Sekrety Masonów: Rozkwit, upadek i reforma towarzystwa frankmasonów

Sekrety Masonów: Rozkwit, upadek i reforma towarzystwa frankmasonów

Tadeusz Cegielski “Sekrety masonów. Pierwszy stopień wtajemniczenia”

Masoni - 555 ilustracji: Przedmowa Klausa Dąbrowskiego
Poniżej zamieszczamy piąty rozdział książki prof. Tadeusza Cegielskiego “Sekrety masonów. Pierwszy stopień wtajemniczenia”
Książka na licencji Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Na tych samych warunkach 3.0 Polska

Atrakcyjne wzory kulturowe, wypracowane przez loże brytyjskie przyciągały również cudzoziemców odwiedzających Londyn i inne miasta. Przyjmowano ich do związku — tak jak hrabiego Schaumburg-Lippe czy niemieckiego kupca Johanna Petera Gogla (obu w dwudziestych latach XVIII w.); nie sprzeciwiano się też, kiedy inicjowani obcokrajowcy przenosili zasady sztuki królewskiej do swych krajów macierzystych i tworzyli w nich loże. Wbrew jednak ugruntowanej w starszej literaturze masonologicznej opinii ani Wielka Loża, ani też konkurujące z nią organizacje masonów brytyjskich nie troszczyły się o rozszerzenie swych wpływów na loże nieangielskie. Brytyjczycy nie ingerowali w sprawy lóż cudzoziemskich, ani też nie nawiązywali bliskich stosunków z braćmi z kontynentu. Rosnące wpływy we Francji, w Holandii, w Niemczech, we Włoszech, wreszcie w krajach lewantyńskich i w Indiach zawdzięczała Wielka Loża osiadłym w tych krajach kupcom i dyplomatom angielskim, tworzącym własne loże. Ważną rolę w rozpowszechnianiu zasad i organizacji sztuki królewskiej odegrali emigrujący z Anglii zwolennicy Stuartów. Jest prawie pewne, że pierwszymi lożami na kontynencie były związki stuartystów, które uformowały się tam jeszcze przed 1717 r. Istnieją poważne powody, aby przypuszczać, że owe jakobickie (od stronników wygnanego Jakuba II Stuarta) loże miały inny charakter i inne cele ideowe niż loże podporządkowane Wielkiej Loży Londynu. Ich rytuał w większym stopniu odzwierciedlał symbolikę i filozofię angielskich różokrzyżowców i odegrać miał poważną rolę w formowaniu się nowych, przepojonych mistycznym duchem, stopni wyższych masonerii kontynentalnej.

Z tym właśnie kręgiem wolnomularstwa związana była pierwsza organizacja działająca na terenie Europy Środkowo-Wschodniej. La Confrérie Rouge [Bractwo Czerwone] powstało w Polsce, jak stwierdza znawca tego zagadnienia, Ludwik Hass: „nie później niż pod koniec II dziesięciolecia XVIII w. W styczniu 1721 r. miało już rozbudowaną i sprawną strukturę organizacyjną. Kierownictwo krajowe — przypuszczalnie zarazem centralne — znajdowało się w Warszawie […]. Do […] placówki [w Toruniu] należeli przedstawiciele arystokracji i szlachty nie tylko polskiej, lecz również saskiej i pruskiej. Do Bractwa przyjmowano mężczyzn i kobiety”. Ostatnia okoliczność, a także fakt posługiwania się nazwą Zakonu, przyjmowania przez jego członków imion-pseudonimów, symbolika czerwieni (która pojawi się później w lożach stopni wyższych), świadczą nie tylko o odrębnym od Wielkiej Loży rodowodzie polskiego bractwa, ale i stanowią poważny argument na rzecz tezy o znaczeniu lóż jakobickich w procesie formowania się w Europie kontynentalnej wolnomularstwa nowego typu.

Zanim jednak sztuka królewska w jakobickiej, czysto hermetycznej wersji, owładnąć miała kontynentem, triumfy święcił system Wielkiej Loży, która już w 1726 r. przemianowała się na Wielką Lożę Anglii. Podlegało jej wówczas około 50 lóż; w 1734 r. było ich już 125. Wraz z powstaniem angielskich lóż w innych krajach, rosło ideowe oddziaływanie Wielkiej Loży. Tekst Konstytucji Andersona przełożony został na język francuski i w 1736 r. ukazał się w Hadze, a rok później we Frankfurcie nad Menem. W tym handlowym i intelektualnym centrum Niemiec, w 1741 r. ujrzały światło dzienne dwie niezależne od siebie niemieckojęzyczne wersje Konstytucji.

