Filozofia masonerii: Legouve

Filozofia masonerii: Legouve

Poniżej zamieszczamy dwudziesty rozdział książki Filozofia Masonerii u progu Siódmego Tysiąclecia prof. Andrzeja Nowickiego

Ernest Wilfried Legouve, ur. 14.02. 1807 w Paryżu, zm. 1903, syn poety Gabriela Legouve (1764-1812), historyka poezji łacińskiej. W 1829 Ernest otrzymał od Akademii Francuskiej nagrodę za poemat pt. Decouverte de l’imprimerie (odkrycie druku). Był autorem licznych powieści i dramatów. Wielki sukces teatralny odniosła jego sztuka Adrianna Lecouvreur (1849). W latach 1847-1848 miał wykłady w College de France. Przyjaźnił się z Fryderykiem Chopinem, pisywał recenzje z jego koncertów. Zajmował się także etyką i wychowaniem, niektóre z jego prac przełożono na polski. O jego przy­należności do masonerii wspomina czasopismo masońskie „Humanisme. Revie des Frencs-Macons du Grand Orient de France” (nr 190. avril 1990, s. 39).

W liczącej 700 listów Korespondencji Fryderyka Chopina, którą zeb­rał i opracował Bronisław Edward Sydow (Warszawa 1955) znajduje się 9 listów, które napisał do niego mason Ernest L e g o u v e . Z listów tych wynika, że utrzymywali ze sobą bliskie stosunki towarzyskie co najmniej przez dwanaście lat, ostatnie dwanaście lat w życiu Chopina.

Wiemy, jak wielką rolę w kształceniu młodego Chopina (1810-1849) odegrał mason, kompozytor Józef Antoni Franciszek E1sner (1769-1854). Wśród najbliższych przyjaciół Chopina znajdował się mason Wojciech Grzymała (1793-1871), niegdyś (1809) adiutant gen. Józefa Zajączka, a następnie księcia Józefa Poniatowskiego (obaj byli masonami), później, od 1816 roku członek loży „Bouclier du Nord” (Tarcza Północy, w latach 1821 -1822 członek wolnomularstwa narodowego Waleriana Łukasińskiego, więziony w twierdzy rosyjskiej przez trzy lata (1826-1829). We wspomnianej wyżej Korespondencji Sydow zamieścił 63 listy Chopina i George Sand do Grzymały (z lat 1837-1849).

Nic więc dziwnego, że w kręgu przyjaciół Chopina znajdujemy także francuskich masonów. Z listów Chopina dowiadujemy się, że bywał u Legouvego, gdzie spotykał „mnóstwo uczonego świata” (list do rodziny w Warszawie, pisany w marcu i kwietniu 1847 r., t. II, s. 192), a także, że Legouve bywał u niego (list z 30.01.1849, t. II, s. 293). Legouve pisywał recenzje z koncertów Chopina, a gdy wystawiano jego dramaty i komedie przysyłał Chopinowi bilety do loży.

Zapraszając Chopina do siebie Legouve pisał: „jeżeli byłoby Panu przyjemnie spędzić kilka godzin z ludźmi, których pan lubi, u ludzi, którzy Pana lubią, proszę przybyć tu o szóstej” (t. I, s. 293). Słowa te cytuję w przekładzie polskim; po francusku brzmiało to: passer quelques heures avec des gens que vous aimez, chez des gens qui vous aiment, co biorąc pod uwagę wieloznaczność takich słów jak vous i aimer, można przełożyć cieplej: „z ludźmi, których kochasz, u ludzi, którzy Ciebie kochają” (I, s. 420-421), zwłaszcza, że podobny fragment z innego listu Legouvego: vous ne truveres que gens qui vous aiment. II, s. 409) tłumacze przełożyli właśnie tak: „spotka Pan jedynie osoby, które Pana kochają” (t. II, s. 187).

