Masońskie “armaty”

Tadeusz Kracki

WagesBox3

Kto interesuje się wolnomularstwem i studiuje literaturę dotyczącą masonerii, ten często spotyka informacje o przebiegu agap, czyli rytualnych bankietów (jednak częściej skromnych poczęstunków) organizowanych na zakończenie prac lożowych. Istnieje określony rytuał regulujący przebieg agapy, a jednym z najważniejszych akcentów owego bankietu jest obowiązek spełnienia kilku toastów, według ściśle określonej kolejności. W wersji bardziej rozbudowanej, wręcz wyrafinowanej stosowano też specyficzne nazewnictwo, nawiązujące do toastu jako salwy na cześć uhonorowanego. Salwę oddaje się z armaty lub strzelby (karabinu) – zatem i puchary, kieliszki „nabijano” – po to, by potem toast spełnić, czyli „wystrzelić”. Naturalną koleją rzeczy było hasło Mistrza Agap, który zarządzał „nabicie moździerzy prochem białym (bądź czarnym)”, co po prostu oznaczało nalanie wina białego bądź czerwonego. Mocniejszych trunków na agapach nie podawano i się nie podaje. W literaturze fachowej funkcjonuje nazwa „Kanone” lub „canon” (zawsze w cudzysłowie) – co oznacza armatę, zatem i my owe pucharki agapowe tak będziemy nazywać.

Ciekawe, ale dotąd niewiele osób podjęło temat owych „armat” jako dzieł sztuki. Wyjątkiem jest pięknie wydane opracowanie Jensa Oberheidego: „Logengläser. Die Gläsersammlung Bodo Nährer im Rahmen einer kulturhistorischen Betrachtung der Entstehung und Entwicklung von Trink- und Tafelsitten” (Graz 1983). Tymczasem kieliszki i pucharki agapowe od czasu do czasu spotkamy dziś w antykwariatach i muzeach, ale z różnych przyczyn rzadko są one eksponowane. Tu i ówdzie można też je ujrzeć w zbiorach prywatnych. A są to często wysokiej klasy dzieła zasługujące na uwagę i bliższą analizę.

Wydaje się, że początkowo nie było określonych rygorów dotyczących formy pucharu lub kielicha agapowego, podobnie jak i reliefu na nim wyobrażonego. Zasada indywidualności i wolności obowiązująca w lożach, wykluczała uniformizację, narzucanie formy – przynajmniej w tym przypadku. Ważne jednak było, aby naczynie miało odpowiednio masywną konstrukcję, jako że po każdym toaście obowiązuje trzykrotne rytualne stuknięcie kielichem w stół, co mogłoby się skończyć nienajlepiej dla delikatniejszego szkła. A mimo to im kielich starszy, tym z reguły bardziej wyrafinowany, piękniejszy. W miarę upływu lat i zmiany stylów (a także gustów), pucharek bywa ozdobny, niekiedy nawet przeładowany w formie i symbolice zawartej na ściankach. Dopiero na przełomie XIX i XX wieku coraz częściej dla uproszczenia loże zaczęły zamawiać w hucie lub hurtowni szkła pucharki jednolite dla wszystkich braci, które później były oddawane szlifierzowi do wykonania reliefu. Ponieważ wówczas już każde naczynie miało swego właściciela, w różnych miejscach na kielichu wyryte były odpowiednie monogramy. Wtedy też pojawiło się szkło masońskie równie masywne co proste, o kilku – kilkunastu w miarę stałych formach. Dziś sprawy te zależą od możliwości ekonomicznych danej loży, jednak najczęściej z przyczyn ekonomicznych i praktycznych w Polsce już się nie obstaluje specjalnej zastawy. Obecnie chyba nastąpił powrót do pierwotnej zasady zamawiania sobie pucharków indywidualnie, według własnego gustu i możliwości finansowych; pojawiają się też one coraz częściej, zwłaszcza wśród braci z lóż objętych jurysdykcją Wielkiej Loży Narodowej Polski. Znamienne, że w przeważającej większości przypadków ustalenie przynależności danego naczynia do konkretnej loży bez dodatkowej dokumentacji jest dziś niemożliwe, jedynie można przypuszczać, na podstawie przedstawionych symboli, do jakiego rytu należała dana loża. Niedawno taki rzadki, sygnowany pucharek agapowy z toruńskiej loży „Pod Pszczelim Ulem”, powiększył zbiory Muzeum Okręgowego w Toruniu. Tam też znajduje się nieduża, lecz efektowna kolekcja owych „armat”.

