Braterski dialog

wolnomularskie braterstwo

wolnomularstwo.pl

Masoni - 555 ilustracji: Przedmowa Klausa Dąbrowskiego

Przedstawiamy poniżej przykładowe dysputy wraz z komentarzem traktującym o różnicach spoglądania na daną kwestię. Rozmowa była tworzona dość swobodnie, dlatego dotyczy bardzo różnych spraw. Zdajemy sobie sprawę z mnogości stanowisk, dlatego (…) do dyskusji „zaprosiliśmy” masońskiego ultraortodoksa (Uczestnik1 – U1) oraz – jako jego totalne przeciwieństwo – liberalnego postępowca lożowego (Uczestnik2 – U2). A oto wymiana zdań pomiędzy nimi:

Uczestnik1: W moim przekonaniu wiara w Boga stanowi kręgosłup masonerii. Każdy, kto nie uważa jej za podstawę i nie odwołuje się do Istoty Najwyższej, nie może być wolnomularzem. Wiara w Boga jest od dawnych czasów podstawą istnienia ruchu i nigdy nie ulegnie to zmianie.

Uczestnik2: Wolnomularstwo odwoływało się przede wszystkim do idei braterstwa, od samego początku kultywowało rozwój etyczny. Żeby zaś być dobrym i prawnym człowiekiem, nie trzeba wierzyć w Boga. Ateiści też mogą nimi być, co więcej powoływanie się na Boga, religię i świętą księgę wcale nie gwarantuje, że człowiek przestrzega to, do czego się odwołuje.

U1: Od samego początku Wielka Loża Londynu stosowała motto „w Bogu pokładamy zaufanie”, mason – jak pisał James Anderson – nie będzie nigdy głupim ateistą ani libertynem, jeśli dobrze rozumie Sztukę.

U2. „Jeśli dobrze rozumie sztukę”. To znaczy, że można być masonem źle rozumiejącym sztukę, bo tak z tego logicznie wynika. Nawiasem mówiąc, argument że u początków ruchu wymagano wiary w Boga jest słaby, bo przecież taki był kontekst epoki, że ateizm był czymś niedopuszczalnym. Potem to się zmieniło i rozumiejąca dobrze przemiany część wolnomularstwa otworzyła się także na niewierzących, poza tym jeszcze przed ogłoszeniem Konstytucji Andersona częste były przypadki przyjmowania do wczesnych lóż ateistów i bezbożników. Nawiasem mówiąc sam pastor Anderson był postępowy, bo przecież to było coś naprawdę nowego, żeby w jednej organizacji jednać monoteistów, bez wymogu chrześcijaństwa. Tak naprawdę to Wielka Loża Londynu i James Anderson złamali zasady, sankcjonując otwarcie swych lóż dla innowierców.

U1. Brak wymogu wyznawania chrześcijaństwa nie ma tu znaczenia. Wiara w Boga została zachowana i to jest najważniejsze, a przecież loże przeszły już etap przekształceń z operatywnych do spekulatywnych. Nie można się tłumaczyć kontekstem epoki, bo są rzeczy, które się nie zmieniają, a wiara w Boga do takich należy. Zapewnia solidną podstawę kandydatowi i gwarantuje, że wznosić on będzie świątynię na skale, a nie na piasku.

U2. A kto powiedział, że zasady się nie zmieniają? Z czego to miałoby wynikać?

U1. Z autorytetu Wielkiej Loży Anglii.

U2. Jeśli iść tym tropem, to należałoby powiedzieć, że sama Wielka Loża Londynu niewiele znaczyła u samych początków istnienia. Była podrzędną organizacją, składającą się z kilku lóż o protestanckim, mniejszościowym profilu, która na dodatek zaczęła wprowadzać własne modyfikacje jak np. wprowadzenie funkcji zależności od Wielkiej Loży, ustanowienie Wielkich Urzędników, dodanie stopnia mistrza i co więcej – zniesienie wymogu wyznawania chrześcijaństwa oraz dość dowolną kodyfikację starych zasad w postaci Konstytucji Andersona. To były wszystko innowacje, więc jak można mówić o wierności tradycji, skoro u samych początków była ona niejasna. Popatrz zresztą, jaka była pozycja Wielkiej Loży na tle lóż jakobickich.