Legouve kochał i podziwiał muzykę Chopina, ale kiedy go zapraszał do siebie, zaznaczał, że Chopin może „zostawić palce w domu” (t. I, s. 293); nie będą go zmuszać do grania, wystarczy im, że go zobaczą (t. II, s. 187). Czasem ręczył tylko za siebie uprzedzając, że nie ręczy za swoją córkę. A kiedy – ulegając prośbie jego córki – Chopin zasiadał do fortepianu, Legouve następnego dnia pisał do Chopina:

„Sprawił nam Pan wczoraj taką przyjemność, tak nas Pan wzruszył do głębi serca, że jeszcze dzisiaj jesteśmy pełni tych wrażeń i czuję potrzebę napisania panu, że wczorajszy wieczór był dla nas jednym z najbardziej zachwycających (une des plus ravissantes) nie spośród tych, któreśmy spędzili, ale z tych, o których marzyliśmy (que nous ayont revees) ”, (t. II, s. 294, 421).

Legouve nie tylko żył bardzo długo (96 lat), ale należał do bardzo płodnych pisarzy. Nie jest więc rzeczą łatwą wydobycie najcenniejszych myśli z jego prac. Skoro jednak zainteresował nas swoją serdecznością, z jaką odnosił się do Chopina, warto przypomnieć to, co pisał o przyjaźni, jaka może ludzi łączyć. Loże masońskie są przecież związkami przyjaźni, dostrzegają ogromną rolę, jaką inni ludzie mogą spełniać w naszym życiu, przyczyniając się do naszego rozwoju duchowego. Można więc w tym, co Legouve pisał na ten temat, widzieć jego wkład do filozofii masońskiej.

W swojej książce Sześćdziesiąt lat wspomnień (Soixante ans de souvenirs) Legouve nie pisze o sobie, ale spłaca długi wdzięczności, umieszczając w czterech tomach kilkadziesiąt portretów literackich tych osób, z którymi się przyjaźnił w latach 1813-1876 i którzy zmarli: „starałem się o to, żeby odżyli, malując ich jak najwierniej takimi, jakimi byli i opowiadając o tym, co uczynili” (zakończenie ostatniego, IV tomu, Paris 1888, s. 260). Użyte przez niego wyrażenie faire revivre warto zapamiętać. To podstawowy obowiązek masona wobec zmarłych przyjaciół: sprawić, żeby żyli nadal, wskrzeszać ich własnym słowem i piórem.

Z wielką serdecznością Legouve pisze o swoim ojcu i o swoim dziadku. Wnieśli oni znaczny wkład do kultury francuskiej i Legouve chciał z godnością nosić otrzymane nazwisko. Najcieplej pisze o własnej żonie, uważając datę ślubu za najważniejszą datę własnego życia:

„Każdy z nas, nawet najbardziej skromny i niepozorny, ma swoją h i d ż r ę . Nazywam tym słowem moment, w którym zawiązuje się jego przeznaczenie. Tą decydującą datą był dla mnie 6 lutego 1834 roku, ponieważ tego dnia weszła w moje życie osoba, która wywierała na mnie najpotężniejszy i najbardziej zbawienny wpływ (…) mając 27 lat ożeniłem się z kobietą, którą zacząłem kochać, kiedy miałem 17 lat” (Soixante ans de sovenir, t. II, s. 268).

Słowo hidżra (Legouve pisze: hegire) oznacza początek ery muzułmańskiej, liczonej od ucieczki Mahometa z Mekki do Medyny (16.07.622). Piękna to myśl, że w życiu człowieka początkiem nowej ery może być wejście w związek z drugim człowiekiem.

„Przyjaciele – pisze dalej Legouve – o których dotąd mówiłem, działali ogólnie jedynie na formowanie mojej inteligencji, na kierunki zainteresowań mojego umysłu i podejmowanych przeze mnie prac. Ona jest moją naturą, moim charakterem, moimi uczuciami, moimi zasadami, które umocniła, podniosła na wyższy poziom, odnowiła (…) Jej oddziaływanie na mnie nie polegało na bezpośredniej interwencji, na przemyślanym ingerowaniu w moje sprawy ani na udzielaniu mi rad. Nie! Ona działała na mnie jak światło, które działa na rośliny i wszystkie żywe istoty, przez zwykłe promieniowanie” (t. II, s. 269-270).