Około 1730 r. system Wielkiej Loży przyjęty został przez Francuzów. Wcześniej istniały tu loże jakobickie, ale tak ze względu na swój polityczny charakter (przygotowanie do restauracji Stuartów) jak i źle widziany we Francji nieortodoksyjny, alchemiczny rytuał, pozostały głęboko zakonspirowane. Wolnomularstwo w laickiej i bardziej ludycznej formie, zaproponowanej przez londyńczyków miało większą szansę spodobać się Francuzom. Niektóre związki założone zostały jako filie Wielkiej Loży, tak jak loża ukonstytuowana w 1735 r. w hotelu de Bussy w Paryżu, ale brytyjscy free masons szybko zamienili się we francuskich frans-massons czy Fri-Maçons. Przynależność do związku stała się modą, której uległa przede wszystkim arystokracja. Przyciągała ją do sztuki królewskiej malowniczość rytuału, a zarazem pieczęć tajemnicy. We Francji — tak jak i w innych krajach Zachodu — panowała wówczas anglomania. Fascynacja kulturą, politycznymi i społecznymi urządzeniami tego państwa, zwróciła uwagę na niezwykłe bractwo z Londynu. Śladem arystokracji rodowej poszły warstwy niższe; wolnomularstwo stwarzało każdemu szansę przyłączenia się do nowego typu elity — arystokracji ducha.

I w tym wypadku, nie tyle sentymentalny humanizm, co atrakcyjna forma i oryginalna zasada społeczna stały się przyczyną popularności. Francuzi szybko też rozwinęli i udoskonalili symboliczno-rytualną stronę wolnomularstwa. Wprowadzili nie znane w Anglii ordery i odznaczenia, wzbogacili wyposażenie loży i stroje rytualne, pomnożyli liczbę urzędników i funkcjonariuszy, a co szczególnie ważne z naszego punktu widzenia, rozbudowali rytuał i związane z nim legendy.

Osiemnastowieczne źródło tak opisuje wygląd typowej francuskiej loży:

„Samym miejscem loży dla trzech stopni symbolicznych: Ucznia, Czeladnika i Mistrza jest sala czworościenna, podługowata, której wymiary są podług liczby Braci w linii jednej przy każdej ścianie siedzieć mających […]. Ściana, gdzie są drzwi, zowie się „Zachód”. Naprzeciw będzie „Wschód”. Prawa od drzwi „Południe”. Lewa: „Północ” […].

Przy całej ścianie wschodniej na podłodze jest zrobiony trzystopniowy pomost […]. W środku jego ściany wschodniej stoi wielkie krzesło, nad nim przybity baldachim, którego skrzydła zdobią wspaniale tył krzesła […]. Nad baldachimem promienisty trójkąt równoboczny, w którym napis literami żydowskimi: Jehovah. Przed krzesłem na pomoście stolik zwany „ołtarzem ruchomym”, dalej na podłodze stoi słup ucięty, czworogranny, architekturą zdobiony, zwany „ołtarz stały”. Na pierwszym leżą: szpada goła i młotek drewniany do komenderowania, na drugim cyrkiel, Biblia, ustawy masońskie i w poprzek tych ksiąg goła szpada do przysięgi […].

Ten jest więc szyk w miejscach do siedzenia: Wielebny [tj. mistrz] ma krzesło na Wschodzie pod baldachimem. Urzędnicy [tj. mówca, sekretarz, sędzia, kanclerz] trochę przed nim i po bokach, lecz również w Świątyni, czyli w części wschodniej, gdzie ołtarz. Bracia prości mają krzesła lub tapczany na południowej i północnej stronie, doskonalsi zawsze w pierwszej siadają. Dozorcę, krzesła i ołtarzyki z młotkami na Zachodzie, niedaleko drzwi, przy których bliżej dwa Znawcę [tj. eksperci] a najbliżej Brat Straszny — co wszystko robi jakby cztery linie loży z Urzędników i Braci.