U1. Jakobici czyli masoneria stuartowska to była pseudomasoneria, nie miała ona właściwie ze sztuką królewską nic wspólnego, była co najwyżej jej nieudaną podróbą.

U2. Jak mogła nie mieć nic wspólnego skoro jej członkowie jeszcze niedawno mogli spotkać się w tych samych lożach na terenie Anglii. Nurt jakobicki był w pełni wolnomularski, wykształcił tylko z czasem swoje własne tradycje. Wprowadzał modyfikacje w takim samym stopniu jak Wielka Loża. To zresztą były początku, gdzie było sporo dowolności. Dlaczego patrzeć na niego z punktu widzenia Wielkiej Loży Anglii? To, że ona zwyciężyła, nie ma żadnego znaczenia. Równie dobrze mogli wygrać jakobici i dziś uczyłbyś się o Wielkiej Loży jako pseudomasonerii.

U1. Jakobitów nie można traktować jako masonerię. Weźmy pod uwagę chociażby ich dążenia polityczne, sprzeczne z zasadami niemieszania się sztuki królewskiej do polityki. Mularze operatywni też mieli być wierni władzy danego kraju.

U2. Ale mularze operatywni to nie spekulatywni, bo to drugie to już zupełnie nowy twór. Poza tym skąd wiesz, na jaki temat deliberowały wczesne loże spekulatywne w Anglii i Szkocji na przełomie XVII/XVIII w.: czy dałbyś głowę, że nie o polityce? Przecież to Anderson wprowadził do swojej konstytucji zapis o wiernym poddaniu się masona władzom państwa. A przed nim co? Wolno było? Weź pod uwagę przewagę lóż katolickich i wydarzenia z 1688 r. Czy jesteś pewien, że wiele lóż nie zaczęło schodzić na tory polityki. Kto im zresztą tego zabronił. Ruch dopiero się tworzył, idee się wykształcały, nie było kanonu zasad. Te wprowadziła i narzuciła później Wielka Loża Anglii, z dogmatyzmem włącznie.

U1. Ale inne obediencje, także te, które wywodziły się od jakobitów, nie miały nic przeciw wierze w Boga. Były nawet bardziej radykalne – przyjmowały wyłącznie chrześcijan. Weź sobie za przykład Ścisłą Obserwę i ryty jej pokrewne. Także sam Andrew Ramsey, choć faktycznie w swoich mowach podkreślał potrzebę zjednoczenia ludzi, odwoływał się do Boga, religii i mistyki. Cała niemal ideologia wolnomularska, jej rytuały i katechizmy, zostały zbudowane na źródłach religijnych i pochodnych.

U2. No tak, ale takie były uwarunkowania na świecie. Trudno byłoby, żeby stało się inaczej w tamtych czasach. Ale poszliśmy z postępem, świat się laicyzował, można było w końcu zrozumieć, że cnota nie zależy od wiary i religii.

U1. Tak jak powiedziałem, nie można tłumaczyć się zmianami. Opierając się na czymś innym niż wiara w Boga konstruujemy może podobną budowlę, ale jest to jednak inna budowla. Dlatego też masonów regularnych i loże liberalne dzieli nawet nie przepaść, lecz otchłań.

U2. Nie bardzo rozumiem, dlaczego? Przecież efekt w postaci lepszego człowieka jest dokładnie taki sam. Jest zgoda co do potrzeby czynienia człowieka lepszym, rozwoju moralnego i drogi doskonalenia oraz bratania ludzi. Jakie Bóg ma tu znaczenie? I jak ma się do tego składanie przysięgi na Biblię czy na konstytucję, skoro nie wiadomo, co się we wnętrzu jednego i drugiego człowieka dzieje, gdy to robi? Sprawdzałeś to?

U1. Taka jest tradycja i jeśli się sprawdza, to nie można jej zmieniać.

U2. Tak jak wspomniałem, zmiany miałeś od samego początku. Wielka Loża Londynu wprowadziła całą masę innowacji. Jak się to ma do tradycji? Poza tym powinniśmy iść z postępem, bo inaczej zostaniemy z tyłu. Anderson był postępowy na tamte czasy, jednoczenie ludzi różnych wyznań było wielkim krokiem. No i to nie odwoływanie się do dogmatyzmu i rytualizmu tylko do moralności i braterstwa. Stąd też ja osobiście uważam, że wolnomularzem może być właściwie tylko człowiek postępowy. Poza tym co złego w ewolucji wolnomularstwa, skoro buddyzm i taoizm też się radykalnie zmieniły i jako religie światowe bardzo oddaliły się od swoich filozoficznych pierwocin. One mogły się zmienić bez konsekwencji terminologicznej, a wolnomularstwo nie może? Na jakiej podstawie, skoro cały świat stale się zmienia.