Oprócz rozdziałów poświęconych poszczególnym osobom znajduje się w tych wspomnieniach osobny rozdział poświęcony problemom „współpracy” w jej realnym funkcjonowaniu (Une collaboration en action, t. III, rozdz. 4, s. 66-82). Chodzi tu o współpracę szczególnego rodzaju, w tej dziedzinie, która powszechnie uchodzi za obszar aktywności jednostkowej, to znaczy w dziedzinie pracy twórczej. W języku, którym pisał Legouve nie było jednak słowa oznaczającego współtwórczość, więc użył słowa collaboration. „Współpraca – pisał – jest takim rodzajem pracy, który dziś jest szczególnie atakowany; pragnę więc wystąpić w jej obronie. Spróbujcie, w myśli, choć na chwilę usunąć to, co (w dziedzinie twórczości scenicznej) jest wytworem współpracy, a z repertuaru naszych teatrów ostatniego 60-lecia zniknie prawie cały Scribe, Bayard, Melesville, Dumanoir, Dennery, cały Labiche, cały Duvert i Lausanne, cały Gondinet, cały Meilhac i Halevy” (s. 66).

„Czy wśród arcydzieł nie ma takich sztuk teatralnych, które powstały dzięki współpracy (association) dwóch genialnych umysłów? Czy współtwórcami Cyda nie są Corneille i Guillen de Castro? A współtwórcami Ifigenii nie są Racine, Eurypides i Seneka? A jakie wspaniałe rezultaty dała współpraca Plauta i Moliere’a nad Amfitrionem czy Skqpcem? (…)

Jest też bardzo wiele umysłów błyskotliwych, ale w pewnym sensie niekompletnych, które pracując pojedynczo, pozostałyby prawdopodobnie bezpłodne, lecz dzięki współpracy (association) wzniosły się ponad siebie i stały się dowodem na istnienie nowej arytmetyki, w której jeden plus jeden to nie dwa, lecz trzy (un et un font trois)” (t. III, s. 69).

To także stało się jednym z podstawowych zadań lóż masońskich: uczyć ludzi współdziałania ze sobą, aby w praktyce sprawdzili, że wyniki zgodnej, dobrze zaplanowanej i realizowanej współpracy przewyższają sumę osiągnięć możliwych w sytuacji, gdy każdy pracuje osobno.

Wśród osób, którym Legouve wymalował w swoich Wspomnieniach literackie portrety, nie brak masonów. Jednym z nich był zasłużony w walce o zniesienie niewolnictwa, republikanin i filantrop, Victor Schoelcher (1804- 1893). Fragmenty tego portretu zamieściłem w haśle poświęconym Schoelcherowi pod masońską datą 5804.

Cenny wkład do pedagogiki masońskiej wniósł Legouve swoją książką L’art de la lecture (Sztuka czytania, Paris 1877, s. 1-208), materiał pomocniczy dla uczniów szkół średnich. Przez „sztukę czytania” rozumie Legouve w tej książce „sztukę czytania na głos”. Jego podręcznik dla szkół podstawowych miał tytuł dokładniej informujący o treści: Petit traité de lecture à haute voix (Mały traktat o czytaniu na głos).

Mogłoby się wydawać, że umiejętność głośnego czytania potrzebna jest tylko aktorom. Legouve, jako autor licznych sztuk scenicznych, pisał je nie po to, żeby je czytano, ale po to, żeby je wystawiano w teatrze i żeby każde napisane przez niego słowo było głośno i wyraźnie wypowiedziane przez aktora i dokładnie usłyszane przez każdego widza. Słuchając, w jaki sposób to, co napisał, jest wypowiadane przez aktorów, zauważył, że sprawa ta nie polega wyłącznie na umiejętności wyraźnego mówienia, ale także i przede wszystkim na rozumieniu tego, co się mówi. Jeżeli ktoś czyta to, co napisałem, po cichu, to nie wiem, czy właściwie rozumie moje myśli. Wystarczy jednak, żeby odczytał to na głos, a wtedy łatwo będzie się można zorientować, czy i w jaki sposób rozumie to, co czyta. Okazuje się więc, że sztuka czytania na głos jest, w swej istocie, sztuką rozumienia czytanego tekstu, sztuką interpretacji zawartych w nim myśli, sztuką wydobywania ukrytych w nim wartości.

