rewolucji Francuskiej: Wolności, Równości, Braterstwa (s. 156).
Myśli przedstawione w książce o solidarności stały się fundamentem jego teorii wychowania społecznego.
Na zorganizowanym przez siebie Kongresie Wychowania Społecznego (Congres d’ Education Sociale), we wrześniu 1900 r. Bourgeois wygłosił referat programowy, w którym za podstawę wychowania proponował przyjęcie trzech faktów:
- solidarność człowieka z innymi ludźmi jest czymś naturalnym i koniecznym; to jest warunek życia,
- społeczeństwo ludzkie może rozwijać się tylko wtedy, gdy jednostka jest wolna; wolność jest warunkiem postępu,
- człowiek posiada poczucie sprawiedliwości i domaga się jej; sprawiedliwość jest warunkiem porządku społecznego (Solidarite, wyd. 5, Paris 1906, Appendices, s. 165).
Na kongresie tym podjęto uchwałę o utworzeniu Towarzystwa Wychowania Społecznego (s. 252).
Do historii wszedł Bourgeois dzięki swemu projektowi utworzenia Ligi Narodów jako instytucji mającej na celu zapewnienie trwałego pokoju przez wyeliminowanie wojny jako sposobu rozwiązywania konfliktów między państwami. Zajrzyjmy do jego książki La Societe des Nations (Liga Narodów, Paris po 1913) Składa się ona z trzech części. W pierwszej Bourgeois omawia przebieg dwóch konferencji pokojowych (conferences de la paix), które odbyły się w Hadze, jedna w 1899, druga w 1907 r. (s. 25-94). W drugiej części omawia rezultaty obu konferencji (s. 95-188). Trzecia zawiera pięć publicznych wystąpień; najważniejsze z nich pod tytułem Liga Narodów to wykład wygłoszony 5 czerwca 1908 r. w Szkole Nauk Politycznych (s. 191-208), ostatnie pod tytułem Cywilizacja atlantycka a konferencje haskie to przemówienie wygłoszone 2 grudnia 1913 r. na przyjęciu urządzonym przez Komitet Francja-Ameryka dla przedstawicieli dyplomatycznych państw Ameryki Północnej i Południowej (s. 242-256).
Inicjatorem pierwszej konferencji pokojowej w Hadze był car Mikołaj II, a jej program został sformułowany w okólniku hrabiego Murawiewa z 30 grudnia 1898 r. Na pierwszym miejscu umieszczona została propozycja powstrzymania wzrostu wydatków na zbrojenia. Wielkie mocarstwa były gotowe spotkać się ze sobą na „konferencjach pokojowych”, żeby – odpowiednio do układu sił – dzielić świat na strefy wpływów. Bourgeois nie miał złudzeń co do intencji i celów przywódców wielkich mocarstw. Wiedział, że nie chodzi im wcale o pokój i szczęście ludzkości, ale o utrwalenie własnej wielkomocarstwowej pozycji w świecie. Mimo to widział w takich „spotkaniach na szczycie” pewną szansę dla propagowania myśli, które kiedyś zaowocują instytucjami współpracy międzynarodowej przynoszącymi wyraźne korzyści całej ludzkości. „Rolnik sieje – pisał Bourgeois – chociaż wiatr unosi ziarna a śnieg pokrywa zasiew; ma bowiem pewność, że kiedyś przyjdzie wiosna” (s. 17). Na razie o losach świata decyduje „dyplomacja siły”, ale kiedyś pojawi się „dyplomacja prawa”.
Na razie brutalnej przemocy można przeciwstawić jedynie idee, ale „idee też są faktami”, a czasem stają się realnymi siłami. Przeciwnicy zarzucali mu brak politycznego realizmu. Odpowiadał, że realizm bywa ślepy, jeśli nie zauważa roli jaką w polityce mogą odegrać idee (s. 21).