W środku tych linii plac czworokątny, podługowaty, gdzie się na podłodze robi rysunek lub kładzie malowany kobierzec, który jest osobny dla każdego stopnia, na jaki ma być otwarta loża […]. W trzech kątach kobierca, czyli podług słownika lożowego, w trzech obrazu końcach: Wschodu, Południa i Zachodu palą się na wysokich drewnianych lichtarzach trzy grube świece woskowe. Na ołtarzu ruchomym przed Wielebnym jest takiż winkiel Itj. trójkąt] z małych świec. Dozorcy na ołtarzykach i czterej Urzędnicy na stolikach mają po jednej świecy; te są światła w każdej loży.

W każdej dobrze urządzonej loży na suficie jest wielki cyrkuł [tj. okrąg] koloru błękitnego, w nim malowane złocistą lub żółtą farbą planety i gwiazdy, co ma znaczyć, iż każdy Mason może patrzeć śmiało w niebo”.

Tak zorganizowana i wyposażona loża w symboliczny sposób odzwierciedlała porządek kosmiczny, a w jego ramach określony porządek społeczny. Podłużne pomieszczenie lożowe, podzielone na kwadraty — świątyni i loży — to zamknięty czterema kierunkami świat ziemski; przykryty on został sklepieniem niebios, symbolizowanym przez okrąg na suficie pomieszczenia. Z porządkiem kosmicznym koresponduje porządek społeczny; miejsce w wolnomularskiej społeczności zależy przecież od stopnia doskonałości. Stąd „doskonalsi zawsze w pierwszej [linii południowej] siadają”.

Poważna symbolika, nastrojowość loży i odbywanego w nim rytuału nie kolidowały we Francji z rozbudowaną funkcją ludyczną związku. „Styl francuski — pisze Ludwik Hass — łączył zabawę z powagą, wesołość — niekiedy nawet sprośną — z głębią intelektualną. Tu również, obok używanych z dawna w Anglii przez organizacje wolnomularskie dość pospolitych nazw: „Bractwo”, „Kompania” czy nowocześniejsze „Towarzystwo”, już co najmniej w drugiej połowie lat trzydziestych XVIII w. pojawiło się i niebawem utrwaliło bardziej elitarne określenie: „Zakon” (franc. Ordre), w czym wyrażało się odcięcie od tradycji stowarzyszenia rzemieślniczego. Nowe określenie oznaczało, nie jak tamte nazwy, konkretne stowarzyszenie, lecz wolnomularstwo jako całość na świecie”.

Elitarny, zarazem kosmopolityczny system francuskiej masonerii miał szczególny urok dla przedstawicieli burżuazji, której obiecywał paradę i honory zastrzeżone dotąd dla szlachty. Arystokratyczny charakter lóż francuskich stał się — nieco paradoksalnie — przyczyną ich popularności wśród bogatych plebejuszy. Czy był w Paryżu choć jeden kupiec, prawnik lub zegarmistrz, który nie marzyłby o tym, by móc zwracać się do księcia: „Bracie”? Ludzie równi są wobec Boga, ale nawet w kościele są lepsze ławki zastrzeżone dla szlachty. Inaczej w loży, gdzie wyróżnia braci jedynie staż wolnomularski i zasługa poniesiona dla sztuki królewskiej. Dopiero na tle feudalnego, stanowego społeczeństwa Francji wolnomularstwo ujawniło swą demokratyczną naturę. To, co było elitarne w Anglii, okazało się egalitarne na kontynencie.

Atrakcyjność francuskiego wolnomularstwa stała się pośrednią przyczyną jego kryzysu. Ujawnił się on już w drugiej połowie lat trzydziestych. Niebezpieczeństwo nadciągnęło z zewnątrz, ale choroba rozwinęła się również wewnątrz organizmu sztuki królewskiej. Snobizm wyższych warstw społecznych na dłuższą metę nie mógł być główną siłą napędową. Urok nowości minął w ciągu kilku lat, w opinii braci praktyka zaczęła rozmijać się z teorią. Krytykowano wysokie koszty, jakie pociągała przynależność do lóż, także zbytnie zamiłowanie do wystawnych bankietów. Przestawanie na równej stopie z arystokracją okazało się kosztownym przywilejem; trzeba było dorównać jej w rozrzutności. Demokratyczny eksperyment na gruncie wspólnego zamiłowania do zabawy okazał się niewypałem. Aby sztuka królewska mogła rozwijać się nadal, należało poszukiwać innej, bardziej uniwersalnej i tańszej, formuły lożowego braterstwa.