Tak więc to, co wydawało się błahostką, okazało się sprawą niezmernie poważną. I dlatego Legouve zaczyna swój podręcznik od pięknej, głębokiej myśli:

„Nic nie jest błahostką w wielkiej sprawie wychowania” (L ‘art de la lecture, cyt.wyd., s. 1).

„Zacznijmy od pytania: czy czytanie jest sztuką? Wielu w to wątpi, niektórzy wręcz temu zaprzeczają. Jeśli chodzi o mnie – pisze Legouve – to 30 lat studiów, 30 lat powtarzanych doświadczeń, przekonało mnie, że to jest sztuka równie trudna jak prawdziwa, równie pożyteczna jak trudna i postaram się to udowodnić” (tamże, s. 3). „30 lat”, o których pisze Legouve, to okres długiego, stopniowego dochodzenia do odkrycia, czym jest, w swojej istocie, sztuka czytania. W sposób paradoksalny, sam najwięcej nauczył się ucząc innych. Wyjaśniając innym, jak należy czytać, zrozumiał sam, czym jest czytanie. I oto druga myśl, paradoksalna, piękna i głęboka:

„Nauczanie innych to doskonały sposób zdobywania wiedzy” (Enseigner est un excellent moyen d ‘apprendre, tamże, s. 13).

Zwykle było tak. W gronie uczniów, których trzeba było nauczyć sztuki czytania, zauważał osobę, piękną jak posąg i posiadającą śliczny głos – wymarzony materiał na odtwórcę roli w jego dramacie. Osoba ta zazwyczaj nie potrafiła czytać na głos i trzeba było wielkiego trudu, żeby ją tej sztuki nauczyć, żeby „tchnąć życie w ten piękny posąg” (tamże, s. 14).

Legouve zauważył, że praca dramatopisarza jest pod pewnym względem bardzo podobna do pracy kompozytora. Nie wystarczy, że napisze się znakomity utwór, trzeba jeszcze znaleźć wykonawcę, który potrafi swoim wykonaniem wydobyć wartości, które znajdują się w tym utworze

Ucząc głośnego czytania Legouve zauważył, że najpiękniejsze fragmenty arcydzieł, jeśli potrafiliśmy je prawidłowo odczytać, same wchodzą do naszej pamięci. Książkę, która nam się podobała, chcieliśmy mieć zawsze przy sobie, a teraz to, co nas najbardziej w niej zachwycało, znajdujemy w  sobie

Idąc na spacer do lasu – opowiada o sobie Legouve – nie muszę zabierać ze sobą ulubionych książek. Pozornie jestem w lesie sam, a w rzeczywistości są tam ze mną Lamartine, Corneille, La Fontaine, Victor Hugo; przypominam sobie ich najpiękniejsze wiersze, recytuję ich fragmenty i pytam towarzyszących mi poetów, czy akceptują moją interpretację tego, co napisali (L ’art de la lecture, s. 105).

Przy czytaniu wierszy, trzeba pamiętać o tym, że są to wiersze, a więc są w nich jakieś rytmy i rymy i recytując, należy je uwzględnić; jeżeli w recytowanych wierszach znajduje się coś z malarstwa i muzyki, osoba czytająca wiersze powinna stawać się w takich momentach malarzem i muzykiem. Trzeba też wiedzieć, ze każdy wielki poeta posiada swój własny sposób pisania, a z tego wynika wniosek, że musi być tyle różnych sposobów recytowania wierszy, ile jest różnych sposobów ich pisania. Recytować wszystkie wiersze w taki sam sposób, to „zasłaniać cudowną różnorodność dzieł ohydną szarzyzną jednakowości” (tamże, s. 123-124). Z recytowanego utworu powinno wynurzać się indywidualne, jedyne w swoim rodzaju oblicze jego twórcy. To rozbudzenie wrażliwości na różnorodność twórców i dzieł, uznanie tej różnorodności za wartość kulturalną to także cenny wkład do filozofii masońskiej. Chodzi tu przecież o sprawy znacznie ważniejsze niż uczenie głośnego czytania. To, co na pierwszy rzut oka mogło się wydać tylko podręcznikiem dla dzieci i aktorów, staje się traktatem o wartościach kultury i o sztuce spotykania się z arcydziełami.