U1. Nie można spraw urzędowych mieszać z Bogiem. Poza tym co mają buddyzm i taoizm do wolnomularstwa, to zupełnie inna broszka.

U2. Dlaczego inna, skoro – jak wspomniałem – wszystko na świecie przechodziło i przechodzi nie raz radykalne przemiany, także nurty ideowe. A poza tym po co ten upór przy ów masońskim teizmie, skoro każdy pod tym może rozumieć innego Boga? Jaka siła wynika z tego, że każdy pod WBW podkłada co innego? Mogą to przecież być nawet przekonania sprzeczne, zupełnie wykluczające się. Poza tym tak łatwo oszukać albo w miejsce Istoty Wyższej podstawić coś, co niewiele będzie miało wspólnego z teizmem.

U1. Nie ingerujemy w niczyją wiarę, mówimy o solidnej podstawie moralnej. Zdaję sobie sprawę, że niektóre obediencje postanowiły znaleźć wyjście pośrednie i zamiast rezygnować z symbolu Wielkiego Budownika, to umożliwiły jego niemal dowolną interpretację. To także jest w naszym przekonaniu karygodne, bowiem stanowi pewne obejście wymogu wiary. Jaką wartość może mieć wiara w los czy przypadek albo w samego siebie jako autorytet? Etyka niezakorzeniona w sferze boskiej, transcendentnej, jest tylko produktem umysłu ludzkiego.

U2. Wszystko pięknie, tylko w jaki sposób zmierzysz, czy coś jest trwałe czy nie? Siedzisz w ludzkich umysłach i sercach? Skąd masz pewność czy w niektórych przypadkach wiara w los nie tworzy u człowieka solidniejszej podstawy etycznej od religii. Już mówiliśmy o przypadkach łajdaków religijnych i cnotliwych ateistów.

U1. Tego nie można zmierzyć, ale trzeba mieć zasadę zakorzenioną w tradycji, punkt odniesienia, który pozwoli na zachowanie spójności budowli. Jak ateista czy materialista mieliby czuć się w organizacji, która ma w swoich rytuałach pełno religijnych odwołań np. do Boga biblijnego.

U2. Jak widać jest to możliwe, skoro jest tyle rytuałów, gdzie o Bogu wspomina się o marginesie, a o wydarzeniach biblijnych prawie nic. I takie ceremoniały praktykują także loże regularne, a często ich zwolennikami są świecko nastawieni bracia, będący bezwyznaniowymi teistami. Poza tym przecież historia pokazuje, że w lożach masońskich byli ateiści i agnostycy. Chociażby do Wielkiej Loży Narodowej Polski należeli ateiści Gabriel Narutowicz czy Jerzy Stempowski, a po wojnie do tajnej loży „Kopernik” przyjęto agnostyka Lipskiego, który wiele lat mu przewodniczył. Czy można podważyć ich status masoński, powiedzieć, że nie byli wolnomularzami. Czy postawą swoją nie wyrażali masońskich cnót. Zresztą, jak czytamy u Siewierskiego: „Loża masońska to warsztat, a działalność wolnomularstwa to budowanie świątyni. Fartuch masoński to symbol pracy adepta sztuki królewskiej, białe rękawiczki przypominają o obowiązku prowadzenia życia nieskalanego, trójkąt to umiejętność kierowania ludzkimi sprawami zgodnie z zasadami prawa, słuszności i humanizmu, kielnia to potrzeba doskonalenia charakteru, młotek to symbol władzy i siły, biblia oznacza wiarę w to, że świat urządzony jest według prawideł moralnych, węgielnica to równość, bezstronność i sprawiedliwość, cyrkiel to miłość braterska i praca dla dobra ludzkości.” Jakie więc ma to znaczenie, czy się w duchowość wierzy czy nie, skoro wspomniane cnoty i zasady wykraczają ponad duchowość i religię.

