źródło: uniwersyteckie.pl, Krzysztof Smura fot. Adrian Wykrota
Potrzebujemy rozgłosu jak kania dżdżu – mówi Aleksander Gniot, kustosz w dziale zbiorów specjalnych Biblioteki Uniwersyteckiej. Na co dzień wraz z Iulianą Grażyńską strażnik skarbu, którym szczyciłaby się każda placówka kulturalna świata.
Tam skarb twój, gdzie serce twoje. Czyli gdzie? Moim zdaniem w Collegium Martineum, kilka metrów za portiernią. Do serca prowadzą podwójne drzwi. Nie skrzypią. Za nimi niegdyś funkcjonowała czytelnia. Pomieszczenie oblegane przed laty przez studentów dziś jest oazą ciszy. Może to i dobrze bo znajdziemy tu skarb. Prawdziwy i jedyny w swoim rodzaju. Masoni już o nim wiedzą, a Państwo?
Do rzeczy. Jesteśmy w posiadaniu największego w Europie zbioru masoników. Paradoksalnie, podobnie jak w przypadku zbioru dotyczącego procesów o czary (Archiwum Państwowe) zawdzięczmy go Himmlerowi. Dziś w naszych archiwach jest ponad 80 tysięcy woluminów, wśród których znaleźć możemy prawdziwe wydawnicze perełki.
– Zbiory w 1949 roku przywędrowały do Poznania ze Sławy Śląskiej. Uszły uwadze Armii Czerwonej. Wcześniej gromadzono je na rozkaz Himmlera – mówi kustosz – Niemcy nie mieli problemu ze znalezieniem masonów. Od lat istniał u nich obowiązek spisywania członków poszczególnych lóż. Wraz z dojściem do władzy nazistów rozpoczęło się likwidowanie ruchu masońskiego, a tym samym środowisk związanych z ideami humanizmu, tolerancji i liberalizmu.
Początkowo zbiory niemieckich masonów były gromadzone w głównej berlińskiej loży. Himmler zafascynowany ezoteryką, różokrzyżowcami i masonerią chciał je mieć blisko siebie. Podobnie było ze…