Kiedyś filozof Victor Cousin (1792-1867) słyszał, jak Legouve dowodził, że dzięki głośnemu czytaniu można wydobyć takie treści, których przy cichym czytaniu nie zauważa się. – Jaką Pan ma gwarancję – zapytał Cousin – że nie są to treści, które Pan sam tam umieścił i o których nie śniło się czytanym przez Pana poetom?

Legouve odparł, że poeta tworząc w natchnieniu może odkrywać praw­dy, które widzi jasno w chwili, gdy je utrwala na papierze, a później, gdy natchnienie minie, nie pamięta, co miał na myśli, kiedy pisał dany fragment. Przypomniał, że mówił o tym wielki Corneille, kiedy proszono go o wyjaś­nienie sensu kilku wierszy. Głośne czytanie może ujawnić to, o czym poeta zapomniał i to, z czego w pełni nie zdawał so­bie sprawy, a co obiektywnie, realnie tkwi w jego wierszach (s. 138-139).

Podawane przez niego przykłady interpretacji niektórych wierszy są niezwykle interesujące. Wykraczamy daleko „poza naukę czytania na głos” na obszar, w którym Legouve ukazuje nam własną metodę interpretacji tekstu. Zastanawiając się nad tym, jak „odczytać” („wyrecytować” wiersz Ponsarda Monolog Galileusza, Legouve założył, że w tekście liczącym 120 linijek powinna znaleźć się taka linijka najważniejsza, będąca  portretem duchowym Galileusza i równocześnie ośrodkiem promieniowania sensu na wszystkie pozostałe słowa wiersza (s. 162- 163).

Była to ta sama metoda, którą stosował Mozart, kiedy, mając przed sobą tekst, komponował do niego muzykę. Nie było to nigdy dobieranie melodii do kolejnych słów tekstu, ale zawsze poszukiwanie w tekście tego najważniejszego słowa, które określa sens całego tekstu i stanowi centrum, od którego należy rozpocząć kompozycję.

W Monologu Galileusza za takie centrum uznał Legouve słowa: Science! amour du vrai!

Z tego punktu widzenia poszukiwany portret Galileusza czynił z niego  personifikację Nauki jako pasji badawczej; jako wytrwałego dążenia do odkrycia prawdy o wszechświecie.

Innym przykładem może być zdanie Bossaita:

„Przez słowo wolność, Rzymianie rozumieli takie państwo, w którym jest się poddanym jedynie prawu i nikt nie stoi ponad prawem”.

Czytając to zdanie po cichu nie posiadamy narzędzia do wyodrębnienia tego, co najważniejsze. Kto nie umie „czytać”, nie wyróżnia – czytając na głos – żadnego słowa. Natomiast ten, kto opanował „sztukę czytania” i prawidłowo zrozumiał tekst, przeczyta to zdanie w taki sposób, ze najważniejsze słowa (wolność i prawo) zostaną wypowiedziane głośniej, odsłaniając sens całego zdania:

„Przez słowo WOLNOŚĆ, Rzymianie rozumieli takie państwo, w którym jest się poddanym jedynie PRAWU i nikt nie stoi ponad PRAWEM” (s. 194-195).

Podsumowując: „każde zdanie – pisze Legouve – zawiera jakieś jedno lub kilka słów, w których jest skondensowany, streszczony sens całego zdania. Trzeba więc wypowiadać to zdanie w taki sposób, żeby właśnie te słowa zostały wysunięte na pierwszy plan i oświetlone taką siłą, która sprawi, że myśl autora trafi przez ucho do umysłu słuchacza” (s. 194).

Kolejny rozdział:

Dodaj komentarz