U1. Widzę, że skupiasz się na wyjątkach, aby udowodnić swoją rację. Zawsze będą jakieś przypadki marginalne, tyle że nie można na podstawie kilku wyjątków żądać zmiany całości. Takie sytuacje będą się zdarzać, ale z tego nic nie wynika. Tak samo nie powinno się wyrywać z kontekstu zasad bez spojrzenia na całość.

U2. No jak nie wynika? Mówiłeś o tradycji i solidnej podstawie, a teraz piszesz o wyjątkach. Chcąc nie chcąc one były i nie zaprzeczysz temu. A przecież odnosić trzeba się do każdego przypadku. No albo ktoś należał, miał taki, a nie inny światopogląd i taką a nie inną postawę wyrażał albo nie. Skoro dawał dowód prawości i był w strukturze wolnomularskiej pomimo ateizmu, to jak można pisać, że nie był masonem? Ty oczywiście tego nie powiedziałeś, ale z Twoich wypowiedzi tak by logicznie wynikało.

U1. Nie neguję statutu masona u Narutowicza czy Lipskiego, piszę o tradycji – porządku. Mówisz dla przykładu, że należy iść z postępem, przyjmować ateistów, pewnie jeszcze kobiety etc. Co będzie dalej? Czyżby na następny rzut poszły dzieci, a może w ogóle zlikwidujecie ceremoniał masoński i otworzycie świątynie bez ograniczeń dla profanów. Przecież trzeba iść z postępem.

U2. Istnieją pewne granice, których nie powinno się przekraczać, bo ruch wolnomularski straci swoją tożsamość.

U1. A widzisz! Czyli jednak też optujesz za pewnymi zasadami, też domagasz się, żeby za daleko nie przesadzać. Ale skoro ateiści, to dlaczego nie dzieci albo brak rytuału. Albo dlaczego nie zrezygnować z etyki na rzecz założenia partii politycznej. Skoro można było jedno, to można drugie. Zastanawiałeś się nad tym.

U2. Zastanawiałem się. Na pewno wiele zależy od zdrowego rozsądku. Moim zdaniem nie został on przekroczony. Istota została zachowana. Poza tym – jak wspominałem – praktyka sprzed 1945 r. pokazuje, że można było iść drogę liberalizacji wolnomularstwa i wcale nie negowano masońskiego charakteru tych obediencji. Dopiero zniszczenia wojenne doprowadziły nurt liberalny do ruiny i pozycja jego osłabła, bo nie miał on szans w starciu z bogatymi finansowo obediencjami z USA i Wielkiej Brytanii, które zaczęły narzucać swoje warunki i wykluczać tych, które się z nimi nie zgadzały. W ten sposób trudno się dziwić, że zdobyły absolutną większość.

U1. Wydaje mi się, że idziesz za daleko. Wyglądałoby to tak, że bracia z Europy, łasi na forsę braci anglosaskich, ot tak porzucili dawne stosunki i „nawrócili się”. To trochę nazbyt uproszczone. Nie bierzesz np. pod uwagę, iż zrozumieli wreszcie swój błąd flirtu z nurtem liberalnym i powrócili do korzeni, do jedynego prawdziwego wolnomularstwa, które kiedyś porzucili.

U2. Trudno jest mi przystać na taki punkt widzenia, zwłaszcza że stało się to wszystko nagle, gdy największy konkurent UGLE – Wielki Wschód Francji – był tak osłabiony, iż musiał leczyć własne rany i nie mógł walczyć o zachowanie swoich wpływów w Europie i Ameryce Łacińskiej. Poza tym praktyka pokazuje, że WWF był uznawany za masonerię, chociażby w Niemczech. To był zresztą także proces długotrwały. Wszystko nie stało się ot tak. GOdF wyrzucono z czasem z łańcucha regularnego wolnomularstwa.

U1. Nie interesują mnie zawiłości związane z nawracaniem się obediencji nieregularnych na nurt anglosaski po 1945 r., bo nie ma to znaczenia dla punktu odniesienia, którym jest prawdziwa masoneria w postaci zasad ustanowionych przez Wielką Lożę Anglii. Porządek zawsze powstaje z chaosu. Jedno jest pewne: każdy, kto należał do nieregularnej Wielkiej Loży, nie może być uznany za wolnego mularza. Ścieżka inicjacji powinna zostać powtórzona.