Wśród elit wykształconych na klasycystycznych wzorach estetycznych nie mógł też przyjąć się na trwałe archaiczny, pseudośredniowieczny duch brytyjskiego wolnomularstwa. Zamiłowania Anglików do gotycyzmu, mrocznych i dziwnych legend przeszłości, podzielało tylko niewielu braci na kontynencie. Moda na gotycyzm i średniowiecze przyszła do Francji kilka dziesięcioleci później. Również pseudocechowa legenda, koncepcja wolnomularstwa, jako spadkobiercy tajemnej sztuki muratorów i architektów, nie mogła w pełni satysfakcjonować francuskich snobów: dla arystokracji była zbyt wyrafinowana, dla pragnących społecznego awansu przedstawicieli mieszczaństwa za mało atrakcyjna. Jeśli ci drudzy wstępowali do związku, to właśnie po to, aby choć na kilka godzin zapomnieć o swym niskim pochodzeniu.

Nie bez znaczenia były również ciosy, jakie spadły na sztukę królewską ze strony światowych. Tajemne ceremonie i wystawne przyjęcia niepokoiły bigotów. Fakt wykluczenia z lóż kobiet stał się teraz przyczyną różnych podejrzeń. Zaniepokojenie wyrażała nie tylko opinia publiczna, ale państwo i Kościół katolicki. Policja zaczęła nękać posiedzenia lożowe, a kilku paryskich braci znalazło się w areszcie. W absolutystycznej Francji zamknięte, owiane tajemnicą zebrania poddanych (i to różnych stanów) uchodzić musiały za niebezpieczne dla monarchii. Pamięć o spiskach i buntach okresu frondy (1648-1653) była wciąż świeża.

Stanowisko w sprawie sztuki królewskiej wyraził po raz pierwszy Kościół katolicki. Bulla Klemensa XII z 28 kwietnia 1738 r. In eminanti apostolatus speculo nie pozostawiała wątpliwości, że Kościół jest wrogo nastawiony wobec idei zrównania stanów oraz „wszystkich religii i wszystkich sekt”. Zwierzchnika Kościoła niepokoiła również tajemnica, do utrzymania której zobowiązują się liber i Murator i (tj. wolni mularze), co świadczyć mogło o ich złych zamiarach. Bulla nie zawierała bezwzględnego potępienia masonów, zabraniała jednak wiernym utrzymywania jakichkolwiek stosunków z adeptami sztuki królewskiej.

Werdykt papieża, w chwili ogłoszenia bulli schorowanego starca, przerwał na pewien okres szybki rozwój wolnomularstwa w katolickich krajach Europy. Tak było we Francji, w Polsce i w wielu państwach włoskich, ale na przykład w Austrii cesarz Karol VI nie zezwolił na opublikowanie papieskiego dokumentu. Bulla Klemensa XII, identycznie jak późniejsza o trzynaście lat antymasońska bulla Benedykta XIV, walnie przyczyniła się do popularności wolnomularstwa w krajach protestanckich, stając się początkiem legendy o rzekomo reformowanym charakterze sztuki królewskiej. Orzeczenie głowy Kościoła w sprawie wolnomularstwa miało i ten skutek, iż zwróciły nań uwagę różne kręgi wolnomyślicieli, a także zwolennicy reformy w łonie katolicyzmu. Już nie tylko żądni rozrywki i filozoficznych nowinek pięknoduchowie, lecz dysydenci wszelkiego pokroju zainteresowali się bractwem wolnych i przyjętych mularzy.

Wydaje się, iż rosnąca z biegiem czasu niechęć władz kościelnych do wolnomularstwa miała również źródła głębsze i poważniejsze od wyłożonych w oficjalnych dokumentach. Bezpośrednią, choć zawsze skrywaną przyczyną był fakt przynależności do lóż licznych przedstawicieli duchowieństwa, w tym wyższego kleru. W społecznie zacofanych krajach, takich jak Rzeczpospolita, właśnie wyższe duchowieństwo stanowiło obok świeckiej arystokracji trzon intelektualnej elity. Nic tedy dziwnego, iż wsparło ono inicjatywy etyczne i społeczne, podejmowane przez adeptów sztuki królewskiej. Jednym z promotorów wolnomularstwa w Polsce był prymas Jan Gabriel Podoski (1719-1777), znany również ze swego libertyńskiego trybu życia. Ksiądz Jędrzej Kitowicz (1728-1804), kronikarz czasów saskich i stanisławowskich, pokpiwał dobrodusznie z biskupów-masonów, gromiących, zgodnie z papieskim nakazem, „niebezpieczną” sektę farmazonów.