Kiedy rzucił myśl o potrzebie utworzenia organizacji światowej, która będzie stała na straży międzynarodowego prawa, zakrzyczano go twierdząc, że jest to zamach na świętą zasadę suwerenności poszczególnych państw, które nigdy nie zgodzą się na uszczuplenie ich praw. Argumentował, że ogłoszona przez Wielką Rewolucję Francuską Deklaracja praw człowieka i obywatela nie uszczupliła praw jednostki, ale przeciwnie, zagwarantowała je, powiększyła i uszlachetniła. Podobnie jeśli kiedyś powstanie Liga Narodów, to jej deklaracja równych praw i obowiązków każdego państwa spełni podobną rolę w stosunkach między państwami, jak Deklaracja praw człowieka i obywatela – w stosunkach między jednostkami (s. 24).
Pierwszym krokiem powinno być stworzenie międzynarodowego Trybunału Pokojowego. Bourgeois stanął na czele Komisji arbitrażowej, która opracowała projekt. Wielkie mocarstwa zgłosiły zastrzeżenia twierdząc, że zmuszanie państwa, które chce rozwiązać konflikt przy pomocy siły zbrojnej, do korzystania z międzynarodowego arbitrażu, jest ograniczaniem jego suwerenności. Bourgeois poszedł na kompromis. Uznał, że najważniejszą rzeczą jest na razie powstanie międzynarodowego Trybunału, a potem przyjdzie czas na rozszerzenie jego uprawnień. Zgodził się więc, żeby korzystanie z arbitrażu nie było przymusowe, ale pozostawione dobrej woli obu stron, które grożą sobie konfliktem zbrojnym. Zgodził się też na wprowadzenie klauzuli, że nie będzie arbitrażu tam, gdzie w grę wchodzi „żywotny interes państwa lub jego honor” (s. 67). Udało mu się jednak doprowadzić do utworzenia w Hadze stałego biura, które przygotuje grunt dla międzynarodowych arbitraży i będzie służyło fachową pomocą dla państw, które zechcą skorzystać z jego usług. Biuro to wkrótce przydało się i dzięki jego pomocy udało się w latach 1902-1905 rozwiązać cztery konflikty, które mogły doprowadzić do wojny (s. 45). Nie było to wielkie osiągnięcie, ale umożliwiło rozszerzenie uprawnień międzynarodowego Trybunału. Bourgeois zauważył, jak drażliwą sprawą jest w przypadku narastającego konfliktu zwracanie się o pomoc do Trybunał; może to być interpretowane jako oznaka słabości.
Uzyskał więc to, że Trybunał uzyskał prawo występowania z inicjatywą arbitrażu, zwracając się jednocześnie do obu stron konfliktu (s. 70-71).
To prawda, że o losach świata decydowały w następnych latach nie szlachetne idee Leona Bourgeois, ale interesy wielkich mocarstw. Pomijając dziesiątki wojen lokalnych, którym nie udało się zapobiec, wybuchła pierwsza wojna światowa; później, w okresie międzywojennym, istniała wprawdzie Liga Narodów, ale była organizacją słabą i nie potrafiła obronić świata przed militaryzmem niemieckim i japońskim. Po drugiej wojnie światowej idea Ligi Narodów odrodziła się w Organizacji Narodów Zjednoczonych, która w chwili, gdy piszę te słowa, skupia przeszło 180 państw. To prawda, że sprzeczne interesy wielkich mocarstw paraliżują działalność ONZ, że mimo istnienia tej organizacji wciąż toczą się na świecie wojny, ale przecież nie ma innej drogi do zapewnienia trwałego pokoju na świecie jak wspieranie i rozwijanie organizacji międzynarodowych tego typu i chociaż od śmierci Leona Bourgeois minęło 70 lat jego myśli o Lidze Narodów wciąż wskazują nam właściwy kierunek.
Kolejny rozdział:
Motto Maksyma ma z serii o Moje własne : Organizacja Decyzji licznba pojedyńcza , ba a zarządzanie decyjami licz(n)=ba mnoga nn..NN” em em em marcin mem
przeklikał LICZBA RAZ pojedycza