U2. No to mamy niezły problem, bo zgodnie z Twoją logiką należałoby uznać, że pomiędzy 1875 a 1940 r. rzesza Rad Najwyższych Rytu Szkockiego, uznanych przez amerykańskie jurysdykcje RSDiU, gromadziła w swoich szeregach „profanów” będących członkami np. Wielkiego Wschodu Belgii, Wielkiego Wschodu Turcji, Wielkiego Wschodu Luzytanii itd.

U1. Ostatecznie Ryt Szkocki nie jest nadrzędny, najważniejsze jest wolnomularstwo błękitne, które jest podstawą. Reszta to dodatki, Wielka Loża ma prawo zabronić do wstępowania do RSDiU i wtedy w całości może on zostać uznany za organizację nie-masońską.

U2. Może nie jest nadrzędny, ale w skali międzynarodowej masonerii miał niemałe znaczenie i trudno wyobrazić sobie historię Ars Regia bez niego. Chyba nawet nie da się jej spójnie bez jego dziejów przedstawić. Tak przy okazji: czy przypadkiem to ryt szkocki nie był sektą w łonie masonerii, jak Memphis-Misraim? Dlaczego ten pierwszy został zaakceptowany, a drugi nie? Gdyby został odrzucony, dziś mówiłbyś o rycie szkockim jako tworze pseudomasońskim. A przecież on jest taki jak był, więc o co chodzi? Że zebrała się grupa, która uznała, iż ten można uznać, a tamtego nie?

U1. Szczerze powiedziawszy, nie przepadam za zabawami w „co by było gdyby”, bo wprowadzają ogólny zamęt do dyskusji. Wracając zaś do przyjmowania nieregularnych. Ich status nie jest inny jak profanów, de facto mają nawet trudniejsze wejście od zwykłych osób. Nie zostaną oni wolnymi mularzami dopóki się nie zregularyzują.

U2. Moment, moment. Pamiętaj, że ceremonia regularyzacji nie obowiązuje wszędzie. Jest różnica w przyjęciu członka loży liberalnej np. w Zjednoczonej Wielkiej Loży Anglii, a w Wielkiej Loży Narodowej Polski czy niemieckiej Wielkiej Loży AFAM. UGLE nie zna tego pojęcia, u niej członek każdej nieuznanej loży musi zostać przyjęty jak zwykły profan, na drodze tradycyjnej procedury inicjacji. Oczywiście jak zerwie z macierzystą obediencją i zostanie zaakceptowany. W pozostałych obediencjach istnieje specjalny rytuał regularyzacji.

U1. To jest fakt, ale ta regularyzacja to jest de facto inicjacja plus, bo potrzebna jest jeszcze zgoda Wielkiego Mistrza. Mamy więc utrudnienie.

U2. Powoli, to skąd w rytuałach biorą się elementy legalizujące nabyte stopnie? I że nieregularny mistrz masoński po przejściu regularyzacji staje się regularnym mistrzem masońskim. To chyba nie jest przypadek, że profan przechodzi normalną procedurę i żmudnie zdobywa kolejne stopnie, a tu za jednym zamachem otrzymuje to, co miał.

U1. Ale i profan może za jednym zamachem otrzymać wszystkie stopnie. Ta sytuacja jest tu porównywalna. Poza tym Wielki Mistrz musi wyrazić na to zgodę, tak jest przynajmniej w Polsce.

U2. I co z tego? Na afiliowanie się członka regularnej loży zagranicznej też trzeba mieć zgodę Wielkiego Warsztatu. Nie ma więc ułatwień.

U1. To jest inna sprawa, nie można tego mieszać. Poza tym rytuał regularyzacji zawiera elementy rytuałów 1, a czasem też 2 i 3 stopnia, może i skrócone, ale zawsze.

U2. Dlaczego inna? Nawet jeśli, to udowadnia, że jednak nieregularny mularz to nie do końca profan. Jego status jest bardziej uprzywilejowany.

U1. Nie wiem, gdzie ty tu widzisz ułatwienia. Ja widzę utrudnienie.

U2. Według mnie to ułatwienie.

U1. Widzisz to, co chcesz zobaczyć, aby udowodnić swoją rację.