Głębsza przyczyna obaw leżała w filozoficznej warstwie sztuki królewskiej. Ruch wolnomularstwa zaspokajał zasadniczą, uniwersalną potrzebę ludzką — potrzebę metafizyczną. Niezwykły, pełen symbolicznych znaczeń rytuał nawiązywał do misteriów antycznych, do potępionych w średniowieczu kultów i herezji, do mistyki żydowskiej i alchemicznej. Masoneria dążyła do rządu dusz w opozycji do religii pozytywnych, albo raczej obok nich, jako że — jak stwierdziliśmy — stanowiska w kwestiach wiary zajmować nie chciała.

Popularności, ale i wielu kłopotów, przysporzyło we Francji ogłoszenie przez przeciwników dokładnych informacji na temat otoczonego tajemnicą rytuału. Publikacje porucznika policji Heraulta, księdza Perau i inne cieszyły się wielkim zainteresowaniem i miały po kilka wydań. Pojawiły się również literackie pastisze; masoni stali się bohaterami oper komicznych, baletów, a nawet ulicznych teatrów marionetek.

Gruntowna reforma związku stała się koniecznością u schyłku lat trzydziestych XVIII w. Inicjatywa wyszła z kilku środowisk wolnomularskich równocześnie; jej efektem było powstanie tzw. szkockich, czerwonych, czyli wyższych stopni masońskiego wtajemniczenia. „Szkoci” nadali kontynentalnemu wolnomularstwu ów niezwykły, ambiwalentny charakter związku praktykującego filozofię hermetyczną z jednej i racjonalistyczną, świecką etykę z drugiej strony.

*

Wśród programów mających na celu odbudowę prestiżu i atrakcyjności ruchu, zniszczonych przez represje i niedyskrecję przeciwników, szczególną popularność zyskał Discours [Dyskurs] kawalera Andrew Michela de Ramsaya (1686-1743). Urodzony w Ayr, w Szkocji, Ramsay był wyznawcą wielu religii i obywatelem świata. Niespokojny, zarazem mistyczny duch szkockiego szlachcica spowodował, że opuścił Kościół anglikański dla purytańskich sekt kwakrów, anabaptystów i prezbiterian; rozczarowanie do protestantyzmu spowodowało konwersję Ramsaya na katolicyzm. Mieszkający kolejno w Szkocji, Anglii, Włoszech, Holandii i Francji absolwent uniwersytetu w Oxfordzie był członkiem Royal Society [Królewskiego Towarzystwa Naukowego] w Londynie — ale sławę zdobył tłumaczoną na wiele języków, w tym również na polski, powieścią filozoficzną Podróże Cyrusa. Wyłożył w niej tak bliski wolnomularstwu pogląd o wspólnym pochodzeniu wszystkich religii i wspólnym religiom fundamencie moralnym. Ze sztuką królewską zetknął się stosunkowo późno, bo w 1730 r., kiedy to inicjowany został w Westminsterze.