W zbiorach poznańskiego Muzeum Narodowego (Oddział Muzeum Sztuk Użytkowych) znajduje się zestaw pucharków agapowych, przeważnie z przełomu XIX i XX wieku. Najstarszy jednak pochodzi z Nadrenii, z około połowy XVIII wieku. Na brzuścu prostego, używanego wtedy powszechnie do wódki kieliszka na szerokiej stopie, wykonano skromny, ale wyjątkowo szlachetny w formie ornament złożony z trójkąta równobocznego, cyrkla, węgielnicy, młotka, kielni, słońca i księżyca oraz dwoma liśćmi palmy po bokach. [1]

Dwa inne puchary, już kryształowe, pochodzą z połowy XIX wieku. Biedermeierowskie w stylu, masywne, z bogatym zdobieniem, opatrzone są bardzo rozbudowanym – na dzisiejszy gust nawet przeładowanym – reliefem przedstawiającym symbolikę wolnomularską. Jest tam ukazany jakby wykład z owej symboliki, rzadko czytelny dla osób niezorientowanych w realiach masońskich.

W prywatnych zbiorach w Poznaniu jest inny pucharek, także niewiadomego pochodzenia z przełomu wieków XIX i XX, wykonany przypuszczalnie z angielskiego lub czeskiego szkła kryształowego. Prosty w formie, wysokości 14 i średnicy 7 cm, dość ciężki i masywny, z graniastą (fachowo mówiąc fasetowaną) podstawą o cebulastej – językiem historyka sztuki: o kształcie jabłka granatu – formie, opatrzony jest reliefem dość prostym, ale zawierającym szereg elementów symbolicznych. Jest tam sznur z węzłami braterskimi łączącymi braci, są kolumny Boaz i Jahin, a także: kielnia, młotek murarski, ołtarz wolnomularski, kamienie nieobrobiony i obrobiony, Gwiazda Promienista, pion, cyrkiel, węgielnica, słońce, księżyc i gwiazdy. Po przeciwnej stronie brzuśca wyryto monogram właściciela: W.A.

Nie wiadomo, do której loży należał brat – właściciel owego pucharka. Był to czas, gdy loże kompletując zastawę same wybierały sobie kształt naczynia w sklepie, u hurtownika lub w hucie, a potem dodatkowo zlecano wykonanie okolicznościowego reliefu i monogramów właścicieli. Możliwe, że nasz pucharek był wykonany na Dolnym Śląsku, w Hucie Józefina koło Cieplic, która „obsługiwała” niemal cały obszar ziem polskich objętych zaborem pruskim. Pewne jest niemieckie pochodzenie naczynia, kształtem bardzo zbliżonego do tych, jakie były używane Na Wschodzie Berlina około 1900 roku, m.in. w Loży „Urania”.

Jak w każdym elemencie zastawy wykonywanej lub zdobionej na zamówienie, tak i w „moździerzach” masońskich były egzemplarze bardziej lub mniej piękne artystycznie, co wynikało z gustów epoki, umiejętności artystów i zasobności kiesy zamawiającego. Warto dziś chronić te często piękne zabytki sztuki, a historycy zajmujący się dziejami szkła mają kolejny, chyba frapujący temat do badań.

 

Tadeusz Kracki

AreYouAMasonTheLastDegree1