U2. To samo można powiedzieć o tobie.

U1. Najważniejsze jest, co ma sama masoneria na ten temat do powiedzenia. Za mną stoi wiele lat tradycji, zasad i dokumentów, a to co Ty przedstawiasz, to tylko Twoje wyobrażenia o tym temacie.

U2. Troszkę dziwny zarzut, bo równie dobrze u Ciebie można dostrzec wybiórczość historyczną, akcentowanie jednych faktów, ignorowanie drugich, wypowiadanie się w imieniu innych.

U1. 90% prawdziwych wolnomularzy nie może się mylić. To tak jakbyś wszystkich posądzał o ignorancję albo fundamentalizm.

U2. Źle zrozumiałeś i przekręcasz moje słowa. Nie rozumiesz, że każdy z nas ma tak naprawdę swoje zabawki i swoją wizję historii. Ale z drugiej strony moja wizja jest szersza od Twojej i na dodatek nie stoi w sprzeczności z masonologią współczesną, która nie neguje istnienia różnych nurtów wolnomularskich i bada każde z nich. Ty zaś ograniczasz się do wąskiego poletka definicji. Tak czy owak jednak odnoszę wrażenie, że nasza dyskusja chyba zabrnęła na manowce. Lepiej będzie jak pozostaniemy przy swoim, bo się i tak nie dogadamy.

U1. Też tak myślę, choć dzięki za ciekawą wymianę myśli.

U2. Dzięki również.

Komentarz autora: Kto z dyskutujących mógł mieć słuszność? Oto pytanie zasadnicze za 100 punktów. Czy spór ma sens? Może i ma, ale trudno mówić tu o autorytetach i rozstrzygnięciu. Jak czytelnik zauważy dysputa ta dotyczyła interpretacji zagadnień, które miały miejsce w kontekście dziejów wolnomularstwa i praktyk współczesnych – czy są one słuszne, dobre i wolnomularskie oraz – jakie nazwy należy nadawać w pewnych sytuacjach. I tu tkwi pewien problem, o którym powiemy w podrozdziale pt. „Uświęcona wizja historii”. Czy można próbować rozstrzygnąć spór obydwu stron. Ja mam pomysł jak to zrobić. Dedykując obydwu pewien cytat z dzieła Czuang-Tsy.

„Jakże to? Może tao być przesłonięte tak dalece, że będzie tao prawdziwe i fałszywe? A wartościowanie tak zaćmione, że istnieje prawo i nie-prawo? (…) Otóż tao przyćmiewa się wtedy, gdy ludzie mają ciasne poglądy na byt, wartości zaś – gdy rozprawia się o nich za pomocą napuszonych, ozdobnych słów. W ten sposób dochodzi do wzajemnego zwalczania się szkół filozoficznych. I czemóż to, co jeden uważa za prawdę i podtrzymuje, drugi temu zaprzecza i zwalcza ów pogląd? Zamiast ciągle przeciwstawiać przeczenie twierdzeniu, a twierdzenie – przeczeniu, lepiej wybrać drogę uświadomienia; uświadomienia, że nie ma niczego, na co nie można patrzeć z punktu widzenia jednego “ja”, i że nie ma niczego, na co nie można patrzeć z punktu widzenia drugiego “ja”. Ludzie nie potrafią ujmować zjawisk z punktu widzenia “nie-ja” (…). I wówczas rzeczywiście takie pojęcia jak życie i śmierć, możliwość i niemożliwość, twierdzenie i zaprzeczenie zależą od siebie wzajemnie. Człowiek doskonały uwalnia się od takiego patrzenia na rzeczy i widzi wszystko w świetle wieczności (…). Można (…) patrzeć z dwóch przeciwstawnych punktów widzenia, wówczas ludzie je reprezentujący będą mieć oczywiście rację, i jednocześnie nie będą jej mieć. (…) Nie ma niczego, co dałoby się porównać z uświadomieniem sobie tego stanu rzeczy.”

Powyższy tekst stanowi fragment rozdziału XIV pt. “Dlaczego nie warto przesadzać. Logika i konsekwencje”, pochodzącego z książki Karola Wojciechowskiego pt. “Bitwa o Sztukę Królewską. Traktat o masonerii i regularności”, Wydawnictwo Black Antlers Press, Gdynia-Kraków 2017.