W 1737 r. Ramsay w memoriale adresowanym do francuskiego ministra, kardynała Andre Hercule de Fleury’ego (1653-1743) przedstawił własny program wolnomularstwa, nawiązujący do utopijnych planów reformy ludzkości niemieckich i angielskich różokrzyżowców.18 Autor Discoursu powierzył tę misję dziejową związkowi wolnomularskiemu — który też w jego interpretacji awansował do rangi zakonu i to zakonu rycerskiego! W celu podniesienia prestiżu sztuki królewskiej Ramsay wywiódł jej historię od jerozolimskich kawalerów św. Jana (Rycerzy Szpitala Jerozolimskiego św. Jana Chrzciciela). Joannici, podobnie jak działający na terenie Ziemi Świętej muratorzy, mieli wspólny cel: odbudowę świątyń chrześcijańskich zburzonych przez Saracenów. Dlatego też budowniczowie zawiązali tajny związek z rycerzami-zakonnikami, dając tym samym początek symbolicznym (tj. spekulatywnym) lożom wolnomularskim, zwanym odtąd świętojańskimi. (Ramsay popełnił tu historyczną pomyłkę. Patronem szpitalników był Jan Chrzciciel, podczas gdy cechem muratorów opiekował się św. Jan Ewangelista. Różnica miała poważne znaczenie: na patrona spekulatywnego wolnomularstwa nadawał się jedynie Ewangelista, uczeń Chrystusa, wtajemniczony autor Apokalipsy, pełnej gnostyczno-hermetycznej symboliki). Twórca tej legendy podkreślał przy tym, że wzorem dla pierwszych wolnomularzy spekulatywnych byli Żydzi, rekonstruktorzy drugiej świątyni jerozolimskiej, powstałej na miejscu sprofanowanej i zburzonej świątyni Salomona. Podczas gdy jedni dzierżyli w ręku kielnię i inne przybory mularskie, drudzy osłaniali ich mieczem i tarczą. Tak jak Żydzi, wolnomularze-joannici przyjęli specjalny statut oraz znaki tajemne i symbole umożliwiające wzajemne porozumiewanie się. Ramsay sugerował, iż rytuał i symbolika wykorzystana przez członków zakonu posiadała starożytną, hermetyczną proweniencję.

Zakon cieszył się opieką ze strony władców — również po załamaniu się krucjat. Część masonów pozostała w Ziemi Świętej, inni osiedlili się w Anglii dzięki protekcji ks. Edwarda, który był synem Henryka III. Brak informacji na temat losów sztuki królewskiej w epoce nowożytnej Ramsay tłumaczył upadkiem zakonu wskutek schizmy i wojen religijnych. Nowym schronieniem dla wolnomularstwa stała się Francja. Panujący tu kosmopolityczny i humanitarny duch powoduje, iż jest ona prawdziwą ojczyzną wszystkich ludzi: Patria gentis humanae [ojczyzna rodu ludzkiego].

Nie chodziło tu jedynie o kurtuazję, zapewne przesadną, okazaną nowej ojczyźnie. Autor Discoursu powierzyć chciał zakonowi wolnomularskiemu poważne zadania, w których realizacji szczególna rola przypaść miała Francuzom. Bezpośrednim celem sztuki królewskiej winno być „rozwinięcie zamiłowania do nauk użytecznych i sztuk pięknych wszystkich specjalności”. Ramsay kreślił wizję ponadnarodowego związku uczonych i artystów, potężniejszego od „wszystkich akademii i wszystkich uniwersytetów”, związku powołanego do opracowania summy, kodeksu całej wiedzy ludzkiej — „biblioteki uniwersalnej”, tj. encyklopedii. Autor Discoursu przypominał, że pomysł opracowania i wydania drukiem encyklopedii zrealizowany już został w Londynie (Ramsay miał tu na myśli słynną Cyclopedic Chambersa z 1728 r.); wspólne dzieło wolnomularzy mogłoby jednak znacznie przewyższyć pracę angielskiego erudyty.

Discours, szczególnie poza granicami Francji (m.in. publikowany w 1743 i 1762 r. w drugim i trzecim niemieckim wydaniu Konstytucji Andersona), pobudził silnie wyobraźnię współczesnych. Efekt okazał się jednak całkowicie rozbieżny z intencją autora. Cel Discoursu był etyczny, głównie jednak intelektualny, tymczasem jego skutkiem stało się przetworzenie fikcyjnej historii związku w nową legendę. Od początku lat czterdziestych XVIII w. napotykamy na liczne parafrazy i przeróbki memoriału Ramsaya, ale jedynie w części dotyczącej rycerskiego pochodzenia związku. Discours pobudził też powstanie analogicznych legend, zwłaszcza wersji o templariuszach. Przetworzenie lóż ze związku ceremonialno-bankietowego w europejską akademię nauk okazało się zamiarem całkowicie utopijnym. O wiele łatwiejsza mogła być przemiana wolnomularstwa w pseudorycerski zakon.

Mitotwórczą siłę miał też fragment Discoursu dotyczący związków jerozolimskich wolnomularzy z Żydami, rekonstruktorami drugiej świątyni, podobnie aluzje do hermetycznej wiedzy Wschodu przejętej przez masonów-joannitów. Bardziej praktycznie i realistycznie nastawieni admiratorzy dzieła Ramsaya wykorzystali wszystkie te wątki dla stworzenia lóż nowego typu.

czytaj dalej:

Dodaj komentarz